Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

Teraz Mary zaczynała się denerwować. - A cóż to znowu dolega temu Alfowi Brummelowi? Co mu się nie podoba: Biblia czy prawda! Czy jeszcze coś innego... - Jezus go kocha, Mary - przypomniał Hank. - On po prostu czuje porządne wyrzuty sumienia. Zawinił, jest grzeszny, wie o tym, i tacy faceci jak ja zawsze będą działać na nerwy takim jak on. Poprzedni pastor głosił tutaj Słowo i to się Alfowi nie podobało. Teraz ja głoszę Słowo i nie podoba mu się to w dalszym ciągu. Ma wielkie wpływy w kościele, więc - jak się zdaje - uważa, że może dyktować, co ma być mówione z kazalnicy. - Ależ nie może! - W każdym razie nie w moim przypadku. - Dlaczego więc nie pójdzie gdzie indziej? Hank podniósł palec w dramatycznym geście: - To jest dobre pytanie, droga małżonko! W jego szaleństwie chyba jest metoda. Wygląda to tak, jakby wykańczanie pastorów było misją jego życia. - Oni malują twój określony wizerunek, a przecież w ogóle taki nie - Hmm... Tak, malują. Gotowa? - Gotowa na co? Hank wziął głęboki oddech i westchnął, a potem spojrzał na nią. - Zeszłej nocy mieliśmy jakichś gości. Oni, hm, wymalowali napis na przedniej ścianie naszego domu. - Co? Na naszym domu? - No... domu naszych gospodarzy. Wstała. - Gdzie? Wyszła przez przednie drzwi, szurając puszystymi kapciami. - O nie! Stanął obok. T o wciąż tam było, wciąż tak namacalne. - Jaka jestem wściekła! - krzyknęła i zaczęła płakać. - Czy myśmy kiedykolwiek komuś zrobili coś złego? - Myślę, że rozmawialiśmy o rym przed chwilą - zasugerował Hank. Nie zwrócifa uwagi na to, co powiedział. Miała własną, najbardziej oczywistą teorię na ten temat. - Może to ten festiwal. Zawsze wyciąga z ludzi to, co najgorsze. Hank również miał swoją własną teorię, ale nie powiedział nic. „To musi być ktoś z kościoła” - myślał. Nazywano go już wieloma określeniami: bigot, niedołęga, przesadnie moralny intrygant. Oskarżano go nawet o ho-moseksualizm i bicie żony. Mógł to zrobić jakiś rozeźlony członek wspólnoty, może jakiś przyjaciel cudzołożącego Lou Stanleya, może sam Lou. Prawdopodobnie nigdy się nie dowie, trudno. Bóg przecież wie. Rozdział 3 Zaledwie parę mil na wschód od miasta, autostradą 27 pędziła wielka czarna limuzyna. Na pokrytym pluszem tylnym siedzeniu pulchny mężczyzna w średnim wieku omawiał sprawy służbowe ze swoją sekretarką, wysoką, szczupłą kobietą o długich kruczoczarnych włosach i bladej cerze. Mówił lapidarnie i zwięźle, a ona płynnie stenografowała, szkicując plan jakiegoś przedsięwzięcia na wielką skalę. Nagle mężczyzna przypomniał sobie o czymś. - A propos - powiedział, a sekretarka podniosła wzrok znad notatnika. - Pani profesor utrzymuje, że jakiś czas temu wysłała mi paczkę, ale nie mogę sobie przypomnieć, żebym coś takiego dostał. - Co to za paczka? - Niewielka książka. O osobistym dla mnie znaczeniu. Zanotuj może, żebyś to sprawdziła, kiedy już wrócimy na rancho. Sekretarka otworzyła portfel i wydawała się coś notować. W rzeczywistości jednak nie napisała nic. *** To była już druga wizyta Marshalla w kompleksie sądowym tego samego dnia. Pierwszy raz przyszedł, żeby wykupić Bernice, a teraz, by złożyć wizytę człowiekowi, którego Bernice miała ochotę powiesić - Alfowi Brummelowi, szefowi policji. Kiedy Clarion poszedł w końcu do druku, Marshall miał właśnie zamiar zadzwonić do Brummela, ale sekretarka Brummela, Sara, zadzwoniła pierwsza i umówiła go na spotkanie o drugiej po południu. „To korzystny ruch” - pomyślał Marshall. - „Brummel prosi o rozejm, zanim czołgi ruszą do walki.” Wjechał buickiem do pustej zatoczki przed budynkami nowej siedziby sądu. Zatrzymał się jeszcze chwilę przy samochodzie i patrzył w głąb ulicy. Próbował objąć wzrokiem pokłosie agonii ostatniej, niedzielnej nocy festiwalu. Ulica Główna usiłowała być tą samą dawną ulicą, ale przenikliwe oko Marshalla dostrzegło, że całe miasto jakby kuleje, jest wyczerpane, obolałe, ospałe. Charakterystyczne „stadka” niespiesznie poruszających się przechodniów co chwilę zatrzymywały się, rozglądały, kręciły głowami, użalały się