Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
Musiał coś uderzyć, co- kolwiek, musiał jakoś dać ujście furii, zanim coś w nim eksploduje. - Kontakt - rozległ się w interkomie głos Nodona. - Mamy kontakt radarowy z jakimś statkiem. Fuchs odwrócił się w kierunku głośnika wbudowanego w grodź. - Wygląda na statek logistyczny - dodał Nodon. Wargi Fuchsa wygięły się w pozbawionym radości uśmiechu. - Idę na mostek - oznajmił. Zanim dotarł na wąski, wypełniony sprzętem mostek, Nodon miał już statek zaopatrzeniowy na głównym ekranie. Amarjagal siedziała w fotelu pilota, milcząca i ponura jak zwykle. Fuchs stał za nią i skupił swą uwagę na statku. - Co statek zaopatrzeniowy robi tak głęboko w Pasie? - zasta- nawiał się głośno. Wielkie, jakby płynne oczy Nodona przeniosły wzrok z ekranu na Fuchsa i z powrotem. - Może zboczył z kursu - podsunął. - Albo to pułapka - warknął Fuchs. - Mamy jakieś inne statki w zasięgu? - Nie, kapitanie. Najbliższy obiekt to mała asteroida, mniej niż dziesięć metrów średnicy. - Odległość? - Czterysta kilometrów. A dokładniej, czterysta trzydzieści dwa. - Czy to może być zamaskowany inny statek? - Za nią może być inny statek - odezwała się Amarjagal. - Albo na niej. Sygnalizator radia zaczął mrugać na pomarańczowo. - Próbują nas wywołać - rzekł Nodon, wskazując na migające światełko. - Posłuchajmy, ale nie odpowiadaj. - Tu Kozioł - rozległ się głos z głośnika. Głos mężczyzny; Fuchsowi wydawało się, że drży. Jest podekscytowany, może zde- nerwowany. - Mamy pełną ładownię towaru na sprzedaż. Jeśli nie macie niczego na wymianę, możemy udzielić kredytu. - Czy Kozioł to statek HSS? - zwrócił się do Nodona Fuchs. Palce Nodona przebiegły szybko po klawiszach. - Nie, kapitanie. Jest zarejestrowany jako niezależnv. - Lasery gotowe? Wskazując na zielone światło na konsoli broni Nodon odparł: - Tak, kapitanie. Załoga w gotowości. W ładowni Kozła oddział najemników już czekał w skafandrach kosmicznych i rozgrzewał lasery. - Nie otwierajcie klapy, dopóki nie powiem - oznajmił dowódca ze swojego stanowiska na galeryjce obiegającej obszerną ładownię. - Nie mam zamiaru zdradzić się za wcześnie Fuchsowi z tym, że zamierzamy przypiec mu tyłek. Fuchs potarł swój szeroki, zarośnięty podbródek i patrzył na obraz statku zaopatrzeniowego na głównym ekranie mostka. - Co statek zaopatrzeniowy robiłby tak głęboko w Pasie? - po- wtórzył. - Tu nie ma żadnych górników ani poszukiwaczy. - Z wyjątkiem nas - zgodziła się Amarjagal. - Ognia! Numer pięć, celować w ładownię! - warknął Fuchs. Nodon zawahał się przez ułamek sekundy. - Ognia! - wrzasnął Fuchs. Pierwszy strzał z lasera zdolal zaledwie przebić grubą ścianę ładowni Kozła. Powietrze zaczęło uciekać z ładowni, a odziany w skafander dowódca wydał rozkaz otwarcia luków i rozpoczęcia ostrzału Nautilusa. Siedzący w kokpicie Abrams poczuł, jak zimny pot spływa mu po całym ciele. -Strzelajądo nas! Wanmanigee również spoważniała. - Wskakujemy w skafandry! Szybko! To były jej ostatnie słowa. Nie spuszczając z oczu głównego ekranu Fuchs szybko do- strzegł, że luki Kozła otwierają się. - Strzelają do nas - rzekła obojętnie i spokojnie Amarjagal. - Strzelajcie ze wszystkich laserów - rozkazał Fuchs. - Roz- walcie ich na strzępy. Walka była nierówna. Wiązki laserowe Kozła uszkodziły mie- dziane osłony Nautilusa. Pięć laserów Nautilusa przebiło się przez gruby kadłub Kozła, rozniosło na strzępy ładownię i moduł załogowy Kozła w ciągu kilku sekund. Fuchs widział, jak od wraku oderwało się kilka postaci w skafandrach. - Przerwać ogień - zarządził. Postukując palcem w obraz unoszących się bezradnie postaci, Nodon spytał: - Zabieramy ich? - Chcesz się z nimi dzielić racjami? - uśmiechnął się krzywo Fuchs. Nodon zawahał się, niepewny. - A jeśli weźmiemy ich na pokład, co z nimi zrobimy? Jak się ich pozbędziemy? Polecimy z nimi na Ceres, żeby ich tam zostawić? Nodon potrząsnął głową. Jednak odwrócił się w kierunku bez- radnych postaci unoszących się obok wraku, który jeszcze chwilę wcześniej był statkiem. Zamarł z palcem na przycisku radia. - Nie przełączaj się na ich częstotliwość! - rozkazał Fuchs. - Nie chcę słuchać ich żebraniny! Przez chwilę Fuchs i reszta załogi na mostku obserwowała dry- fujące powoli postacie. Pewnie krzyczą o pomoc, pomyślał Nodon. Błagają o litość. A my ich nie wysłuchamy. Fuchs wreszcie przerwał milczenie. - Przyspieszenie jedna trzecia g - rozkazał. - Wracamy na po- przedni kurs. Znajdźmy jakiś statek zaopatrzeniowy i uzupełnijmy zapasy. -Ale... - To najemnicy - warknął Fuchs. - Wynajęci zabójcy. Przylecieli nas zabić. A teraz zginą. Niewielka strata. Twarz Nodona nadal wyrażała smutek. - Ale jak zginą. Będą tak lecieć., na zawsze