Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

Jesteś dobrym pilotem, odpręż się i na pewno ci się uda. Po prostu bądź sobą. A ty, Artur, jeżeli to tylko możliwe, to spróbuj nie być sobą. Katherine odpaliła silniki manewrowe i z każdą minutą baza orbitalna stawała się coraz większa. Po około kwadransie wszystko ucichło. Artur odpiął się z pasów i właśnie rozbrajał pojemnik z żywnością, gdy nagle poczuli silny wstrząs. - Houston do wahadłowca. Co się stało? - Bum! - Zupełnie poważnie odpowiedziała Ann. - Macie jakieś odczyty o uszkodzeniach? - Nadal nic. - Katherine coraz wyraźniej załamywała się. - Andy, ile jeszcze nam zostało do bazy? - Artur wisiał na środku kabiny. Nawigator szybko wystukiwał coś na klawiaturze. - Powinniśmy uruchomić silniki jeszcze na 10 sekund. - Na razie wstrzymajcie się z tym. Hitoshi i Miguel chodźcie, pomogę wam wbić się w kombinezony. Operacja ta zajęła prawie kwadrans ze względu na kłopoty ze sprawdzeniem szczelności powłok. - Pamiętajcie! Hitoshi szuka uszkodzonych urządzeń do pompowania paliwa, a Miguel ogląda silniki - tylko z daleka, bo na pewno są jeszcze rozgrzane. W razie jakichkolwiek problemów od razu wracajcie - mamy już dosyć kłopotów. - Miguel, uważaj na siebie. - W słuchawkach usłyszeli głos Ann. - A ja to co? - Hitoshi nagle poczuł się niedowartościowany. - Ty też uważaj. - Artur ucałował jego hełm na wysokości czoła. - E, to już nie to samo. Obaj przeszli, jeżeli tak można nazwać ich aktualny sposób poruszania się, do ładowni zajmującej ponad połowę długości wahadłowca. Po zamknięciu śluzy Artur włączył mechanizm otwierający wielkie wrota i dwie kukły z Hitoshim i Mihuelem w środku wypłynęły w próżnię. - Słyszycie mnie? - Słabo. - Odezwał się głos na tyle niewyraźny, że Artur nawet nie próbował zgadywać do kogo należał. - OK, więc łączcie się tylko w razie problemów. Miguel wrócił po kilku minutach, a Hitoshiemu cała wyprawa zajęła ponad 10 minut. - Houston, tu wahadłowiec. - Tu Houston. Jakieś kłopoty? - Nie, dzięki, mamy już swoje. Dokonaliśmy przeglądu z zewnątrz i wygląda na to, że stopiły się całe obwody sterujące pompami przy odciętym zbiorniku. Co do tlenu, to może da się coś zrobić, ale musicie nam podać więcej szczegółów tej instalacji. Natomiast co do ostatniego wstrząsu, to jeden z silników manewrowych podziękował nam za współpracę i oderwał się, więc mamy już tylko trzy. - Uszkodził ogon? - Chyba nie, ale skoro nie mamy informacji o uszkodzeniach, to... - Rozumiem. Co macie zamiar zrobić? - My? Jeszcze nie wiem. A jest na pokładzie jakiś teleport, albo co? - Sprawdziliśmy parę rzeczy i jeżeli nie uda wam się uruchomić pomp, to prawdopodobnie... Zapadła dłuższa chwila ciszy. - To co? - Spojrzał bezradnie na mikrofon. - Miguel, co jest? Portugalczyk pochylił się nad swoim pulpitem. - Raczej nie chcesz tego wiedzieć. - Masz rację, cofam pytanie. - Przypiął się z powrotem do swojego fotela. - I co teraz "geniuszu"? - Andy był wściekły, chociaż pewnie była to pierwsza oznaka paniki. Artur patrzył zamyślony na bazę ostentacyjnie wiszącą przed dziobem wahadłowca. - Angie, Angie, where will it lead us from here? - Resztę melodii nucił tylko po nosem. - Cóż, otwórzmy nasze modlitewniki na stronie 120 i poczekajmy, może się wszystko się samo naprawi. W końcu niezbadane są wyroki boskie. - A może byś tak coś zrobił? - Masz rację, już zupełnie zapomniałem! - Przeleciał przez kabiną i otworzył pojemnik z żywnością. - Kto chce kurczaka? Kolejne tubki siłą rozpędu sunęły do poszczególnych ludzi. - Kiedy jestem sam, przyjaciele są daleko, daleko ode mnie, ode mnie, gdy mam wreszcie czas dla siebie. Wtedy sobie wspominam dawne, dobre, czasy, czuję się jakoś dziwnie. Dzisiaj noc jest czarniejsza... - O czym jest ta piosenka? - Katherine starała się jakoś mu przerwać, ale zignorował ją. - Oprócz błękitnego nieba, nic mi dzisiaj nie potrzeba. Oprócz drogi szerokiej, oprócz góry wysokiej, oprócz kawałka chleba, oprócz błękitu nieba... - Kiedy odwrócił się do niej w jego oczach znowu pojawiły się iskierki jak przed startem. - No, do roboty! - Masz jakiś pomysł? - Oczywiście. Ile mamy spadochronów? - Cholera jasna, my tu możemy wszyscy zginąć, a ty sobie jaja robisz? Wszyscy spojrzeli na nią w osłupieniu, ale tylko Artur odezwał się. Oburzonym tonem i wskazując na trzymaną w ręku tubkę powiedział: - Katherine, nie przy jedzeniu! - I to jest wszystko, co wymyśliłeś? - Nie. Moglibyśmy zbudować z tych opakowań po pożywieniu krąg i gdybyśmy go umieścili w polu magnetycznym, to prawdopodobnie zaczęłyby się obracać. - I w czym mogłoby nam to pomóc? - Ann wyraziła pytanie kłębiące się w głowach pozostałych. - Nam? No co wy? - Odparł zdziwiony Artur. - Nam w niczym, ale zawsze chciałem zobaczyć takie cudo. Kabina wypełniła się seriami przekleństw, nad którymi górował tylko śmiech Artura. - No, dobra. Ann i Andy przejrzą dane o bazie. Katherine, ty podchodź do cumowania, a Miguel niech pomaga ci w stabilizowaniu wahadłowca. Hitoshi załóż kombinezon, jak tylko zbliżymy się do bazy, to wyjdziemy. - Tu też wyjdziesz? - Katherine wyglądała na nieco zmieszaną i podenerwowaną