Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
Ten schron był teraz ich domem. Wiedziała, że bez względu na to, co się stanie z Sarah i z całym światem, ona będzie z nim, jeśli tylko on tego zechce. Kochała go. Ciągle było daleko do prototypu F-lll i ukrytych w nim zapasów broni, amunicji i medykamentów. Droga była na tyle trudna, że nawet półciężarówka z napędem na cztery koła miała problemy, by się przez nią przedostać. Natalia martwiła się, czy dobrze zabezpieczyli wejście do schronu. Całkiem niepotrzebnie. System balansowy, który Rourke zainstalował przy włazie, był niezawodny. Poza tym szereg licznych wewnętrznych zabezpieczeń dawał pewność, że nikt niepowołany nie dostanie się do środka. Prowadziła samochód z wygaszonymi reflektorami. Księżyc dawał wystarczająco dużo światła. Zygzak błyskawicy rozświetlił nagle niebo pełne chmur, granatowych w jej blasku. Paul spał obok. Ziewnęła szeroko, opuszczając boczną szybę pomalowanego w barwy ochronne forda. Wystawiła głowę przez okno, by orzeźwić się chłodnym powietrzem nocy. Przypomniał jej się fragment wiersza amerykańskiego poety Roberta Prosta: "...wiele mil jeszcze przede mną, nim spokojnie usnę..." Natalia bardziej lubiła utwory Rosjan, ale te słowa Prosta wydawały się bardzo pasować do obecnej sytuacji. ROZDZIAŁ XIV Nie mogła oderwać oczu od pistoletów, które miał w kaburach pod pachami. Nigdy się z nimi nie rozstawał. Skóra kabur i pasów uprzęży była mocno już przybrudzona Był przecież tak długo w podróży, szukając ich. Michael i Annie spali. Sarah dokonała nie lada sztuki, układając ich do snu. Powrót ojca bardzo dzieci ożywił. W końcu jednak uległy argumentowi, że jutro pojadą do nowego domu i że podróż będzie bardzo długa i ciekawa. Sama była zdenerwowana. Nie mogła zdecydować się na wyjazd. Radość z nieoczekiwanego spotkania rozpłynęła się w wątpliwościach. Dowiedziała się od Johna o śmierci Billa. Mary Mulliner usiadła na krawędzi małego stolika, przy którym się wszyscy zebrali. Naprzeciwko Johna siedział z cygarem w ustach Pete Critchfield, po prawej Tom - który już zdążył opowiedzieć Sarah o pierwszym spotkaniu z jej mężem - a po lewej radiotelegrafista, Curley. Sarah siedziała obok Johna. Popatrzyła mu w oczy, gdy wyjmując cygaro z ust i zerkając w stronę Mary zaczął: - Pani Mulliner, zanim porozmawiamy... - Bili nie żyje, prawda? - przerwała mu. Sarah spostrzegła, że starej kobiecie drżą ręce. Mary, starając się to ukryć, zaciskała nerwowo dłonie. Usłyszała ciężkie westchnienie Johna. - Zginął walcząc - rzekł wolno. - Bardzo dzielnie walcząc. Próbował przyjść z pomocą partyzantom zaatakowanym przez gang motocyklistów. Nie cierpiał długo. Zerwała się z krzesła i podeszła do Mary, która zaczęła płakać. Objęła ją ramieniem i przytuliła do siebie. Rourke dokończył: - W swoich ostatnich słowach prosił mnie, bym przekazał pani, że bardzo panią kocha, pani Mulliner. Sarah popatrzyła na Johna oczami pełnymi łez. Ledwo mogła oddychać przez ściśnięte gardło. ROZDZIAŁ XV Sarah uspokoiła Mary dopiero po godzinie. Ją samą bolało gardło i piekły oczy. Wróciła do stołu, przy którym rozmawiali mężczyźni. Powietrze wokół jasno