Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

Tyczkowata kadet Kelly, która weszła i zajęła miejsce przy konsoli uzbrojenia, wzniosła radosny okrzyk. - Nie chcę meczu, Vonderheydte! - wrzasnął Martinez. - Daj mi pieprzony...! - Przepraszam, milordzie! - Vonderheydte musiał przekrzykiwać sprawozdawcę. - Ktoś transmituje mecz na wspólnym kanale. - Daj więc kanał awaryjny. Rozległ się krótkotrwały szum, gdy przełączano kanały, a potem znowu zaryczał mecz. - Przepraszam, milordzie! Nadają mecz również na kanale awaryjnym! Martinez zacisnął pieści. - Jakikolwiek kanał. Ale już wiedział, że Vonderheydte znajdzie mecz na wszystkich kanałach. Martinez mógł próbować przekrzyczeć tłumy i sprawozdawcę swym ostrzeżeniem, ale któż by go usłyszał? - Łączność. Linie naziemne? - zapytał. Połączenia kablowe ze stacją pierścienną były nieruszone. - Linie naziemne nie działają, milordzie. - Co się dzieje? - spytał Mabumba cicho, ale wystarczająco głośno, by usłyszeli to wszyscy obecni. - Nasze linie łączności zostały przecięte - poinformował go Martinez. - Po prostu pomyślmy chwilę, kto mógł to zrobić i dlaczego. Pozostali w sterowni patrzyli na siebie oszołomieni. Zapadła cisza. W tej chwili Tracy i Clarke, dwie operatorki czujników, pojawiły się w sterowni i przeszły jak duchy do swych stanowisk, jakby opanowane nagle przez wyrzuty sumienia. Martinez wrzał nerwową energią. Nie chciał czekać, chciał już być w ruchu razem ze swoim statkiem. Wywołał Maheshwariego. - Milordzie? - Informuje cię, że się zaczęło. Maheshwari skinął głową. - Słyszałem sygnał alarmowy, milordzie. Martinez zdał sobie sprawę, że wywołał głównego inżyniera nie po to, by uspokoić jego nerwy, tylko swoje. Zwrócił się do maszynowni po pociechę, po kogoś, kto rozumie, dzięki komu sam czułby się mniej samotny w podejmowaniu decyzji. Nie pomagało. - Wstrzymanie za pięć minut - powiedział. Nic lepszego nie przyszło mu do głowy. - Koniec przekazu. Następnie wygasił ekran, ponieważ pierwsze sterowane komputerami pociągi mknęły już przez terrańskie obszary stacji. Nie zatrzymały się. Popędziły dalej, do obszaru Daimongów, gdzie skoncentrowano najpotężniejsze okręty, i zaczęły zwalniać. Guzik na rękawie Martineza cicho zagrał. Martinez odebrał rozmowę, a narękawny displej przesunął się i ukazał Alikhana. - Naksydzi przejeżdżają, milordzie. Naliczyłem dziewięć pociągów. - Wiem. Nawiasem mówiąc, wszystkie kanały łączności są odcięte lub zablokowane. - Czy wycofamy wartowników do wnętrza okrętu, milordzie? Martinez zawahał się i spojrzał na swe ekrany. Naksydzi wysiadali w obszarze Daimongów i kierowali się ku statkom w kolumnach trzydziesto - lub czterdziestoosobowych, dowodzonych przez oficerów. Nie rozwijali formacji bojowych, nie sprawiali też wrażenia, że chcą zastrzelić wartowników i szturmować śluzy. Jeszcze nie odkryli kart. To wszystko nadal mogło mieć inne racjonalne wytłumaczenie. I Martinez, mimo trwogi i adrenaliny płynącej w żyłach, nadal miał nadzieję, że takie wyjaśnienie istnieje. - Milordzie? - przypomniał się Alikhan. - Jeszcze nie - odparł Martinez. - Kiedy się zbliżą, graj na zwłokę. Staraj się utrzymać spokój. Powiedz im, że musisz porozmawiać z oficerem wachtowym, i pójdź sam do śluzy. Ale nie wracaj na statek, lecz pilnuj zewnętrznego luku i bądź gotów do otwarcia go, kiedy podam sygnał Buena Vista. - Tak jest, milordzie - powiedział Alikhan po chwili wahania. - Koniec transmisji - oznajmił Martinez ze wzrokiem utkwionym w displejach. W obszarze Naksydów ładowano następne pociągi; kierowano je teraz do eskadry średniej wielkości. A w eskadrze średniej wielkości najmniejszym statkiem była „Korona” W obszarze Daimongów pierwsze kolumny Naksydów dotarły do śluz. Oficerowie dowodzący kolumną prowadzili rozmowy z wartownikami przy śluzach. Martinez czuł, jak jego nerwy zwijają się, naprężają i płoną. Stawiajcie opór, przynaglał w duchu Daimongów. Nie wpuszczajcie ich, stawiajcie opór. Przy „Bombardowaniu Kathungu”, w ciężkiej eskadrze, wartownicy zasalutowali, odstąpili na bok i obserwowali, jak Naksydzi wlewają się do środka. Wartownicy przy dwóch statkach po obu stronach „Kathunga” odstąpili na bok, gdy zobaczyli, jak Naksydzi wchodzą do okrętu flagowego. Kamera nad śluzą „Korony” ukazała zwalniający przed najbliższą stacją pociąg. Odkryte wagony były czarne od Naksydów. Martinez przełączał się od kamery do kamery na terytorium Daimongów: zajmowano co najmniej sześć okrętów. Przy innych śluzach chyba toczono grzeczne rozmowy. Martinez nigdzie nie dostrzegał oznak przemocy. Dał zbliżenie na jedną z naksydzkich kolumn. Przynajmniej połowa Naksydów nosiła ręczną broń. Nie, to nie była niespodziewana inspekcja. Na inspekcji nie nosi się broni. Guzik na rękawie znowu zagrał. To Alikhan. - Nadchodzą, milordzie. - Bardzo dobrze. Oczyść ekran, ale trzymaj ten kanał otwarty. Martinez skonfigurował swój własny displej narękawny tak, by nie przekazywał jego słów - dzięki temu mógł wydawać rozkazy niedostępne dla Naksydów przez urządzenia komunikacyjne Alikhana. Wywołał displej śluzy na swą konsolę dowodzenia i upewnił się, że ma przygotowane polecenia dla śluzy. Rzucił okiem na ekrany: Naksydzi zajęli przynajmniej dwa dalsze statki z eskadry Daimongów. Spojrzał na pierwszy displej, który ukazywał kolumnę poruszającą się ze zwykłym naksydzkim pośpiechem ku „Koronie”