Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

Muszę przyznać, że zabrakło mi słów wobec tak wybitnie kobiecego podejścia do sportu! Dziewczynki nie rezygnowały też ze swych wyczynów na pokładzie. W wyniku tego wnętrza ich pulchnych i absurdalnie dziecinnych łapek stały się zrogowaciałe i stwardniałe, jak ręce żeglarza z przylądka Horn. Przyczyną tego było przede wszystkim wdrapywanie się i ześlizgiwanie z drabinek linowych. Vicky spadła kiedyś i uderzyła głową o pokład z silnym trzaskiem. Zanim ktokolwiek zdążył podbiec, aby jej pomóc, twardy trzy- latek usiadł bez jednej łzy i oświadczył lakonicznie: ,,Złamałam łódź!" Jeszcze bardziej jeżąca włosy na głowie, lecz bardzo pomysłowa zabawa, którą dzieci wymyśliły, była wynikiem oglądania książki z obrazkami o chłopcach i dziewczynkach jeżdżących na nartach i na sankach. Połączone czynności zostały nazwane „skedging"*, co stanowi dostatecznie dokładny opis moich wyczynów na nartach, które wykonuję przeważnie w haniebnej pozycji siedzącej. Pomysł Vicky i Susie polegał na tym, że stawiały obie nogi na szczotkach do szorowania, które przytrzymywały chwytnymi palcami od nóg i, wykorzystując przechyły jachtu, ślizgały się z zapałem z góry na dół przez całą długość kabiny. Każdego dnia rano znajdowaliśmy tuzin lub więcej małych śniętych ryb latających, które leżały rozpłaszczone na pokładzie. Dziewczynki zbierały je zawsze, kłócąc się, która ma więcej lub która ma największą rybę. Vicky, która ma naturę klowna, położyła sobie kiedyś taką rybę na głowie i bawiła się cierpliwie do momentu, kiedy Susie zauważyła to; wtedy dopiero zaczęła udawać ogromne zdziwienie, skąd ryba się tam znalazła. W okresie, kiedy płynęliśmy trasą chińskich kliprów herbacianych, tak często przemierzaną przez ,-Cutty Sark" i „Thermophylae", pranie ubrań lalek na pokładzie i modelowanie ciasta (przeważnie wychodziły z tego samoloty lub dom babci w Afryce) trwało nadal, ale jednocześnie coraz bardziej popularne stawały się zabawy w roboty * Kombinacja słów angielskich: skiing — jazda na nartach i sledg-tng — jazda na sankach, nie dająca się przetłumaczyć na język polski. Możn" ją rozumieć jako .Jeżdżenie na nartach na siedzeniu" [przi/p. ttum.l. okrętowe: stawianie „żagla kiwi", żeby płynąć do mamy, sterowanie, zwijanie lin lub wiązanie skomplikowanych i pracochłonnych węzłów. Coraz bardziej uświadamiałem sobie, jak dalece dzieci dają w zabawie wyraz swojej wyobraźni, co umożliwia im urzeczywistnienie ich marzeń. Marzenia na jawie ludzi dorosłych spełniają prawdopodobnie tę samą rolę, tylko bardziej świadomie, ale oba te zjawiska mają wiele analogii i są tak samo ważnym warunkiem pełnego rozwoju jednostki. Tymczasem nowe wydarzenie położyło kres moim filozoficznym rozważaniom. W okolicy, w której panują letnie sztormy, pojawienie się wysokiej fali, nie usprawiedliwionej miejscowymi wiatrami, musi zawsze wzbudzać czujność. W dniu 18 października zobaczyliśmy taką po- łudniowo-zachbdnią falę oceaniczną, a mimo że okazała się ona później zwiastunem zachodniego sztormu, pośrednio zawdzięczaliśmy jej wyjaśnienie się kilku spraw. Pojawienie się fali niewiadomego pochodzenia nasunęło nam myśl o celowości sprawdzenia, czy radiostacja Mauritius nadaje jakieś ostrzeżenie o cyklonie. Ponieważ nasze radio tranzystorowe nie odbierało fal o częstotliwości nadawanej przez tę stację, zamierzaliśmy skorzystać z dużego radiotelefonu Marconi Kestrel, zasilanego z głównego akumulatora. Ku naszemu przerażeniu urządzenie okazało się ,,martwe". Po bliższym zbadaniu okazało się, że przewody w płaszczu ołowianym, prowadzące do 12-wol-towego akumulatora stojącego w bocznym kadłubie, są silnie skorodowane; potem okazało się zresztą, że i akumulatory mają uszkodzenia, których nie da się usunąć. W efekcie nadajnik nasz nie nadawał się do użytku, a skuteczność działania świateł nawigacyjnych należało uznać za bardzo wątpliwą. Stwierdzenie korozji ołowianych przewodów wyjaśniło nam też zjawisko, które od dawna sprawiało nam wiele kłopotów. Kompas sterowy, który dawał poprzednio bardzo dokładne wskazania, zaczął ostatnio być kapryśny i wykazywał wschodnią dewiację o zmiennej wartości, dochodzącej chwilami do 5°. Najbardziej potrzebny był nam dokładny kompas przy przechodzeniu silnego prądu Agul-has przed dojściem do brzegów Afryki; teraz mieliśmy przynajmniej świadomość, że na przyrządzie tym nie można było w pełni polegać. W dniu 19 października przeszliśmy na południe od wyspy Mauritius; przed nami było jeszcze 1700 mil do Durbanu, a za sobą zostawialiśmy strefę pasatów połud-niowo-wschodnich. Wchodziliśmy w rejon, w którym przeważają jeszcze korzystne wiatry wschodnie, ale o znacznie mniejszej regularności. Od tej chwili coraz bardziej potrzebny był nam grot, który umożliwiał posuwanie się katamarana przy przeciwnych wiatrach zachodnich