Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
Po jednym z bardzo intensywnych treningów w sali ćwiczeń wziął prysznic, przebrał się w szare spodnie i sweter w barwach uczelni i wyszedł główną bramą przed stadion. Był już prawie na przystanku autobusowym, kiedy zawołała go po imieniu i podbiegła, żeby go dogonić. — Ja też wracam do wioski, muszę prozmawiać z kucharzami. Mogę się z tobą zabrać? — Musiała na niego czekać. Pochlebiło mu to, lecz jednocześnie poczuł się nagle dziwnie stremowany. Szła lekko i swobodnie, kołysząc przy każdym kroku biodrami, a za każdym razem, kiedy podnosiła głowę, by na niego spojrzeć, włosy wirowały wokół jej twarzy niczym woal ze złocistego jedwabiu. — Przyglądałam się bokserom z innych krajów — powiedziała — zwłaszcza w wadze lekkociężkiej i przyglądałam się tobie. — Owszem. — Zmarszczył brwi, żeby pokryć zmieszanie. — Widziałem cię. — Nie masz się kogo obawiać, poza jednym Amerykaninem. — Cyrusem Lomaxem — przytaknął. — Tak, „Ring Magazine" uważa go za najlepszego amatorskiego pięściarza wagi lekkociężkiej w świecie. Wuj Tromp także mu się przyglądał. Przyznaje, że facet jest bardzo dobry. Jest potężnie zbudowany, a jako Murzyn musi mieć czaszkę jak słoń. — To twój jedyny prawdziwy konkurent do złota. — „Złoto", to słowo zabrzmiało w jej ustach jak muzyka i przyspieszyło rytm bicia jego serca. — Będę trzymać za ciebie kciuki. — Dziękuję ci, Heidi. Wsiedli do autobusu. Na widok spojrzeń, jakimi inni mężczyźni obrzucili Heidi, Manfred poczuł wzbierającą dumę. — Mój wuj jest zagorzałym kibicem bokserskim. On też podziela moje zdanie, że masz spore szansę pokonać tego amerykańskiego Murzyna. Wuj bardzo chciałby cię poznać. — To miło z jego strony. — Dzisiaj wieczorem wydaje u siebie małe przyjęcie. Nalegał, żebym cię zaprosiła. — Wiesz, że to niemożliwe — potrząsnął głową. — Treningi... 171 — Mój wuj jest człowiekiem wysoko postawionym i ogrom,nie wpływowym — nie dawała za wygraną, przechylając wdzięcznie na bok głowę i uśmiechając się czarująco. — Przyjęcie jest bardzo wcześnie. Obiecuję, że przed dziewiątą będziesz z powrotem. — Spostrzegłszy, że Manfred się waha, ciągnęła dalej: — Sprawisz wujkowi... i mnie... ogromną przyjemność. — Ja także mam wujka. Wuj Tromp... — A jeśli uda mi się zdobyć zgodę wuja Trompa... Obiecasz, że przyjdziesz? Tak jak było umówione, Heidi czekała na niego w mercedesie przed wejściem do ich domu w wiosce olimpijskiej. Szofer z ukłonem otworzył drzwiczki i Manfred wskoczył na obijane skórą siedzenie. — Wyglądasz wspaniale, Manfredzie — powiedziała z uśmiechem. Zaplotła jasne włosy w dwa grube, lśniące warkocze i upięła je w koronę na szczycie głowy. Odkryte ramiona i okazały biust zachwycały idealną, śnieżną bielą. Koktajlowa suknia z błękitnej tafty znakomicie podkreślała kolor jej oczu. — Jesteś piękna — powiedział z zachwytem z głosie. Nigdy do tej pory nie prawił kobietom komplementów, a i tym razem było to po prostu stwierdzenie faktu. Spuściła oczy ze skromnością, która wzruszała u kogoś, kto musiał być przyzwyczajony do męskich pochlebstw. — Na Rupertstrasse — rzuciła