Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
Usiłował nawet pocałować go w rękę. Przecież w ciągu tych trzech tygodni restauracja przyniosła temu grubasowi, który płakał teraz jak dziecko, więcej dochodu aniżeli poprzednie trzy lata. Ale Tomaso był teraz nieprzejednany. Po upływie kilku godzin pędził ekspresem ku błogosławionym przestrzeniom luksusowego wybrzeża. Dwa dni podróży minęły bardzo szybko. Rankiem trzeciego dnia Tomaso pogwizdując wesołą piosenkę wysiadł na zalanym słońcem peronie. W ręce miał tylko niewielką walizeczkę. Nie miało przecież sensu zabierać ze sobą bagażu, skoro wystarczyło wejść do sklepu, gdzie nie tylko za darmo otrzyma wszystko, czego potrzebuje, lecz jeszcze wysłucha mnóstwa podziękowań. Wyszedł na plac przed dworcem, ujrzał rzędy palm, ocean i mewy unoszące się nad wodą. „Warto żyć! — zawołał Magaraf w duchu, przejęty otaczającym go pięknem i dźwiękami dolatującej zewsząd muzyki, jak również atmosferą jakiejś odświętności, która go ogarnęła. — Warto żyć!” Trzeba było teraz wybrać najlepszy hotel. Siadł do taksówki spytał szofera: — Powiedz mi, przyjacielu, który hotel jest najlepszy? — „Astoria” — powiedział szofer — ale ja bym radził „Pałace”. Tam jest teraz bardzo interesująco. — Dlaczego? — zapytał Tomaso. — Dlatego, że tam teraz mieszka Tomaso Magaraf. — Tomaso Magaraf? —”zdziwił się nasz bohater. — Któż to jest Tomaso Magaraf? — To pan nie wie? — zdziwił się z kolei szofer. — To ten. Którego niedawno skazano za to, że urósł. ROZDZIAŁ JEDENASTY O tym, jak Tomaso Magaraf postanowił nie czynić żadnych kroków Gdy Tomaso usłyszał odpowiedź, roześmiał się sądząc, że szofer go poznał z fotografii w pismach i żartuje, ale szofer spojrzał i takim zdumieniem na niego, że zrobiło mu się nieprzyjemnie. — Tu coś jest nie w porządku. Widocznie mylicie się. To niemożliwe. — Szofer nic nie odpowiedział uważając najwidoczniej, że nie warto wdawać się w dyskusję. Wkrótce zatrzymali się przy marmurowych schodach hotelu „Pałace”. Pierwszą rzeczą, którą Magaraf ujrzał, gdy wysiadł z samochodu, były olbrzymie witryny magazynu męskich ubrań ,,Dandy”, a w każdym z nich plakaty: TOMASO MAGARAF ubiera się tylko u nas Wszedł do hotelowego hallu, podobnego jednocześnie i do rzymskiej łaźni, i do hangaru, podszedł do portiera, który siedział przy swoim kontuarze jak sędzia Sądu Najwyższego — Ogromnie żałuję — rzekł portier — ale nie mamy wolnych pokoi. — Zgadzam się na byle jaki. — Niestety, pomimo najszczerszych chęci nic nie mogę na to poradzić. O ile się nie mylę, chciałby pan zobaczyć pana Magarafa. — Tak jest. Mam bardzo pilną sprawę do mego. — Obawiam się, że to będzie niemożliwe. Pan Magaraf jest ogromnie zajęty. Wątpię, czy znajdzie wolną chwilę dla pana, zresztą nie ma go teraz w hotelu. Tomaso odpowiedział: — W takim razie zaczekam — i rozsiadł się wygodnie w fotelu Właściwie sam nie wiedział, dlaczego nie powiedział od razu, że to on jest tym prawdziwym Tomaso Magarafem i że najwidoczniej jakiś oszust podszywa się pod jego nazwisko. Siedział w wygodnym fotelu zdecydowany stoczyć choćby najzaciętszą walkę o swoje prawa. Myśl, że jakiś jegomość, który skradł mu jego sławę, korzysta na razie z jej dobrodziejstw i nawet nie domyśla się, kto go tutaj oczekuje, sprawiała mu przyjemność. „Poczekaj, braciszku, potańczymy sobie — myślał Tomaso pełen oburzenia. — Odechce ci się podobnych dowcipów”. Siedział w chłodnym hallu, snuł plany zemsty, aż wreszcie znudziło mu się. Wtedy wyszedł na ulicę i zaczął bez celu wałęsać się po mieście. Za długą palmową aleją rozlegał się jakiś monotonny szum: to łagodne fale oceanu szemrały u wybrzeża, zwiastując niedaleki przypływ. Na plaży było pełno ludzi. W parku położonym tuż na brzegu śpiewały ptaki i brzęczały owady