Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
– Użyjcie szmat – doradzał zaniepokojony Arhys. – Żeby nie wrzynały się w skórę. Ista zerknęła na strupy okalające jak bransolety jej własne przeguby. – Zwiążcie mi też nogi – nalegała Cattilara. – Mocniej! Goram, pilnowany niespokojnym spojrzeniem margrabiego, wykazywał przesadną ostrożność, lecz Liss w końcu udało się zawiązać takie supły, które uzyskały aprobatę Cattilary. Ista przesunęła swój stołek tak, by znaleźć się naprzeciw margrabiny, w pełni świadoma leżącego tuż przy jej spódnicy krzepkiego, bezwładnego Arhysa. – Zaczynajcie więc, lady Cattilaro. Wypuśćcie demona. Cattilara zamknęła oczy. Ista przymknęła swoje, próbując ujrzeć drugim wzrokiem wewnętrzne zarysy obojga. Nie wyglądało to na wypuszczanie – już prędzej na wyganianie. – Wyłaźże! – mruczała Cattilara jak chłopiec próbujący kijem wypłoszyć borsuka z nory. – Już! Buchnęła nagła fala niewidzialnej fioletowej poświaty. Ista przywołała na pomoc całą swą wrażliwość. Twarz Cattilary uległa wyraźnej zmianie: poprzednio sztywna i napięta, teraz rozciągnęła się w omdlewającym uśmiechu. Język przesunął się lubieżnie po zębach. Potem wykrzywiła się w dziwnym grymasie, jakby próbowała inaczej niż zwykle ułożyć mięśnie. Fioletowa poświata rozpłynęła się po całym ciele, aż po czubki palców. Oddech stał się płytszy. Oczy otworzyły się gwałtownie i na widok Isty rozszerzyły z przerażenia. – Oszczędź nas, o Jaśniejąca! – wrzasnęła Cattilara przeraźliwie, a wszyscy w komnacie aż się wzdrygnęli. Zaczęła szarpać się i chybotać na krześle. – Pozwól nam wstać, rozwiąż nas! Rozkazujemy ci! Puszczaj nas, puszczaj! Po chwili przestała i zawisła w więzach, dysząc gwałtownie, a potem na jej twarzy na jedno okamgnienie zagościł wyraz przebiegłości. Opadła z powrotem na krzesło, zamknęła oczy, znów je otworzyła, mrugając z udawanego przestrachu. – Sami widzicie, że to nic nie da. Za nic nie chce wyleźć, nawet dla mnie. Pozwólcie mi wstać. Ista widziała, że fioletowa poświata nadal wypełnia ciało Cattilary. Odpędziła machnięciem ręki Liss, która z rozczarowaną miną ruszyła w stronę krzesła. – Nie, to stworzenie kłamie. Wciąż jeszcze tu jest. Twarz Cattilary znów uległa przemianie; tym razem skrzywiła się z wściekłości. – Puść nas! Wy durnie, nie macie pojęcia, co sprowadziliście na Porifors! – Ciskała się i szarpała z przerażającą siłą, kołysząc całym krzesłem. – Uciekać, uciekać! Musimy uciekać! Wszyscy uciekać! Póki czas! Ona już się zbliża! Ona już się zbliża! Puszczajcie nas, puszczajcie... – Głos Cattilary wznosił się nieustannie, aż na koniec przeszedł w nieartykułowany wrzask. Krzesło omal nie runęło na ziemię, Goram złapał je w ostatniej chwili i przytrzymał. Oszalała walka z więzami nie słabła, choć Cattilara spurpurowiała z wysiłku, a jej oddech zmienił się w rzężenie. Czy demon był na tyle zdesperowany, by szukać drogi ucieczki przez śmierć Cattilary, jeśli tylko udałoby mu się ją zaaranżować? Ista doszła do wniosku, że to bardzo prawdopodobne. Bez trudu wyobraziła sobie, jak demon łamie kark swojemu nosicielowi, ciskając nim wściekle o ścianę czy też zwalając głową w dół z balkonu. Było oczywiste, że zadawanie bólu ciału Cattilary nie odniesie żadnego skutku, nawet gdyby Arhys na to pozwolił... Cóż, on też nie miałby innego wyboru, jak tylko siedzieć i biernie się temu przyglądać. Tak czy inaczej jasne było, że taka taktyka okazałaby się bezowocna. – No dobrze – westchnęła Ista. – Wracajcie, lady Cattilaro. Fioletowa fala zaczęła przelewać się tam i z powrotem w obrębie wstrząsanego drgawkami ciała Cattilary. Poświata na chwilę osłabła, lecz zaraz zalała je ponownie. Czyżby Cattilara nie była w stanie odzyskać władzy? Tego Ista się nie spodziewała. A ja jej obiecałam, że sobie z nim poradzę... – Zostań – rzuciła prędko. – Zostałam przysłana przez boga, aby przeciąć ten węzeł. Uwolnij Arhysa, a ja uwolnię ciebie. – Czy demon jej uwierzy? A co ważniejsze, czy taka groźba będzie dla Catti wystarczającym bodźcem do odzyskania przewagi? Walka demona i Catti zamarła. Płynąca w powietrzu materia duszy pomknęła z powrotem ku Illvinowi. W jednej chwili z twarzy Arhysa zniknął wyraz przerażenia, a zastąpiła go pustka. Bezwładna, blada nieruchomość. Runął na bok jak przewrócona szmaciana lalka