Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

Ale ona jest kobiet, a nie zaprawionym w walce m|czyzn. - Kobiet, która ci zaatakowaBa, wasza wysoko[. - StraciBem j - powiedziaB Kamal, zaskoczony swoimi sBowami. Hassan poczuB ucisk w gardle. - Nigdy jej nie miaBe[ - powiedziaB w koDcu. -Nie jest jedn z nas, wasza wysoko[. Nigdy nie byBo ci pisane, |eby j zatrzyma. - ByBa dziewic, zanim jej nie posiadBem. Hassan byB szczerze zaskoczony. - Ale twoja matka... List... Kamal posBaB mu chBodny u[miech. - Tak - odparB cicho - moja matka. {aden m|czyzna nie dotknB Arabelli, ale byBem za gBupi, |eby zda sobie spraw z jej niewinno[ci dopóki... A potem byBo za pózno. - Co zrobisz, wasza wysoko[, gdy przybdzie po ni hrabia Clare? - Z ni czy z jej ojcem? Na Allacha, Hassanie, czuj si jak aktor w sztuce, który nie zna swojej roli. - ZamilkB na chwil, pocierajc dBoni czoBo. - Zobacz si z kapitanem hrabiego, Sordellem. Przyprowadz go do mnie. * Sordello, cho przez ostatnie tygodnie niewoli traktowano go dobrze, poczuB strach, gdy przyszli po niego stra|nicy. Targ niewolników, pomy[laB. Zostan wykastrowany i sprzedany na targu niewolników. 290 Zaprowadzono go do przepiknej komnaty, umeblowanej w kolorze zBotym i purpurowym, wytapeto-wanej wspaniaB tkanin. - Usidz, kapitanie. Sordello zerknB na m|czyzn, który go uwiziB. Powoli, usiBujc opanowa dr|enie nóg, usadowiB si na grubej poduszce naprzeciw niego. - Napijesz si wina, kapitanie? Sordello potrzsnB gBow. - No, kapitanie - powiedziaB Bagodnie Kamal -napij si z tob. Zapewniam ci, |e nie jest zatrute. Sordello wychyliB sBodkie czerwone wino. - Czy dobrze ci traktuj, kapitanie? - Tak. - Od jak dawna pBywasz z hrabi Clare? Sordello spojrzaB na Kamala, zastanawiajc si, czy pytanie byBo tylko prób podtrzymania rozmowy, czy te| jego odpowiedz miaBa przesdzi o jego losie. OdchrzknB. - Hrabia pozwoliB mi by stewardem, gdy miaBem zaledwie dziesi lat. - A ile masz lat, kapitanie? - Trzydzie[ci pi. Przez ostatnie pi lat byBem kapitanem wBasnego statku. - A wic znasz lady Arabell od dnia jej urodzin. - Tak. - Czy znaBe[ hrabiego, gdy byBe[ chBopcem? Sordello kiwnB potakujco gBow. - ByBem jego odzwiernym, ale wiedziaB, |e chciaBem pBywa po morzu. - Czy znaBe[ przyrodniego brata hrabiego? Sordello zamarB. - Przyrodniego brata hrabiego? - powtórzyB. Kamal modliB si, |eby kapitan powiedziaB, i| nie byBo |adnego przyrodniego brata. 291 - Pamitam go, tak. ZmarB, gdy byBem bardzo mBody. - Jak zmarB? - Nie wiem. Wiele si wtedy dziaBo. Mój pan, hrabia Clare, przywiózB do Genui swoj hrabin, ale przez pewien czas nie ukBadaBo si midzy nimi dobrze. - Czy ta hrabina byBa jego |on, gdy przyjechaBa do Genui? - Nie sdz. Pamitam równie|, |e z nim walczyBa, ale on zawsze traktowaB j Bagodnie. Kamal popatrzyB zamy[lony w swój kielich. Czy Arabella go oszukaBa, czy te| o niczym nie wiedziaBa? - Opowiedz mi o tym przyrodnim bracie. - NazywaB si Cesare Bellini, je[li dobrze pamitam. ByBem dzieckiem. ByB mBodym dandysem, ale raczej miBym. Dlaczego mnie tak wypytujesz? Kamal machniciem dBoni zbyB jego pytanie. - Czy przypominasz sobie równie| genueDsk hrabin, Giovann Giusti? Sordello zerknB na niego czujnie. - SBabo. WidziaBem j kilka razy w Genui