Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
.. Od czasu do czasu, siedząc obok stojącego Margcjama, schyla wyłysiałą głowę na pierś wnuka, który go głaszcze. Jezus widzi, że czyni to kilkakrotnie i pyta starca: «Ojcze, szczęśliwe jest twoje serce?» «O! Bardzo szczęśliwe, mój Panie! Tak szczęśliwe, że nawet wydaje mi się to nieprawdą. Mam już tylko jedno pragnienie...» «Jakie?» [– pyta Jezus.] «Takie, o którym powiedziałem mojemu wnukowi, lecz on go nie pochwala...» «Co to za pragnienie?» [– pyta dalej Jezus.] «To, że chciałbym, jeśli możliwe, umrzeć w tym spokoju. A przynajmniej – wkrótce. Bo już największe dobro otrzymałem. Stworzenie nie może mieć więcej na ziemi. Odejść... Już nie cierpieć... Odejść... Powiedziałeś to w Świątyni, Panie! “Kto składa w ofierze to, co wziął z własności ubogich, jest jak ten, kto zabija syna na oczach jego ojca”. Jedynie lęk, jaki w nim budzisz, powstrzymuje Giokanę przed rywalizowaniem z Dorasem. Zaczyna jednak zapominać o tym, co się tamtemu przytrafiło. Jego pola są urodzajne i on je użyźnia naszym potem. A czyż pot biedaka, który się wyczerpuje w pracach przekraczających jego siły, nie jest jego dobrem i własnością? On nas nie bije, daje nam tyle, abyśmy wytrwali przy pracy. Ale czy nas nie wykorzystuje bardziej niż woły? Powiedzcie wy, towarzysze...» Dawni i nowo nabyci wieśniacy Giokany przytakują. «Hmmm! Obawiam się... Tak... że Twoje słowa sprawiły, iż będzie ich bardziej wyzyskiwał niż dotąd i... Dlaczego to powiedziałeś, Nauczycielu?» – pyta Piotr. «Bo zasługiwał na to. Prawda, wy, z pól?» «O, tak! W pierwszych miesiącach... było dobrze. Ale teraz... jest gorzej niż przedtem» – potwierdza Micheasz. «Wiadro w studni opada pod swym własnym ciężarem» – stwierdza kapłan Jan. «Tak, a wilk szybko się męczy odgrywaniem baranka» – dodaje Hermas. Niewiasty szepczą między sobą ze współczuciem. Jezus, z oczyma rozpływającymi się z litości, spogląda na biednych wieśniaków. Zasmuca Go bezsilność, choć chciałby im ulżyć. Łazarz mówi: «Proponowałem szalone sumy, aby nabyć te pola i dać im pokój. Ale nie udało mi się ich kupić. Doras mnie nienawidzi, podobny we wszystkim do swego ojca.» «No cóż... tak pomrzemy. To nasz los. Przyjdzie wtedy odpoczynek na łonie Abrahama» – woła Saul, inny wieśniak Giokany. «Na łonie Boga, synu! Na łonie Boga. Zostanie dokonane Odkupienie, Niebiosa będą otwarte i pójdziecie do Nieba i...» [– zapewnia Jezus.] Ale oto ktoś puka gwałtownie do bram, a echo odbija ten dźwięk. Wszyscy są napięci. «Kto to jest?» «Kto chodzi w wieczór Paschy?» «Straże?» «Faryzeusze?» «Żołnierze Heroda?» Kiedy rośnie zaskoczenie, ukazuje się Lewi, stróż pałacowy: «Przebacz, o Rabbi! – mówi – Jest tu jakiś mężczyzna, który o Ciebie pyta. Stoi przy wejściu. Wydaje się bardzo zasmucony. Jest stary i wygląda jak ktoś z ludu. Pragnie Ciebie i to szybko.» «O, nie, nie! To nie jest wieczór na cuda! Niech przyjdzie jutro...» – stwierdza Piotr. «Nie. Każdy wieczór to czas na cuda i na miłosierdzie» – oświadcza Jezus wstając i schodząc ze Swego miejsca. Idzie do atrium. «Idziesz sam? Ja też idę» – odzywa się Piotr. «Nie. Ty zostań tam, gdzie jesteś.» Jezus wychodzi z Lewim. W głębi, blisko ciężkiej bramy w na wpół mrocznej sieni – bo wygaszono lampy, które oświetlały ją wcześniej – stoi bardzo wzburzony starzec. Jezus podchodzi. «Zatrzymaj się, Nauczycielu. Być może dotykałem umarłego, nie chcę Cię zanieczyścić. Jestem krewnym Samuela, małżonka Annalii. Spożywaliśmy wieczerzę i Samuel pił, pił... tak jak nie wolno pić. Ale ten młodzieniec wydawał mi się od jakiegoś czasu szalony. To niepokój [sumienia], Panie! Na wpół pijany mówił, pijąc dalej: “Dzięki temu zapomnę, że Mu powiedziałem, że Go nienawidzę. Bo, dowiedzcie się, przekląłem Rabbiego.” Zdawał mi się Kainem, bo wciąż powtarzał: “Moja niegodziwość jest zbyt wielka. Nie zasługuję na przebaczenie! Muszę pić! Pić, aby zapomnieć! Jest bowiem powiedziane, że ten, “kto przeklnie swego Boga, będzie nosił swój grzech i jest winny śmierci”. Majaczył już, gdy wszedł do naszego domu krewny matki Annalii. Zapytał o przyczynę oddalenia. Pijany Samuel przyjął go złorzecząc. Mężczyzna zaś zagroził, że go zaprowadzi do urzędnika sądowego, bo zawinił, narażając honor rodziny. Zaczęło się od tego, że Samuel go spoliczkował. Doszło do bójki... Ja jestem stary, moja siostra ma swoje lata, sługa i służąca też są starzy. Cóż mogliśmy zrobić, my w czwórkę wraz z dwiema dziewczynami, siostrami Samuela? Mogliśmy krzyczeć! Próbować ich rozdzielić! Nic więcej... I Samuel wziął topór, którym przygotowywaliśmy drwa na baranka i uderzył w głowę tamtego... Nie otwarł mu głowy, bo uderzył trzonem, nie ostrzem... Ale tamten zachwiał się, zacharczał i upadł... Już nie krzyczeliśmy... żeby... nie przyciągnąć uwagi ludzi... Zabarykadowaliśmy się w domu... Załamani... Mieliśmy nadzieję, że mężczyzna odzyska przytomność, kiedy mu wylejemy wodę na głowę. Ale on charczy, rzęzi. Z pewnością umrze. Już chwilami wydawał się martwy. W jednej z takich chwil wymknąłem się, aby Cię zawołać. Jutro... być może wcześniej... krewni będą szukać tego człowieka. I to u nas, bo z pewnością wiedzą, że przyszedł... i zastaną go martwego... I Samuel, zgodnie z Prawem, zostanie zabity..