Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

Unni musiała kilkakrotnie przełknąć ślinę, nim mog ła czytać dalej: - ,,A teraz, gdy jest już być może za późno, wydaje mi się, że znam przynajmniej część odpowiedzi. Zro zumiałam jedno, ale to zapewne jedynie maleńki uła mek całości, a co do reszty, wciąż nie mogę jej pojąć". Unni z trzaskiem zamknęła dziennik i dyskretnie wytarła nos. Na chwilę zapadła cisza, zrozumiała więc, że również chłopcy są przejęci i wzruszeni. - Ależ, mamo! - poskarżył się Morten. - Skoro na prawdę cokolwiek wiedziałaś, to dlaczego nie mogłaś tego zapisać? - Przypuszczam, że zabrakło jej czasu - próbował go uspokoić Antonio. - Na pewno zamierzała to zro bić, żebyś miał się czym kierować, lecz jak widzisz, ten dziennik urywa się dość gwałtownie. Jej czas już minął. - Wkrótce mnie spotka to samo - powiedział Mor ten z ponurą miną. - Co robimy teraz? - Musimy odwiedzić twoją babcię w Selje. Ale o tej porze roku szaleją zimowe burze, a ja mam egzamin i na pewno nie dadzą mi teraz urlopu. Ty też musisz 177 jechać z nami. Kiedy zaczniesz ćwiczyć z kulami? - A mogę? - Jeśli chodzi o nogi, to możesz w każdej chwili. Po za tym wszystko zależy od twojej własnej woli, no i od wyników badań wątroby i śledziony. A wózek tak czy owak załatwimy. Rozstali się, nie umawiając się na żadne kolejne spo tkanie. Unni, wróciwszy do domu, zastała list. List bez znaczka, napisany na grubym, eleganckim papierze. Otworzyła kopertę. Haz lo gue se dębe. Rób to, co do ciebie należy. A więc nadeszła kolej na nią. 21 Unni zadzwoniła do Antonia. Niech nazwie ją na molną, czy jak sam chce. Sama sobie z tym nie poradzi. Kiedy w stanie leciutkiej histerii odczytała mu prze słanie, zdumiał się niepomiernie. - Ty to dostałaś? Ale przecież ty nie pochodzisz z te go rodu! - O tym dobrze wiem, ale pamiętaj, że nawet oso by postronne, tak jak twoja matka czy ty, mogą zo stać w to wmieszane lub wręcz narażone na napaść. Wiem, wiem, ty się wywodzisz z tego rodu, ale stoisz na zewnątrz. Zresztą jeśli o nas chodzi, to się zdarzy ło nie po raz pierwszy. - No tak, to prawda - przyznał zamyślony. - Zacho waj ten list. Trzymaj go w ręku, dopóki nie przyjdę. Nawet na moment go nie wypuszczaj! - Masz na to czas? - Muszę go znaleźć. Zjesz ze mną obiad? Ojej! - Eee, tak - powiedziała głupio. - Ale nie mam pie... - Nie myśl o pieniądzach. - Prawdę powiedziawszy, jestem głodna. Obiecał po nią przyjechać. Obiad z Antoniem! Oczywiście interesuje go przede wszystkim list, pomyślała. Ale co tam, w tym przypad ku tanio się sprzedam! 179 Udało jej się zatrzymać list. Tekst nie zniknął, nie zdarzyło się też nic tajemniczego. Trudno jej jednak by ło ładnie się ubrać, nie wypuszczając listu z ręki. Prysz nic, założenie cienkich rajstop i najlepszej sukienki oraz makijaż wymagały doprawdy nie lada zręczności. Znalazłszy się w restauracji, stwierdziła, że wystroiła się z przesadą. Antonio jednak pochwalił ją, że ładnie wy gląda, powiedział też, że prawie jej nie poznał, i to odrobinę pomogło. Ale coś w jego oczach świadczyło, że bardziej wzruszył się jej wyglądem niż się zachwycił, co trochę zaniepokoiło Unni. A kiedy przemyślała sobie je go komplement, zrozumiała, że był nieco dwuznaczny. Unni nieczęsto zdarzało się jadać na mieście, a zwłaszcza w takich sytuacjach. Owszem, kilka razy wybrała się na niedzielny obiad razem z rodzicami, to wszystko. A teraz przecież było zupełnie inaczej! Antonio po chwili powiedział z uśmiechem: - Odpręż się, Unni! Nie masz okruchów na brodzie. I przecież jesteś ze swoim przyjacielem Antoniem. Unni roześmiała się nieśmiało. - Trzeba czasu, żeby przyzwyczaić się do bywania na salonach. Nie odważyła się wziąć jeszcze jednej porcji pieczy wa, które wystawiono na stół, chociaż była tak głod na, że mogłaby zjeść wszystko. Vesla zwykle oceniała restaurację po tym, czy pieczywo podawano zimne, czy gorące. Tu serwowano je na ciepło, co oznaczało, że restauracja musi być niezła, przynajmniej według kryteriów Vesli. Kiedy już zamówili dania, których ceny były tak wysokie, że Unni ledwie miała śmiałość na nie spoj rzeć, Antonio wychylił się przez stół. - Wiesz co, Unni - powiedział z ciepłem w głosie. - Właściwie nie - odparła. 180 - Przez cały czas nie mogę oprzeć się wrażeniu, że masz niezwykle czystą duszę. - O, na pewno są w niej jakieś brudy! - W to nie wierzę. Unni, nigdy nie opowiadałaś o so bie, o swojej przeszłości. - Żeby o niej opowiedzieć, wystarczą dwie sekundy. - Mam na myśli twoje romanse. - Na to starczy jedna. Antonio uśmiechnął się. - To, że Hege wskakuje do łóżka każdemu, kto ją o to poprosi, wydaje się nie wpływać na twoją moralność. - Rzeczywiście, uważam, że to jej sprawa - powie działa Unni z uśmiechem. - Ona po prostu już taka jest, a ja bardzo ją lubię. - Ja także