Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

Nazywał się ni mniej 1 więcej tylko towarzysz Edward Bryka i był ostatnim szefem ZdSch w Kanadzie 289 mojej centrali. Swój skok na stołek zawdzięczał ponoć głównie nazwisku i zbiegowi okoliczności. Na telekomunikacji znał się tyle, co kura na pieprzu i jedyną rzecz, którą umiał to połączyć się z sekretarką i towarzyszami z KW. Rzadkiej klasy idiota. Na naradach mówił: „Weźmy łołóweczek i po gospodarsku przy. garbmy się, towarzysze, nad bilansem, żeby nam zagrał". Ludzie złośliwie mówili, proc pana, że naczelnym został po jakiejś naradzie z Gierkiem, który go zapytał: „Czy towarzysz Bryka?" „Nigdy, towarzyszu Gierek" - zapewnił Bryka. To ślepe oddanie tak ucieszyło I sekretarza, że dał mu swoją rekomendację. Bryka skoczył na naczelnego i miał opinię człowieka Gierka. Tak samo jak wódz narodu czesał się na jeża i nosił stalowoniebieski garnitur. Mierny, ale wierny, jak to się mówi. Pech jednak chciał, że los mnie z nim zderzył, panie Marianku. Szef posłał mnie w trybie nagłym na naprawę. Bryce nawalił aparat. Sekretarka wpuściła mnie grzecznie i przystąpiłem do działań. Jak emergency, to emergency. Rozebrałem na części grata i próbuję montować. Wtem wpada Bryka i dawaj mnie ujeżdżać: „Co to jest!? Jeszcze nie zrobione!? Kiedy ja was zapotrzebowałem!?" - wsiadł na mnie. Mówię mu więc spokojnie, że nie ja popsułem telefon i żeby łaskawie się odpieprzył. A on jeszcze bardziej. Musiał mieć zły dzień i całą złość na mnie wylał. Zaczął mnie ujeżdżać jak parobka. Tego za wiele - pomyślałem. - Szlachectwo zobowiązuje. I kiedy łapą mi przed nosem zamachał, wściekłem się i rzuciłem mu w pysk: „To nie prywatny folwark, panie Bryka. Ja staranować się nie dam. Znajdź pan sobie innego konia do bicia. W końcu robię na telefonach, a nie na stajni." Ten, oczywiście, wziął to za przytyk, bo jako chamowi z awansu wszystko mu się kojarzyło z gminnym nazwiskiem. Jak koń, to i bryka, nie? Nie miał w sobie tego luzu co hrabia Heliodor, kurzy grzyb. Założył mi dyscyplinarkę i byłby niechybnie wyrzucił, gdyby nie strajk w Gdańsku i „Solidarność". Wtedy przysiadł i zaczął udawać kolesia. Zmienił fryzurkę i pierwszy jechał na towarzysza Gierka: „Złodziej, zrujnował Polskę!" - krzyczał najgłos- 290 • i Znów po gospodarsku brał za łołóweczek, proę pana, ? oUczał jak zamknąć bilans, żeby nam zagrał, kurza melodia. Teeo było za wiele. Wkurzyła mnie ta przesiadka i postanowiłem go sobie wypożyczyć na jednym z zebrań. Bardzo to wszystko piękne, co towarzysz zapodał - powiedziałem - tylko my, chłopcy, daleko tak nie ujedziemy. Proponuję zmienić brykę" - zawnioskowałem. Sala mnie poparła i biedny Bryka w strachu, żeby go nie wywieźli na taczkach, sam podał się do dymisji. Niestety wkrótce przyszedł stan wojenny i dalej pan wiesz. - Towarzysz Bryka wziął za łołóweczek i po gospodarsku przygarbił się nad bilansem skreślając pana z listy płac. - Thats it. Trafił pan w punkt - pochwalił mnie pan Zdzich. -Na pożegnanie dołożył mi jeszcze: „No i co, Szczawiński? Kto łostatecznie wygrał? Ze mno nie tak łatwo, kotku. Ja jestem może skromny krasnal władzy: zjeść, wypić, uciekać, ale kpić ze siebie nie dam. Skończyły się żarty. Nie podobała się bryka, to won! I ciesz się gnojku, żem nie kazałem cię internować, bo i to mogę" - uśmiechnął się z wyższością i wyrzucił z gabinetu. Czekaj, chamie - pomyślałem - jeszcze partyjka nie skończona i na ciebie przyjdzie czas. Wkrótce nastąpiła przygoda z tajniakiem, o której panu meldowałem, i ostatecznie postanowiliśmy z Krycha brykać z kraju. W tej decyzji Bryka miał swój udział. Teraz lecąc samolotem z Jęzorem cieszyłem się na ponowne spotkanie z towarzyszem Bryką. Pieściłem w duszy słowa, które mu teraz rzucę w pysk: „I kto łostatecznie wygrał, towarzyszu? w sumie jestem wam wdzięczny za tę Kanadę. Jakoś ląduję. Let's have a drink, director".1 Upokarzanie wrogów też jest niezłą radochą, proę pana. Niestety- spotkał mnie zawód. Przypadkowo w gazetce natknąłem się na nekrolog, w którym rodzina z bólem donosiła, że świętej Pamięci Edward Bogumił Bryka zasnął w Panu i odszedł z tego Wlata. p0(j Sp0dem w większym nekrologu dyrekcja i POP wymieniali liczne zasługi zmarłego nie wspominając nic o tej, Kt°rą nieboszczyk uczynił dla mnie. ----------- NaPiJmy się dyrektorze. 19- 291 Zrobiło mi się głupio. Umarł Bryka. Kurza twarz! - westchnąłem z żalem. Bezsilnie ścisnąłem łołóweczek. Niczego ode mnie nie usłyszy. Szkoda. Odszedł równie w porę jak Moryc. I nagle zrozumiałem, panie Marianku, że w tej ziemskiej wędrówce tęsknimy równie namiętnie do swych wrogów, jak i przyjaciół. Nienawiść podobnie silnie łączy co miłość. I gdy jej zabraknie, człowiek myśli: No tak. Bryki niet. I z kim ja teraz po gospodarsku przygarbię się nad bilansem, żeby nam wreszcie zagrał, kurza melodia? Z nikim. Poczułem się jak sierota. Nie miałem się już na kim odegrać. Zrozumiałem też w pełni hrabiego, panie Marianku. Rewanż to wielka rzecz. Nie tylko w kartach, kurzy drut. pjr#u\i ZDZICH O PIERWSZEJ LOVE - Każdy z nas kochał się pierwszy raz, proę pana, i mnie ten ognisty szał bynajmniej też nie ominął - stwierdził pan Zdzich patrząc na przekwitające kasztany. - Moja pierwsza love nazywała się Mariola i cała szkoła się w niej kochała. Miała w sobie ten raje, który każdego pociąga. Owczy pęd w tym wieku też swoją rolę gra. Z wyglądu Mariolka przypominała nieco nieboszczkę Marylin Monroe. Ten sam dziki seks i biust, proę pana. Uszy takie -w tym miejscu pan Zdzich z rozmachem nakreślił wielkość piersi swojej pierwszej miłości. - Z racji tego cycofonu wołaliśmy na nią biustwo. Ona nic sobie nie robiła z tych naszych zalotów. Miała piętnaście lat i na gówniarzy z równoległych klas nie zwracała uwagi. Wyżej oczkiem strzelała na maturzystów i studentów z pierwszego roku. Szczególnie imponował jej niejaki Buś Mikołaj z budowlanki, zwany popularnie Kolą