świecącej żarówki było sino-szare od dymu cygar. Z dalekiego zakątka schronu dochodził szum pracującego generatora. Dzisiaj ktoś inny pracował przy nim, zastępując Michaela. - Dobrze, że wróciłaś, Sarah - zwrócił się do niej Pete Critchfield, przywódca partyzantów. - Siadaj. John wstał i podsunął jej krzesło, po czym wrócił na swoje miejsce. - Próbuję przekonać twojego męża do pozostania z nami. Razem byśmy walczyli przeciwko komunistom. Przecież moglibyście zostać tutaj. - Pete głośno zakaszlał, puszczając dym z cygara przez dziurki od nosa. - John, co o tym sądzisz? - zapytała nieśmiało Sarah. - Zabieram ciebie i dzieci tam, gdzie będzie bezpiecznie, do naszej kryjówki - zaczął, patrząc na nią chłodnym, pełnym zdecydowania wzrokiem. - Zanosi się na coś paskudnego. Dziwne rzeczy dzieją się w atmosferze. Te ciągłe burze i błyskawice. To niesamowite lśnienie na horyzoncie. Musimy się do tego przygotować, aby przetrwać. Po wszystkim, jeśli przeżyjemy, z pewnością będę współpracował z Ruchem Oporu. Sarah, nie chcę wciągać ciebie i dzieci do walki. Nie chcę was niepotrzebnie narażać. - Nie zamierzam stawać pomiędzy mężczyzną i jego kobietą, John, ale wiesz, że... Rourke przeniósł wzrok z żony na Peta, który nagle zamilkł. Czarny Tom postanowił mu pomóc: - Pete myślał o tym, że ona jest jedną z nas. Walczy lepiej niż wielu z partyzantów, na przykład ja - mówiąc to roześmiał się. - Bardzo dobrze posługuje się bronią, twój syn także. Ponadto, cholera, to dzielna i silna kobieta. Mamy stracić ją, chłopca i małą Annie? Oni podtrzymują nas na duchu. Przecież wiesz, jakie to ważne. Jest twoją kobietą i należy do ciebie, ale nam nikt ich nie zastąpi, rozumiesz? Sarah popatrzyła na Toma. Jego czarne jak węgiel oczy były pełne ciepła. Murzyn uśmiechnął się do niej. Odwzajemniła mu uśmiech i spojrzała na męża. Widziała tylko jego profil. W zaciśniętych zębach trzymał nie zapalone cygaro. Jego wykrzywione usta odsłaniały olśniewająco białe zęby. John ogolił się przed spotkaniem i jego twarz wyglądała teraz tak, jakby była wykuta w kamieniu. Wyobrażała sobie, że tak mogłyby wyglądać twarze bogów. Przemówił szeptem, ale jego niski głos był doskonale słyszalny: - Sarah jest moją żoną i zabieram ją ze sobą. Wszyscy walczymy na swoje sposoby. Próbujemy zwalczać komuchów i robimy to dla Ameryki. Wierzę, że wygramy tę walkę, a wtedy ktoś będzie musiał się wziąć za odbudowę kraju. Moje dzieci dorastają i wkrótce zajmą nasze miejsca, ale teraz wymagają matczynego ciepła i opieki. To wszystko. Koniec dyskusji - rzucił, mocniej przygryzając cygaro. Sarah trzęsły się ręce. Toczyła wewnętrzną walkę. W końcu nie wytrzymała i zrywając się gwałtownie z krzesła, krzyknęła: - Niech cię cholera!!! Wybiegła na zewnątrz. ROZDZIAŁ XVI - Bob, jak myślisz, czy tam ktoś jest? Bob podniósł lornetkę do oczu. Ukradł ją w walce, po Nocy Wojny, gdy grasowali po całej Georgii. Było to w Commerce. Zabierali się właśnie do opróżniania sklepu, gdy pojawił się mały grubas z karabinem. Rozwalił dwunastu kumpli Boba, zanim wreszcie udało się go wykończyć. Bob miał po nim drobna pamiątkę - lewą dłoń bez małego palca. Grubas mu go odstrzelił