kierowcy. Powoli przejechali Kurfurstendammem obserwując wesoły tłum kłębiący się na jasno oświetlonych chodnikach, a potem mercedes przyspieszył i pomknęli ulicami zachodniej części Griinewaldu, ekskluzywnej dzielnicy milionerów położonej na obrzeżu rozległego miasta. Manfred odprężył się, zapadł w wygodne skórzane siedzenie i odwrócił twarzą do siedzącej obok niego przepięknej kobiety. Rozmawiała z nim poważnie, wypytywała o niego samego, o jego rodzinę i kraj, z którego pochodził. Bardzo szybko zorientował się, że wie o Afryce Południowej znacznie więcej, niż można by przypuszczać, i zaczął się zastanawiać, gdzie tę wiedzę zdobyła. Znała historię wojen, konfliktów i buntów, całej walki jego przodków z barbarzyńskimi plemionami murzyńskimi, a potem podporządkowania sobie Afrykanerów przez Brytyjczyków, wiedziała, jak bardzo zagrożony jest ich byt jako narodu. — Anglicy... — mówiła, a w jej głosie słychać było ostrą nutę goryczy. — Oni są wszędzie, wszędzie niosą ze sobą wojnę i cier- 172 .- ' pienia: w Afryce, Indiach, nawet w moich Niemczech. My także cierpieliśmy ucisk i prześladowania. Gdyby nie nasz ukochany Fuhrer, nadal jęczelibyśmy w jarzmie Żydów i Anglików. — Tak, to wielki człowiek, ten wasz Fuhrer — przyznał Manfred i zacytował: — Musimy walczyć o zapewnienie naszemu narodowi i naszej rasie środków egzystencji i możliwości reprodukcji, o zabezpieczenie przyszłości naszym dzieciom, o czystość krwi, wolność i niezawisłość naszego narodu, aby mógł dojrzeć do spełnienia dziejowej misji, którą wyznaczył mu stwórca wszechświata. — Mein Kampj] — zawołała. — Cytujesz Fiihrera! — Manfred zrozumiał, że ich znajomość zdecydowanie posunęła się o krok naprzód. — W tych słowach zawarł wszystko, co czuję i w co wierzę — powiedział. — To wielki człowiek, przywódca wielkiego narodu. Dom przy Rupertstrasse stał z dala od ulicy, w głębi rozległych ogrodów ciągnących się wzdłuż brzegów jednego z jezior, przez które przepływa Hawela. Na podjeździe stało kilkanaście limuzyn z proporczykami ze swastyką na maskach i umundurowanymi szoferami czekającymi' za kierownicą. Wszystkie okna wielkiej willi jarzyły się światłem, a kiedy wysiedli z mercedesa pod ozdobym portykiem, dobiegły ich dźwięki muzyki, śmiech i ożywione rozmowy. Manfred podał Heidi ramię, weszli przez otwarte frontowe drzwi, minęli hol o marmurowej posadzce w czarno-białą szachownicę i wyłożonych boazerią ścianach, ozdobionych licznymi porożami jeleni, i przystanęli w drzwiach ogromnego salonu. Pokój wypełniony był już gośćmi. Większość mężczyzn miała na sobie galowe mundury z błyszczącymi dystynkcjami, oznakami rang, formacji i jednostek, kobiety olśniewały kreacjami z aksamitu i jedwabiu, nagimi ramionami i ostatnim krzykiem mody — krótkimi fryzurami „na pazia". Na ich widok śmiech i rozmowy przycichły, wszystkie głowy zwróciły się w stronę drzwi, a w taksujących spojrzeniach, którymi obrzucono nowo przybyłych, malowało się zaciekawienie i stonowany podziw, gdyż Manfred i Heidi stanowili uderzająco urodziwą parę. Po chwili podjęto przerwane rozmowy i salon rozbrzmiał poprzednim gwarem