Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

/49/ To jednak nie zachodzi u anioBów; oni bowiem ju| w samej istocie rzeczy widz wszystkie zdania czy sdy tej|e rzeczy dotyczce. Otó| dla ka|dego jest jasne, |e z sedna rzeczy mo|na pozna to wszystko, co w sposób naturalny jej przysBuguje lub nie, jako |e sedno jest pocztkiem poznawania, nie za[ to, co zale|y od nadnaturalnego zrzdzenia Boga. Wobec czego anioBowie dobrzy majcy wol praw, poznawszy sedno rzeczy wyrokuj o tym, co w sposób naturalny rzeczy przysBuguje, li tylko w uzale|nieniu od zrzdzenia Bo|ego; i dlatego nie mo|e u 147 nich znalez si faBsz lub bBd. Natomiast szatani, aktem przewrotnej woli zamknwszy sw my[l na mdro[ Bo|, wyrokuj niekiedy o rzeczach bezwzgldnie: majc na uwadze tylko dane natury; - i dlatego nie myl si co do tego, co w sposób naturalny rzeczy przysBuguje; mog si jednak myli co do faktów nadnaturalnych; np. patrzc na czBowieka zmarBego, szatan sdzi, |e on ju| nie zmartwychwstanie; widzc czBowieka -Chrystusa  mniema, |e on nie jest Bogiem. W [wietle tego jasn jest odpowiedz na zarzuty: za i przeciw. Bowiem przewrotno[ nie pozwala szatanom podda si mdro[ci Bo|ej. - Niewiedza anioBów odnosi si do faktów nadnaturalnych, a nie do naturalnego przedmiotu ich poznawania. Jasne równie|, |e my[l pojmujca istot rzeczy, zawsze jest w prawdzie, chyba przez przypadBo[, z racji nienale|ytego zwizania si z jakim[ Bczeniem i rozBczaniem. ArtykuB 6 CZY U ANIOAÓW ISTNIEJE POZNANIE RANNE I WIECZORNE ? Zdaje si, |e u anioBów nie istnieje ani ranne, ani wieczorne poznawanie, bo: 1. Wieczór i rano maj domieszk ciemno[ci. Lecz w poznawaniu anioBa nie ma jakiej[ ciemno[ci, skoro nie ma w nim bBdu lub faBszu. A wic poznawania anielskiego nie powinno si nazywa: ranne i wieczorne. 2. Midzy wieczorem a ranem jest noc, a midzy ranem a wieczorem jest poBudnie. Je|eli przeto istnieje u anioBów poznawanie ranne i wieczorne, dla tego samego powodu, jak si zdaje, powinno istnie u nich tak|e poznawanie popoBudniowe i nocne. 3