Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

Obaj mężczyźni dyktowali listy prawie do samego świtu, dopóki biurko nie zostało oczyszczone i dopóki oddziałom na Dorsaj oraz na innych planetach nie wydano niezbędnych rozkazów. Spotkanie z przewodniczącym Newtonu, Walco, które odbyło się w gabinecie Cletusa następnego dnia, było krótkie i przykre. Rozgoryczenie przerodziłoby się może w zjadliwość, a rozmowa przedłużyłaby się zbytnio, gdyby Cletus nie uciął ledwie zawoalowanych oskarżeń Walco. - Kontrakt, który z wami podpisałem - powiedział Cletus - mówił o opanowaniu Watershed i kopalń antymonitu, a następnie przekazaniu ich waszym wojskom. Nie gwarantowaliśmy, że utrzymacie kopalnie. Zależało to od was i od porozumienia, które mieliście zawrzeć z Brozanami. - Zawarliśmy porozumienie! - zaprotestował Walco. - Ale teraz, kiedy Brozanie otrzymali posiłki w postaci piętnastu tysięcy żołnierzy Sojuszu i Koalicji i poparcie ze strony tego typa, deCastriesa, odmawiają honorowania go. Twierdzą, że zawarli je pod przymusem! - A nie było tak? - powiedział Cletus. - To nie ma nic do rzeczy! Chodzi o to, że natychmiast potrzebujemy pana i tylu Dorsajów, którzy mogliby stawić czoło piętnastu tysiącom żołnierzy z Ziemi, wspierających Brozan. Cletus potrząsnął głową. - Przykro mi - powiedział. - Właśnie teraz niezwykle potrzebni mi są wszyscy najemnicy, jakich mam do dyspozycji. Nie mam też obecnie czasu, żeby pojechać na Newton. Twarz Walco stężała. - Pomaga nam pan osiągnąć cel - powiedział - a później, kiedy pojawiają się kłopoty, zostawia nas pan, abyśmy sami sobie radzili. Czy to nazywa pan sprawiedliwością? - Czy była mowa o sprawiedliwości, kiedy podpisywaliśmy kontrakt? - zapytał Cletus ostro. - Nie przypominam sobie tego. Gdyby poruszany był ten temat, musiałbym zwrócić pana uwagę na to, że eksploatowaliście te kopalnie tylko dzięki waszym pieniądzom, wykorzystując ubóstwo Brozan, nie mogących pozwolić sobie na wydobywanie antymonitu. Możecie mieć finansowy wkład w kopalnie, ale Brozanie mają do nich moralne prawo; złoża należą do nich. Gdyby pan przyjął ten fakt do wiadomości, wtedy trudno byłoby panu nie dostrzec tego prawa, które w końcu i tak będziecie musieli uznać... - przerwał. - Proszę mi wybaczyć - powiedział oschle. - Jestem ostatnio trochę przepracowany. Już dawno temu przestałem myśleć za innych. Powiedziałem już, że akurat teraz nie mogę dać panu takich sił ekspedycyjnych, o jakie pan prosi. - Zatem co pan może dla nas zrobić? - burknął Walco. - Mogę wysłać kilku ludzi, aby dowodzili waszymi wojskami, pod tym jednak warunkiem, że pozwoli im pan samym podejmować wszelkie militarne decyzje. - Co? - wykrzyknął Walco. - To gorsze niż nic! - Będę więc bardzo szczęśliwy, nic dla pana nie robiąc, jeśH właśnie o to panu chodzi - powiedział Cletus. - Jeśli tak jest, proszę mi teraz to powiedzieć. Mój czas jest ograniczony. Nastąpiła chwila ciszy. Stopniowo rysy Walco łagodniały, aż przybrały wyraz niemal rozpaczy. - Weźmiemy pańskich oficerów - powiedział z głębokim westchnieniem. - Dobrze. Pułkownik Khan przygotuje panu kontrakt w ciągu dwóch dni. Może więc pan z nim przedyskutować warunki - rzekł Cletus. - A teraz, jeśli pan wybaczy... Walco wyszedł. Cletus wezwał Davida Apa Morgana, jednego z dawnych oficerów Eachana, obecnie starszego komendanta polowego, i zlecił mu dowództwo nad oficerami, którzy mieli udać się na Newton i przewodzić tam oddziałom Zjednoczonych Postępowych Wspólnot. - Możesz oczywiście nie przyjąć tego zadania - zakończył Cletus. - Wie pan, że tego nie zrobię - powiedział David Ap Morgan. - Czego pan ode mnie oczekuje? - Dziękuję - powiedział Cletus. - W porządku. Zamierzam dać ci tysiąc dwustu pięćdziesięciu ludzi, z których każdy awansuje przynajmniej o jeden stopień. Z byłych podoficerów zrobisz dowódców oddziałów. Zastąpisz nimi wszystkich tamtejszych oficerów, powiedziałem, wszystkich. Spisywany obecnie kontrakt da ci wyłączność decyzji w sprawach wojskowych. Postaraj się utrzymać to dowództwo. Nie przyjmuj żadnych rad od Walco i jego rządu niezależnie od okoliczności. W razie czego powiedz im, że jeśli nie zostawią cię w spokoju, wrócisz na Dorsaj. David skinął głową. - Tak jest, panie marszałku - powiedział. - Czy jest jakiś plan kampanii? - Staraj się po prostu nie dopuszczać do regularnych walk - odparł Cletus. - Prawdopodobnie nie muszę ci tego tłumaczyć