Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

Jednak kiedy przestałem je postrzegać jako bańki, mogłem za nimi podążyć, a podążając za jedną z nich, przyczepiłem się do niej i popłynąłem razem z nią. Naprawdę czułem, że się poruszam. Właściwie byłem tą bańką albo tym czymś, co przypominało bańkę. Usłyszałem przenikliwy głos don Juana. Wstrząsnął mną i straciłem poczucie bycia “tym". Dźwięk był wyjątkowo przerażający, oddalony i metaliczny, jakby don Juan mówił przez głośnik. Coś z tego dotarło do mnie. – Popatrz na brzegi – powiedział. Zobaczyłem masę płynącej wody. Słyszałem wydawany przez nią dźwięk. – Popatrz na brzegi – rozkazał mi ponownie don Juan. Zobaczyłem betonową ścianę. Dźwięk wydawany przez wodę stał się bardzo głośny, ogarnął mnie. Potem nagle ustał, jakby został ucięty. Poczułem czerń snu. Uświadomiłem sobie, że jestem zanurzony w kanale nawadniającym. Don Juan polewał mi twarz wodą i nucił. Potem zanurzył mnie w kanale. Wyciągnął mi głowę na powierzchnię i przytrzymując od tyłu za kołnierzyk koszuli, pozwolił mi odpocząć na brzegu. W rękach i nogach poczułem coś niezwykle przyjemnego. Rozprostowałem je. Moje oczy były zmęczone i swędziały mnie. Podniosłem prawą rękę, żeby je przetrzeć, ale było to trudne. Ręka niezmiernie mi ciążyła. Ledwie mogłem ją wyjąć z wody, a kiedy to zrobiłem, okazało się, że pokrywa ją niewiarygodna ilość zielonej mgły. Trzymałem rękę przed oczami. Widziałem jej zarys jako ciemniejszą masę zieleni otoczoną przez bardziej intensywny, zielonkawy blask. Gwałtownie zerwałem się na nogi, stanąłem na środku strumienia i spojrzałem na swoje ciało. Pierś, ramiona i nogi były zielone, ciemnozielone. Odcień był tak intensywny, że sprawiał wrażenie substancji kleistej. Wyglądałem jak figurka, którą don Juan zrobił dla mnie z korzenia datury kilka lat temu. Don Juan kazał mi wyjść z wody. W jego głosie wyczułem ponaglenie. – Jestem zielony – powiedziałem. – Pozbądź się tego – rzekł stanowczo. – Nie ma czasu. Wychodź stamtąd. Woda cię zaraz pochwyci. Wychodź z niej! Wychodź! Wychodź! Spanikowałem i wyskoczyłem. – Tym razem musisz mi dokładnie opowiedzieć, co się wydarzyło – powiedział rzeczowo don Juan, kiedy tylko usiedliśmy naprzeciwko siebie w jego pokoju. Nie interesowała go kolejność moich przeżyć. Chciał Jedynie wiedzieć, co zauważyłem, kiedy mi kazał patrzeć na brzeg. Interesowały go szczegóły. Opisałem mu ścianę, którą widziałem. – Czy ta ściana była po twojej lewej czy prawej stronie? – zapytał. Powiedziałem mu, że była dokładnie przede mną, lecz on upierał się, że musiała być albo po lewej, albo po prawej stronie. – Kiedy zobaczyłeś ją po raz pierwszy, gdzie była? Zamknij oczy i nie otwieraj ich, dopóki sobie nie przypomnisz. Zamknąłem oczy, a on wstał i odwrócił mnie twarzą na wschód, w tym samym kierunku, w którym byłem zwrócony, siedząc przed strumieniem. Zapytał, w jakim kierunku przemieściłem się. Powiedziałem, że do przodu. Don Juan uparcie twierdził, że powinienem przypomnieć sobie i skupić się na tym momencie, kiedy jeszcze widziałem banieczki. – W którą stronę płynęły? – zapytał. Don Juan zmuszał mnie, żebym sobie przypomniał i w końcu musiałem przyznać, że bańki zdawały się poruszać w prawą stronę. Nie byłem jednak tego tak zupełnie pewny, jakby tego chciał don Juan. Pod wpływem jego dociekań zdałem sobie sprawę, że nie jestem w stanie uporządkować swojej percepcji. Kiedy zobaczyłem bańki po raz pierwszy, poruszały się w prawo, ale gdy powiększyły się, popłynęły we wszystkie strony. Niektóre z nich płynęły prosto na mnie, inne rozchodziły się we wszystkich możliwych kierunkach. Niektóre poruszały się nad i pode mną. Naprawdę były wszędzie. Przypomniałem sobie, że słyszałem ich szum, musiałem więc postrzegać je nie tylko oczami, ale również uszami. Kiedy bańki stały się tak duże, że mogłem wsiąść na jedną z nich, zobaczyłem, że ocierają się o siebie jak balony. Moje podekscytowanie rosło, kiedy przypominałem sobie szczegóły tego, co widziałem. Don Juana to jednak zupełnie nie interesowało. Powiedziałem mu, że widziałem syczące banieczki