Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

W redakcji zamęczał wszystkich omawianiem szans polskiej ekipy. Challenge odbywał się w zacnej głowie Raczka i doprowadził go dnia jednego do szaleństwa. Natknął się na cierpliwego słuchacza, przypadkowego gościa w redakcji, któremu wyłożył dokładnie, czego się spodziewa po polskich zawodnikach. Gość nastrojony był sceptycznie i rzekł od niechcenia: - Daj Boże, aby się udało, ale ja w to nie wierzę. - W co pan nie wierzy? - zapytał Raczek wstrzymując oddech. - W zwycięstwo. Nasze lotnictwo jest zbyt młode, a niemieckie zbyt groźne i potężne. Raczek pobladł jak Furia, w której zapaliła się wściekłość. - Nie wierzy pan? - krzyknął z mocą. - A czy pan wie, że pan popełnia zbrodnię? - Jaką zbrodnię? - zdumiał się gość. - Pańskie zwątpienie jest zbrodnią, i to marną, nikczemną zbrodnią. Panu nie wolno wątpić/ ani nikomu tego nie wolno. Więc lotnik poleci, może poleci na śmierć, i ani na chwilę nie zwątpi o zwycięstwie, a byle fujara, co się wlecze niepotrzebnie po ziemi, ośmiela się wątpić za niego? O, nie, mój panie! Jeśli nikt nie zwątpi i wszyscy uwierzą, to ta wiara uzbroi lotnika. Rozumie pan? "Młode lotnictwo" - powiada pan? Sam pan jest odwieczny grzyb, więc pan nie rozumie, że dla młodości nie ma nic niepodobnego i w tej młodości' cała jest nadzieja. Nie podoba się panu, bo to swoje! Bo to taka nikczemna moda, aby nie wierzyć swojemu, a cmokać z podziwem nad cudzym. - Panie! - krzyknął gość. - Ja nie pozwolę... - Na co pan nie pozwoli? Proszę, bardzo proszę! To ja nie pozwolę, aby ktoś śmiał nawet wątpić! Lotnik poleci za pana, za mnie, za nas wszystkich, a ktoś śmie kręcić czerwonym nosem - to pan ma czerwony nos! - i zamiast dodać mu otuchy... W ogóle: wynoś się pan, bo nie ręczę za siebie! Zrobiła się straszna awantura i trzeba było wielu wysiłków, aby spętać lwa, co się nagle obudził w jagnięcym sercu Raczka. - Co się panu stało? - mówił mu po godzinie Lepajłło. - Wyglądał pan tak, jak gdyby pan chciał bić naszego gościa. - Och, panie Michale - odrzekł Raczek, już łagodnie. - Ja żałuję, żem go nie zabił. Zatłukłbym jeneralnego przedstawiciela wątpicieli, niedowiarków, śledzienników i malkontentów. Żeby ktoś z siebie bebechy wypruwał, takiemu jeszcze będzie tego za mało. On nie wierzy, żeby się co udało, a kiedy się uda, no to "szczęśliwy przypadek". Zamiast na kolana paść, Pana Boga błagać, aby się udało, ten i ów, znawca od stu choler i od ciężkiej zarazy, ma czarne myśli i czarną wątrobę. Całe szczęście, że niewiele jest takich... - A pan wierzy, panie Alojzy? - Ja? - zdumiał się Raczek. - Ja dam głowę za zwycięstwo! Wierzę, wierzę, wierzę! Mnie Latysz nauczył, że wiara całego narodu to już niemal zwycięstwo, bo lotnikowi więcej tej wiary potrzeba niż wiatru. Czy nie mądrze powiedział? Lepajłło patrzył z podziwem i z szacunkiem na ten siwy łeb płonący ogniem i na poczciwe oczy pełne blasku. "Młodość sprawiła, że starość zakwitła - pomyślał czule. - Wielkie cudy czyni miłość..." I objął Raczka serdecznie, mówiąc: - Daj panu, Boże, wielką radość! W niewiele dni potem huczące wystrzeliło działo. Potężny huk nowiny rozniósł się po całej polskiej ziemi, która zadrżała. Wieść, lecąca przez powietrze, wołała: "Zwycięstwo! Zwycięstwo!" Radość pukała do serc ludzkich jak do czerwonych okienek, śmiejąc się w głos: "Zwycięstwo! Zwycięstwo!" Drzewa szumiały rozgłośnie, morze zwełniło się i wśród wielkiego śpiewu rzuciło się w objęcia piaszczystego brzegu. Ptaki ogłaszały wielką nowinę, a ludzie mówili głośno, bezładnie, wołając ku sobie z daleka. Uśmiechał się człowiek do nieznajomego człowieka, a kiedy spotkał swego wroga, podawał mu dłoń, bo w nim serce zawzięte zelżało. Chwila wielkiego szczęścia napełniła duszę słodką dobrocią. Radość czyni człowieka dobrym. A przecie w tej godzinie radość ta była niezmierna i trysnęła z szarej, spracowanej ziemi aż pod same niebo, na niebie zaś trzepotała z dumną, wspaniałą godnością polska flaga. Świat cały patrzył na nią z podziwem i oddawał jej cześć. Salutował ją ciężki, żelazny, nieustępliwy wróg