Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
.. jeœli chcesz... - Tyler ciê tu szuka³ - przerwa³a mu. - Chcia³ z tob¹ roz mawiaæ, mówi³, ¿e to wa¿ne. - Rozmawia³em z nim piêæ minut temu. Wzruszy³a ramionami. - Widocznie ma ci jeszcze coœ do powiedzenia. Czeka na ciebie w restauracji. - Aha. Dobrze. - DojedŸ bezpiecznie do domu. - Odwróci³a siê i podesz³a do okna. - Do widzenia, John Paul. Nie móg³ uwierzyæ, ¿e go odrzuca. Przez chwilê wpatrywa³ siê w jej plecy, a potem szybko zszed³ na dó³. Po¿egna³a go ch³odno, jak obcego. By³ zbyt za³amany, ¿eby siê zastanawiaæ, dlaczego nagle tak siê zmieni³a. Na szczêœcie ¿aden z agentów go nie zatrzyma³, kiedy szed³ przez posterunek. Knolte i jego kompani studiowali mapê, jedno czeœnie rozmawiaj¹c przez komórki. Jeden z nich próbowa³ go zaczepiæ, ale John Paul uda³, ¿e tego nie widzi. Pchn¹³ wahad³owe drzwi i wszed³ do restauracji. Wprawdzie sala jadalna by³a pusta. lecz z kuchni dobiega³o pogwizdywanie. Na zapleczu znalaz³ komendanta stoj¹cego przy grillu. W powietrzu unosi³ siê zapach pieczonego miêsa. - Gotowy do wyjazdu? - zagadn¹³ Tyler. - Prawie. - Chce pan hamburgera na drogê? - Nie, dziêkujê. Gdzie siê wszyscy podziali? - Obs³uga mojej restauracji? Przed chwil¹ odes³a³em ich do domu. Jeœli Knolte i jego ludzie bêd¹ chcieli coœ do jedzenia, sami sobie przygotuj¹. - Chcia³ siê pan ze mn¹ widzieæ w jakiejœ sprawie? Tyler zmarszczy³ brwi. - Ju¿ powiedzia³em, co mia³em do powiedzenia. Zostawi³em 311 JULIE GARWOOD kartkê z instrukcjami w pañskim samochodzie na wypadek, gdyby pan zmieni³ zdanie i postanowi³ skorzystaæ z goœciny w mojej chacie. Powinien pan to przemyœleæ - rzek³ z naciskiem. - Nie bêdê móg³ siê tam wybraæ przez nastêpny miesi¹c, co zawdziêczam krewnym mojej ¿ony. Oznajmi³a mi wczoraj wieczorem, ¿e musimy wzi¹æ udzia³ w dwóch weselach i jednym spotkaniu rocznicowym. - Pomyœlê o tym - obieca³ John Paul. - Dziêki za pomoc, jedzenie i ³ó¿ko. - Cieszê siê, ¿e mog³em pomóc - odpar³ Tyler i przez tylne drzwi wyprowadzi³ Johna Paula na alejkê. - Niech pan na siebie uwa¿a. - Yhm. - Otworzy³ drzwi samochodu i usiad³ za kierownic¹. Zauwa¿y³ z³o¿on¹ kartkê na siedzeniu obok. Wzi¹³ j¹ do rêki z zamiarem zwrócenia Tylerowi. - Jest pan pewien, ¿e tej ma³ej nic nie grozi? Komendant zada³ mu to pytanie po raz trzeci. John Paul po raz trzeci udzieli³ mu tej samej odpowiedzi: - Nic jej nie bêdzie. Nie wierzy³ w to ani przez moment, a po minie Tylera widzia³, ¿e on tak¿e nie wierzy. - Do zobaczenia! - zawo³a³ Tyler, unosz¹c w geœcie po¿egnania kuchenn¹ ³opatkê. John Paul w³o¿y³ kluczyk do stacyjki, rzuci³ kartkê na siedzenie i zamyœli³ siê. Sumienie nie dawa³o mu spokoju. Stara³ siê pamiêtaæ, ¿e Avery dokona³a wyboru. Tak, da³a mu do zrozumienia z ca³¹ jasnoœci¹, ¿e go nie chce i nie potrzebuje. By³ tylko jeden problem. On chcia³ i potrzebowa³ Avery. By³ przekonany, ¿e wyzby³ siê uczuæ ju¿ dawno, wraz z utrat¹ ostatnich z³udzeñ, a teraz sobie uœwiadomi³, ¿e tylko oszukiwa³ samego siebie, wmawiaj¹c sobie, ¿e wszystkich nienawidzi i nikogo nie potrzebuje. Okaza³o siê, ¿e jest tylko cz³owiekiem i ma swoje s³aboœci jak ka¿dy inny cz³owiek. Kto by pomyœla³? 