Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

– Oj, wiesz, trochę kręci mi się w głowie – rzekłem niebacznie w momencie, kiedy wstawaliśmy od stołu; nie wiem, czy mi się kręciło, czy trochę szarżowałem, ale ty widziałaś moje oczy, moje rumieńce. – We Francji podają bardzo lekkie wino, co? – powiedziałaś kpiąco, uśmiechnąłem się rad z siebie, szliśmy do samochodu, a ty przez cały czas żartowałaś z tych lekkich francuskich win, popatrywałaś na mnie z ukosa, w twoich oczach ciągle biała stężona piana śmiechu i ciągle ten uśmieszek przelatujący po twoich wargach niby błyskawice po ciemnym, wzbierającym burzą niebie. Niebo było pogodne, kiedy wyjeżdżaliśmy z parkingu pod platanami. – Czekaj, nawet nie wiemy, jak się nazywa to miasteczko – powiedziałem i właśnie wtedy wpadł mi w oczy napis na murze czy na tablicy; skręcałaś w szosę prowadzącą do Nîmes i zobaczyłem te duże niebieskie litery: – Les Amoureux – przeczytałem głośno, dałbym głowę, że taką właśnie nazwę przeczytałem, tylko gdzie, pamiętam, byłem rozbawiony i wstrząśnięty, kto by nie był przy takiej nazwie, zwłaszcza jeżeli wracałby jak ja z miodowego księżyca, pamiętam, że chodziło o nazwę miasteczka, widzę ten napis: wyblakłe niebieskie litery (chyba wykluczane, żeby były niebieskie), niech będzie, że na murze; nie sądzę, abym był tak bardzo wstawiony, jak to później utrzymywałaś, a nawet gdybym był, to pomylić się aż do tego stopnia, co do koloru nie upieram się, skąd; ja mam wizje wyłącznie na trzeźwo, przysięgam, dlatego nie lubię pić. Wiesz, męczy mnie coś: czuję się w tej chwili tak, jakbym był trochę wstawiony; widzisz, jakaś skłonność do pijackich przysiąg, jakieś takie rozbełtywanie, nie, mylisz się twierdząc, że umyślnie odwlekam wieżę, to raczej siła piekielna twojej sugestii albo to, że tak wyraźnie widzę twoją twarz. Bardzo we mnie tamta twoja twarz zapadła, skoro zwyciężyła ciemność, dlaczego tamta, powinienem być szczęśliwy właściwie: od dawna przecież nie mogę cię zobaczyć, a teraz patrzysz na mnie i patrzysz tymi oczami, w których zagęszczenie, w których stężenie, jesteś bardzo ładna, kiedy tak patrzysz, ja nie mam nic przeciw temu, ale chciałem jak najkrócej. A... to może ty odwlekasz wieżę?! Co ci zależy, poprzestanę na wieży, ja już nic więcej, nie mam zamiaru, nie chcę, mnie i ta wieża do czego, gdyby nie to, że już jedziemy, właśnie jedziemy, uśmiechasz się, fajnie, że się uśmiechasz, ja też się uśmiechałem, cie 148 szyłem się, że się uśmiechasz i że zobaczę Nîmes, byłem w tych stronach parę lat temu, widziałem Aix-en-Provence, Orange, Arles, Les Beaux, ale niestety w czasie gdy wycieczka Juventuru, z którą przyjechałem, zwiedzała Avignon i Nîmes, ja siedziałem w parku pod cyprysami w Aix-en-Provence; poprzedniego dnia w Arles dostałem bliżej nieokreślonego ataku, zasłabłem, sierpień, samo południe, słońce, które rozpłomieniało głowę van Gogha, znokautowało mnie w samo południe, a że już poprzednio w Monaco dopadł mnie podobny atak (pięciu lekarzy było w wycieczkowej grupie, lecz ani jednej apteczki, a zresztą lekarze nie wiedzieli, co mi jest, słyszałem tylko, półprzytomny, jak mówili, że mi się wyostrzyła twarz, jakbym za chwilę miał umrzeć), nie miałem odwagi wsiąść do autokaru, siadłem w parku pod cyprysem i wpatrzony w cyprysy żałowałem, myślałem: już nigdy, nigdy więcej w te strony nie przyjedziesz, no i – przyjechałem w te strony, więc cieszyłem się, że nadrobię, że zobaczę Nîmes i Avignon, a ty się cieszyłaś, że dzięki tobie będę oglądał to, co mi wtedy tak pechowo wypadło; dlatego wracając z Hiszpanii wybraliśmy tę trasę. Gdybym nie wypił wina w Les Amoureux i gdyby Nîmes było inne. Hm..