Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

Bo trzeba wiedzieć, że ostronosy mają wzrok i słuch na ogół dość słabe, a tylko znakomity węch poucza je o tym, co się dzieje dookoła. Nam ludziom, którzy poznajemy świat właśnie za pośrednictwem oczu, bardzo trudno wyobrazić sobie, jak naprawdę wszelkie otaczające przedmioty przedstawiają się Panciowi. Mimo jednak, że widzi je bardzo słabo, zupełnie mu to nie przeszkadza znakomicie odróżniać każdą osobę, która się doń zbliża. Odczuwa więc pewien respekt przede mną, okazuje zadowolenie mojej żonie, która zazwyczaj przynosi mu coś do zjedzenia — najczęściej jajka, za którymi przepada. Ale przede wszystkim radośnie przyjmuje Teresę, szczególnie gdy dziewczynka wdrapie się do niego na tapczan 35 Dowody przyjaźni i oboje koziołkuję i tarzają się, tak jak to czyniłaby para ostronosów w momencie najlepszej zabawy. Patrząc na beztroskie życie naszego Pańcia, łatwo sobie zdać sprawę, o ile jest ono dlań szczęśliwsze, niż gdyby pozostał w puszczy, ciągle narażony na śruciny myśliwego — gdyż mięso ostronosów jest jadalne, a nawet bardzo smaczne — lub też na niebezpieczeństwo dostania się w pazury pumy, największego obok jaguara kota drapieżnego Ameryki. Nie mówiąc już o trudach, związanych z codzienną koniecznością wyszukiwania sobie pożywienia, które w obecnych warunkach jego życia do- 36 starczane mu jest trzy razy dziennie wprost przed zabawny czarny ryjek. Nie należy więc zbytnio żałować zwierząt, które dostały się do rąk ludzkich, naturalnie jednak tylko pod warunkiem, aby ludzie ci odnosili się do swych wychowanków serdecznie i życzliwie, a co jeszcze ważniejsze — aby dobrze wiedzieli, jak je hodować. Akurat przed dwunastu laty, bo w 1936 roku, we wszystkich gazetach warszawskich, ba! niektórych prowincjonalnych, a nawet i zagranicznych pojawiły się wzmianki, że w warszawskim ogrodzie zoologicznym urodził się słoń. Było się rzeczywiście czym pochwalić. Przecież taka rzecz nie trafia się codziennie. Do 1910 roku, mimo z górę już stu lał istnienia ogrodów zoologicznych, nie zdarzyło się to ani razu, a i później słonie nie rodziły się «na kamieniu», gdyż w ciągu dalszych dwudziestu pięciu lat w stu istniejących ogrodach zoologicznych trafiło się to zaledwie jedenaście razy. Stąd też nowonarodzone słoniątko, jako dwunaste, otrzymało miano «Tuzinki». Nie tylko jednak mała słoniczka cieszyła się popularnością i pewną sławą. Szczęśliwi rodzice rów- 38 nież, a szczególnie matka, byli fotografowani na wszystkie strony, tak że wizerunki ich spotkać można było w przeróżnych pismach ilustrowanych. Ale bo też i historia mamy, noszącej imię «Kasia», nie jest banalna; zanim wreszcie uzyskała rozgłos jako rodzicielka dwunastego słonia, dobijała się Kasia popularności — choć nie z własnej woli — na zupełnie innym polu, a mianowicie na polu artystycznym, ściślej mówiąc na arenie cyrkowej. Niestety tu spotkało Kasię kompletne niepowodzenie — a bywa tak zawsze, jeśli ktoś obiera sobie zawód życiowy wbrew zamiłowaniu i przyrodzonym zdolnościom. Słonicy za to naturalnie winić nie podobna. Nie była bowiem pytana o zdanie, kiedy po przywiezieniu do Europy w wieku około czterech lat — kupił ją cyrk niemiecki i dołączył do grupy rówieśniczek, które miały się produkować jako zespół sześciu tresowanych słoni. Kasia okazała się najgorszą uczenicą. Potulna wprawdzie i łagodna, była jednak niezwykle nerwowa i widocznie z trudnością pojmowała życzenia pracującego nad nią trenera. Toteż kiedy jej towarzyszki już dawno wyuczyły się przeróżnych występów solowych, jak: siadanie na podsuniętym pieńku, stawanie dęba i na tylnych, i na przednich nogach, ba, nawet toczenie beczki, na której stały — Kasia po dwuletniej nauce osiągnęła zaledwie to, że potrafiła na żądanie podnosić przednią lub tylną 39 nogę oraz spacerować dookoła areny, trzymając trąbę poprzedniczkę swą za ogon. A ponieważ i inne słoniczki umiały to samo, tworzył się w ten sposób zabawny łańcuch sześciu złączonych ze sobą słoni. W tych warunkach zdecydowano się na występ — występ zakończony niestety generalnym niepowodzeniem. W momencie bowiem, kiedy wszystkie słonie paradowały w wyżej opisanym «gęsim» szyku przed licznie zebrane publicznością w cyrku frankfurckim, Kasia zauważyła pióro chwiejące się na kapeluszu jednej z przyglądających się pań. To wystarczyło, aby puściła ogon poprzedniczki — i zabawnie piszcząc próbowała rzucić się do ucieczki. Takie jednak postępowanie uznała za najwyższą niestosowność krocząca za Kasią najstarsza słonica zespołu, toteż nie puściła ogona awan- 40 turnicy, a zaparłszy się nogami w piasek areny nie pozwalała na ucieczkę z widowni. Powstał tumult, który jeszcze bardziej przeraził naszą bohaterkę; oszalała ze strachu, szarpnęła się ze wszystkich sił i uwolniła się kosztem kawałka ogona, który pozostał w trąbie miłującej spokój słonicy. Oswobodzona Kasia szczęściem nie skierowała się pomiędzy przerażoną publiczność, lecz pobiegła ku wyjściu, a następnie w kierunku stajni, gdzie złapano ją i zdołano wreszcie uspokoić. Dyrekcja cyrku zdecydowała pozbyć się niesfor-. nego słonia. Jakiż jednak ogród zoologiczny kupi zeszpeconą brakiem koniuszczka ogona słonicę? Nadszedł dzień odjazdu cyrku na nowe miejsce przedstawień. Zwierzęta zostały już załadowane i miały noc przepędzić w wagonach. Rekwizyty cyrkowe zapakowano pośpiesznie, aby rankiem już cały transport mógł wyjechać na miejsce przeznaczenia. Gdy wtem, widocznie wskutek zbyt silnego uderzenia manewrującej lokomotywy, dwa wagony cyrkowe, stojące na wysokim nasypie, wykoleiły się i spadły w dół. Wśród ciemnej nocy rozległ się trzask, i rozpaczliwe trąbienie słoni. Trzeba było nie lada bohaterstwa dozorców, którzy nurkowali na oślep w masy ciał miotających się kolosów, ażeby odczepić łańcuchy, którymi były one przykrępowane, i wyprowadzić słonie z ruin przewróconych wagonów