312 ZEMSTA MATKI Czy chocia¿ lubi³ Avery? Tak, lubi³ j¹. Przem¹drza³a zo³za. Jak móg³by jej nie lubiæ? Kiwaj¹c g³ow¹, przekrêci³ kluczyk w stacyjce. Silnik zamrucza³ jak najedzony kot. Choæ bardzo siê stara³, nie mia³ w sobie doœæ si³y, ¿eby odjechaæ. Do licha, ta kobieta doprowadza³a go do szaleñstwa. Irytowa³a go i mêczy³a niczym swêdz¹ca wysypka. Chcia³a, ¿eby j¹ zostawi³. Tak? Do diab³a, tak. By³a pewna, ¿e bêdzie bezpieczna pod opiek¹ tych supermenów z bo¿ej ³aski... Avery by³a dzielna i bez w¹tpienia potrafi³a sobie radziæ z trudnoœciami, ale czy mog³a mieæ wp³yw na dzia³ania agentów przydzielonych do jej ochrony? Czy by³a w stanie dopilnowaæ, ¿eby nie spieprzyli sprawy? Wy³¹czy³ silnik. Co, do cholery, powinien zrobiæ? Niech FBI siê o ni¹ troszczy. Jasne. To by³o zdecydowanie najlepsze wyjœcie. Ponownie w³¹czy³ silnik, ale tym razem nawet nie dotkn¹³ dŸwigni zmiany biegów. Siedzia³ nieruchomo, dziwnie zziêbniêty w œrodku, niezdolny do ostatecznej decyzji. Rozpaczliwie próbowa³ sobie wmawiaæ, ¿e nie obchodzi go, co siê z ni¹ stanie. Rozœmiesza³a go. Sprawia³a, ¿e pragn¹³ rzeczy, których ju¿ nigdy nie spodziewa³ siê mieæ. Sta³ siê bardziej wra¿liwy. Stoczy³ dobr¹ bitwê, ale gdy przysz³o co do czego, przegra³ wojnê. Opuœci³ g³owê, pora¿ony tym odkryciem. Spójrz prawdzie w oczy, Renard, powiedzia³ sobie. Nigdzie bez niej nie pojedziesz. Wy³¹czy³ silnik i siêgn¹³ do klamki. Znajomy g³os powstrzyma³ go w pó³ gestu. - Ruszysz wreszcie? Na co czekasz, Renard? Duszê siê tu, bo twój œpiwór cuchnie zesch³ymi liœæmi. Odwróci³ siê na siedzeniu. - Co ty wyprawiasz? 313 JULIE GARWOOD - Nie zaczynaj, John Paul. W³¹cz ten cholerny silnik i zabieraj my siê st¹d. Nie ka¿ mi dwa razy powtarzaæ. Uœmiechn¹³ siê. Poczu³ siê dziwnie lekki, jakby z ramion spad: mu wielki ciê¿ar. Œwiat odzyska³ barwy. Avery prycha³a na niego jak tygrysica. Có¿, nie by³o w niej nic z ³agodnego kociaka. W³¹czy³ silnik, wrzuci³ bieg, ale nie ruszy³ od razu. - Jeœli ze mn¹ pojedziesz, z³otko, to wiedz, ¿e ja bêdê wydawa³ rozkazy, a ty bêdziesz robiæ, co ci ka¿ê. Prze³kniesz to jakoœ? Odpowiedzia³a bez wahania: - Zeskakuj¹c z drabinki przeciwpo¿arowej, wyl¹dowa³am na dachu twojego samochodu i trochê go wgniot³am. Jakoœ to prze¬ ³kniesz. Uœmiechniêty od ucha do ucha, ruszy³ alejk¹ przed siebie. Jak móg³ nie oszaleæ na jej punkcie? 28 Jilly czeka³a niecierpliwie, a¿ podadz¹ liczbê cia³. Kr¹¿y³a po swoim hotelowym pokoju wokó³ telewizora nastawionego na lokaln¹ stacjê z Kolorado. Ilekroæ puszczano tê cudown¹ migawkê, pokazuj¹c¹, jak dom wylatuje w powietrze, przysiada³a na brzegu ³ó¿ka. Rozentuzjazmowana, ³apczywie ch³onê³a ka¿d¹ sekundê wspania³ego widoku. Có¿ za szczêœcie, ¿e jakiœ turysta filmowa³ tamtejsze krajobrazy akurat w momencie, gdy dom rozpada³ siê na kawa³ki. Jego obiektyw uchwyci³ ca³¹ tyln¹ stronê domu. Gdyby nie mog³a obejrzeæ tego w telewizji, by³aby niepocieszona. Prawdê mówi¹c, by³a trochê z³a, poniewa¿ chcia³a osobiœcie nacisn¹æ guzik, ale len film, wyœwietlany w kó³ko, w pewnym stopniu jej to za stêpowa³. Telefon zadzwoni³ dok³adnie w chwili, gdy film siê skoñczy³. Przed podniesieniem s³uchawki wy³¹czy³a pilotem g³os w telewi zorze. - Halo, kochanie. - Widzia³aœ w telewizji? - rozleg³o siê po krótkiej pauzie. Z tonu Monka odgad³a, ¿e jest zdenerwowany, ale te¿ oczekuje pochwa³y. 315 JULIE GARWOOD - Oczywiœcie, ¿e widzia³am. Czy¿ to nie cudowne? - Ta... tak. Do tej pory znaleŸli dwa cia³a