Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

– Nadal sądzę, że oni uciekną. Byłbym jednak lekkomyślnym dowódcą, gdybym nie wziął pod uwagę wszystkich ewentualności. Zrób to, Premianie. Ostrzeż ich i dodaj im animuszu. – Tak jest, generale. Dziękuję. – Po upływie godziny wypuśćcie jeńca. Poślijcie go w kierunku murów. Kiedy znajdzie się dostatecznie blisko, by obrońcy mogli go widzieć, niech trzej łucznicy zastrzelą go. Premian zasalutował i nałożył hełm. – Żadnych słów potępienia, Premianie? – zapytał Gargan. – Nie, generale. Nie lubuję się w takich rzeczach, ale ten widok pozbawi ducha obrońców. Co do tego nie ma wątpliwości. – Dobrze. Widzę, że szybko się uczysz. Sieben spojrzał na gothiryjskie wojska i zimny skurcz strachu ścisnął mu wnętrzności. – Myślę, że zaczekam w szpitalu, stary koniu – zwrócił się do Drussa. Wojownik kiwnął głową. – Tak pewnie będzie najlepiej – rzekł posępnie. – Wkrótce będziesz miał tam pełne ręce roboty. Na uginających się nogach Sieben zszedł z murów. Nuang Xuan zbliżył się do Drussa. – Stanę przy tobie – oświadczył z pobladłą twarzą, nerwowo mrugając oczami. Około dwudziestu Nadirów czekało w milczeniu opodal. – Z jakiego jesteście szczepu? – zapytał Druss najbliższego, młodzieńca o rozbieganych oczach. – Samotnych Wilków – odpowiedział tamten, nerwowo oblizując usta. – Cóż – rzekł z humorem Druss, podnosząc głos, by słyszeli go wszyscy na zachodnim murze. – Ten stary obok mnie obiecał, że zabije stu gothiryjskich żołnierzy. Ja mam liczyć. Nie chcę, żeby któryś z was, Samotnych Wilków, przeszkadzał mu w tym. Żeby zabić stu wrogów, trzeba dobrze się skupić! Młodzieniec zerknął na Nuanga. Potem się uśmiechnął. – Ja zabiję ich więcej niż on. – Wygląda na to, że powinniśmy zacząć stawiać zakłady – mruknął Druss. – Jak się nazywasz? – Jestem Chisk. – No cóż, Chisk, stawiam jedną srebrną monetę, że gdy nadejdzie zmierzch, ten stary zabije więcej wrogów niż ty. Młodzian spojrzał z przygnębieniem. – Nie mam srebrnej monety, którą mógłbym postawić. – A co masz? – zapytał rębacz. Nadyryjski wojownik sięgnął do kieszeni brudnej kurtki z kozich skór i wyjął mały amulet z lapis Lazuli. – Odpędza złe duchy – wyjaśnił. – Jest wart wiele sztuk srebra. – Na pewno – zgodził się Druss. – Chcesz go postawić? Młodzian kiwnął głową. – Zabiję więcej Gothirów niż ty – obiecał. Druss zaśmiał się i poklepał go po ramieniu. – Zakład z jednym ci wystarczy, chłopcze. Czy jeszcze ktoś z was, Samotnych Wilków, chce się założyć? Wojownicy zaczęli cisnąć się do niego, proponując zdobione pasy, zakrzywione sztylety i rzeźbione guziki z rogu. Druss przyjmował wszystkie zakłady. Krępy wojownik z głęboko osadzonymi oczami klepnął go w ramię. – A kto będzie liczył? – zapytał. – Nikt nie da rady obserwować nas wszystkich. Druss uśmiechnął się. – Wszyscy jesteśmy bohaterami – rzekł – i ludźmi godnymi zaufania. Liczcie sami. Wieczorem, kiedy wróg czmychnie do obozu, zbierzemy się i zobaczymy, kto wygrał. Teraz wracajcie na stanowiska. Godzina już prawie minęła. Nuang podszedł do niego. – Myślę, że straciłeś mnóstwo srebra, rębaczu – szepnął. – To tylko pieniądze – odrzekł Drenaj. Nadszedł Talisman. – Co to za poruszenie? – zainteresował się. Kilku wojowników otoczyło go, tłumacząc po nadyryjsku. Talisman skinął głową i uśmiechnął się ze znużeniem. – Uważają, że jesteś głupcem – wyjawił Drussowi. – Już mi to mówiono – przyznał wojownik. Z obozu nieprzyjaciela wyjechali trzej jeźdźcy. Jeden z nich ciągnął na sznurze jeńca. Podjechali bliżej i wstrzymali konie. Więzień runął na ziemię i z trudem wstał. – To Quing-chin – powiedział Talisman beznamiętnie, z nieprzeniknioną miną. Jeniec miał obcięte dłonie, a kikuty oblepione smołą. Prowadzący go jeździec przeciął sznur. Quing-chin chwiejnie ruszył naprzód, zataczając się. – Oślepili go – szepnął Nuang. Kilku Nadirów na murach zawołało okaleczonego wojownika. Podniósł głowę i ruszył w kierunku głosów. Trzej jeźdźcy pozwolili mu podejść do murów, potem nałożyli strzały na cięciwy i poderwali konie do galopu. Jedna strzała wbiła mu się w plecy, ale nawet nie krzyknął. Druga trafiła go między łopatki. Upadł i zaczął pełznąć. Jeździec podjechał do niego i wpakował mu trzecią strzałę w plecy. Z murów śmignęła strzała i upadła na ziemię, nie dolatując do jeźdźców. – Niech nikt nie strzela! – krzyknął Talisman. – Okropna śmierć – szepnął Nuang Xuan. – Chcą nam pokazać, że to samo czeka wszystkich. – Mieli swoją chwilę – rzekł Druss zimnym i groźnym głosem. – Niech się nią cieszą. Niedługo przyjdzie nasza chwila