Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

Jase powiedział wtedy, że chce popatrzeć na mapę w biurze, wrócili więc do tego pokoju, leżącego na tyłach apartamentu tuż obok stalowej bariery ochronnej, żeby zobaczyć, gdzie się znajdują i gdzie jest morze, Mospheira i Teren Południowy Taiben - kapsuła Jase’a wylądowała na Terenie Południowym, w jednym z rozległych rezerwatów myśliwskich i Jase potrafił znaleźć to miejsce na ściennej mapie. To potrafił znaleźć. A potem poprosił o książki o morzu. Bren poprowadził go do biblioteki pani Damiri. - Jak on się czuje? - zapytał Banichi, kiedy Bren wyszedł z biblioteki, w czasie gdy Jase wyciągał z pólek książki i przeglądał hasła. - Czego on szuka? Bren zaczerpnął głęboko tchu, rozumiejąc do pewnego stopnia tę zmianę kierunku emocji, lecz nie bardzo potrafiąc przełożyć ją na ragi, szczególnie Banichiemu, który lubił „strzelać do zamków z powietrza”, jak mówili atevi. - To ludzka reakcja - powiedział cicho Bren. - Przeżył poważny cios. Jego emocje są niepewne. Możliwe, że szuka czegoś, co odciągnęłoby jego myśli ku sprawom nie mającym ładunku emocjonalnego, może ku czemuś, co pochwalał zmarły, możliwe też, że to tylko osobista ambicja. - Zobaczyć ocean. - Z kosmosu jedynymi łatwo dostrzegalnymi cechami byłyby granice między oceanem a lądem i czapy polarne. Sądzę, że mógł się nad nimi zastanawiać. - I chmury - dodał Banichi. Fotografia kosmiczna trafiła do rąk atevich jeszcze przed Wojną Lądowania. Przed przekazaniem pierwszych materiałów rakietowych archiwa ujawniły wszelkie rodzaje fotografii kosmicznej, przygotowując, jak mówili pai-dhiin, grunt pod podróże kosmiczne, a nie koncepcję rakiet wojennych, kierując psychologię gatunku ku niebu, a nie ku zbrojeniu. Zapisy mówiły, że ludziom nie bardzo się to udało i atevi szybko przystosowali tę technikę do samoobrony. - Dużo chmur - zgodził się Bren. - A więc chce odwiedzić pana Geigiego? - Coś w tym rodzaju - odparł Bren. - Myślę, że może być gotowy do takiego przedsięwzięcia. - Robiło mu się niedobrze od patrzenia na niebo, Bren-ji. Czy to się nie powtórzy, gdy znów się znajdzie na otwartej przestrzeni? - Chyba zależy mu na udowodnieniu samemu sobie, że nie będzie chorował. - Aha - powiedział Banichi. - Nie jestem pewien, czy ja sam to rozumiem, Banichi. Proszę, byś sobie nie wyobrażał, że doskonale wiem, co się dzieje w jego umyśle. Może to jednak oznaczać dla niego nowy początek, nowe postanowienie wypełnienia zadania. Może już nadszedł czas, żeby spróbował czegoś trudnego. Jeśli ma być paidhim i tłumaczyć słowa atevich ludziom na statku, to uważam, że powinien zrozumieć sposób, w jaki atevi patrzą na świat. Jeśli zezwoli na to ochrona. Ja mu to obiecałem, Banichi. Założyłem, że ochrona może na to zezwolić. - Z pewnością warte zastanowienia. Są jednak bezpieczne miejsca na obszarze, który możemy gwarantować. Myślę, że ateva mógłby znaleźć takie miejsce. Ale Geigi - tu nie jestem taki pewien. - Czy zechciałbyś się dowiedzieć, nadi-ji, co mogłoby być bezpieczne? - Ateva tak zrobi. Tymczasem, ta inna sprawa... Deana. Był tak roztrzęsiony, że zapomniał, o co poprosił Banichiego. - Przygotowujemy transkrypcję słów tej kobiety, paidhi-ji. Tano pragnie, byś zrozumiał, że nie miał pojęcia, co się dzieje. Podobnie Jago i ja, Bren-ji. Z uwagi na naszą rangę powinniśmy zostać poinformowani od razu po naszym powrocie, to była krytyczna sprawa. Pewne czynniki stojące między nami i aijim nie chciały rozpraszać twojego personelu. Nie znaczy to, że można pominąć kwestię nie zawiadomienia ciebie. Oraz nie zawiadomienia Tano. - Darzę wielkim zaufaniem mój personel, Banichi. Ja w was nie wątpię. Banichi jakby się nad czymś zastanawiał, po czym powiedział: - Aiji odkrył wśród pewnych członków Gildii niejaką niechęć do przekazywania wiadomości na wyższe poziomy, nadi-ji; w obu wypadkach dotyczyła osób prowadzących nasłuch przekazów, które mają własną Gildię; w obu wypadkach chodziło o przekazanie informacji z tej właśnie Gildii do Straży. Aiji wyjaśnia obu tym służbom, że moje nieobecności, ilekroć będą konieczne, nie powinny blokować przepływu informacji. Paidhi może sobie wyobrazić, że uzmysławia to ze szczególną siłą Gildii Posłańców, która zawiniła w Mogari-nai. - Przyjmuję to jako bardzo stanowcze posunięcie, nadi - powiedział zupełnie szczerze Bren