Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
Mieliœmy nadziejê. - To pobo¿ne ¿yczenia - wtr¹ci³ za³amany Ronald i porusza³ zakrwawionymi stopami. - Mr. Daniec wy³¹czy³ przy mnie jeden z monitorów w podziemiach. Potem pobiegliœmy tunelem podziemnym do przybudówki i zeszliœmy do miasta. ¯adnych sygna³ów nie nada³. - To kto rozwali³ te monitory? - Nie wiem, braciszku. Nagle kolega Pietraœ zwróci³ siê do mnie po polsku, co wywo³a³o wœród Amerykanów lekkie zaniepokojenie. - Mo¿e by zapytaæ tê ca³¹ Susan, jakim cudem ma na sobie ubranie? - zapyta³ z przejêciem. - Przestañmy siê bawiæ w podchody. - O czym mówicie? - zainteresowa³ siê Paul. - O Susan? - Kolega Pietraœ przypomnia³ mi pewn¹ rzecz - zwróci³em siê do nich. - Nurtuje go pewna sprawa dotycz¹ca Susan. Szkoda, ¿e ona nie mo¿e odpowiedzieæ. Wyczerpana p³aczem Susan zabe³kota³a coœ, lecz taœma na ustach uniemo¿liwia³a prawid³ow¹ mowê. - S³ucham? - wbi³ we mnie badawczy wzrok Paul. - Jakim cudem Susan ma na sobie ubranie? - zacz¹³em. Milczeli, nie wiedz¹c do czego zmierzam, wiêc mówi³em dalej. - Wszyscy z nas, oprócz Johna Deepa i jego znajomej, jesteœmy w pid¿amach. Nic dziwnego. Zaskoczyli nas podczas snu, w ³ó¿kach. Mr. Deep mia³ okazjê uwolniæ siê, to i siê ubra³. Ale reszta? - Do czego zmierzasz? - skrzywi³ siê z niesmakiem Duncan. - Ju¿ wiem, David - przerwa³ mu Paul. - Jako ¿e moja córka nie mo¿e mówiæ, odpowiem Mr. Dañcowi. Otó¿, nie ka¿dy zasypia w pid¿amie o przyzwoitej porze. Niektórzy k³ad¹ siê w ubraniu na ³ó¿ku i do póŸna czytaj¹ ulubion¹ lekturê. Tak robi Susan. Ju¿ od dziecka tak robi³a... - Zasnê³aœ w ubraniu? - zerkn¹³em na ni¹. Przytaknê³a i spuœci³a wzrok. Zaczê³a poci¹gaæ g³oœno nosem, gdy¿ taœma na ustach utrudnia³a jej oddychanie. Mia³a katar. - To chyba jedyne logiczne wyjaœnienie - dorzuci³ Duncan. W sali zapanowa³a niezdrowa cisza. I nie trwa³a d³ugo. Oto bowiem do salonu wpadli wœciekli Gareth z Kamerzyst¹. - Zaklej im usta! - rozkaza³ Gareth. - Koniec konwersacji! - Co siê dzieje? - zapyta³ Paul Benetton. - Zamknij siê! Zaklejono nam usta plastrem. Nie mogliœmy ju¿ ze sob¹ rozmawiaæ. Po chwili nie patrzyliœmy ju¿ na siebie, gdy¿ Gareth wyda³ kompanowi kolejny rozkaz. - Zaklej im oczy! Wszystkim! - Ju¿ siê robi! Na nic zda³y siê nasze protesty. Kamerzysta œpieszy³ siê i nie stara³ siê byæ zanadto delikatny. Potem nas wyprowadzono z salonu i poprowadzono korytarzem, w którym nasze kroki dudni³y niczym marsz skazañców. Czasami ktoœ wpad³ na donicê i jêkn¹³ z bólu, inny potkn¹³ siê o nogi drugiego. Terroryœci popêdzali nas w kierunku holu, spêdzali jak byd³o, krzyczeli przy tym nerwowo. Wreszcie trafiliœmy na hol. Jednostajny szum wirników helikoptera dochodz¹cy z zewn¹trz, upewni³ mnie, ¿e maszyna by³a zdolna do lotu. Tak wiêc pilotowi uda³o siê naprawiæ uszkodzony przez Deepa pulpit sterowniczy i mechanizm ¿yroskopowy. Mniejsza o detale. Zastanawia³em siê raczej, dok¹d chcieli nas st¹d wywieŸæ? I sk¹d ta nag³a zmiana planów? Mog³em siê tylko domyœlaæ, ¿e powodem by³a obecnoœæ na zamku tajemniczego osobnika. To pewnie on napêdzi³ terrorystom strachu. Inna sprawa, ¿e moja historyjka o nadaniu sygna³u SOS wzmocni³a w nich obawy przed nieznanym intruzem i jednoczeœnie uwiarygodnia³a wersjê z atakiem policji. Wypchnêli nas na dziedziniec. Ha³as wytwarzany przez ³opaty wirnika by³ nieznoœny. Tak sarno dokuczliwy sta³ siê ch³ód zbli¿aj¹cego siê poranka. - Co ty zrobi³eœ?! - niós³ siê po dziedziñcu krzyk Ursuli Pappani. - O co ci chodzi?! - zdenerwowa³ siê Gareth. - Po co nam oni wszyscy? - Co?! Mów g³oœniej! - Wszystkich nie zabierzemy! WyprowadŸ tych tutaj! Pakuj tylko Benettonów! - Dobra, dobra! - A prawnik?! - Tego te¿. To prawie rodzina. Johna Deepa zostaw! - A nagranie? - Innym razem! Nied³ugo porwiemy Toni¹ Hanksa, to nam strzeli ekstra przemówienie w obronie zwierz¹t! -Lepszy Hanks ni¿ Arnold Schwarzenegger. -Nie da³byœ mu rady! ZaprowadŸ ich z powrotem do zamku! I przynieœcie skrzyniê! -Ju¿ siê robi! Ta wiadomoœæ doda³a mi otuchy! Poczu³em siê l¿ejszy