Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

- Czy zatem pan Stasiak gotów byBby da wiar sBowom Swetoniusza? - podejmuje tymczasem Karakan, ogldajc ze skupieniem czubki wBasnych butów. - A kim|e my jeste[my, robaki mizerne, |eby podawa w wtpliwo[ wiarygodno[ 29 Gajusza Swetoniusza Trankwillusa?! Przypomnijmy:  Alea iacta est", co, jak wszyscy dobrze wiedz, da si w wiadomym kontek[cie przeBo|y jako:  Ko[ci zostaBy rzucone". Karakan nagle zawraca, drobi do biurka, bierze ksi|k i przerzucajc kartki, wraca na [rodek klasy. - Jakim ci|arem owe znamienne sBowa poBo|yBy si na dalszym losie Cezara? - podjB patetycznie, wznawiajc swój spacer. - Dokd go ostatecznie zaprowadziBy, gdy pod|ajc tropem wBasnej zapowiedzi przekroczyB Rubikon i ruszyB na Rzym? PosBuchajmy Swetoniusza:  Cezar zasiada. Spiskowcy niby dla okazania czci otoczyli go zwartym koBem. Najbli|ej staje Cymber Tyliusz, który pierwsz podjB rol: oto jak gdyby chcc o co[ prosi podchodzi bli|ej do Cezara. Ten ruchem gBowy odmawia i gestem rki oddala spraw na inny czas. W tej chwili Tyliusz zrywa mu tog z obydwu ramion. Cezar zawoBaB: «Có| to, gwaBtu si dopuszczasz?» Wtedy jeden z Kasków zadaje mu cios z tyBu, troch poni|ej gardBa. Cezar chwyta Ka[k za rami i przebija je piórem metalowym. Pragnie skoczy naprzód. Nie zd|yB. Znowu cios. Gdy spostrzegB, |e ze wszystkich stron gro| mu wycignite sztylety, zasBoniB sobie twarz tog, jednocze[nie za pomoc lewej rki owinB si faBdem togi a| poni|ej goleni, aby przystojniej upa[, nawet doln cz[ ciaBa zd|yB zakry. Tak zakButy zostaB dwudziestoma trzema ciosami"*. Zamknite dzieBo Swetoniusza wdruje pod pach, Karakan z min natchnionego wizjonera znowu przebija si przez labirynt Bawek