Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

Poświęcają jej w gruncie rzeczy nieproporcjonalnie dużo czasu i uwagi, zważywszy, że wschodnia Europa zawsze leżała poza strefą ich interesów i była tylko funkcją problemu Niemiec albo Rosji. Raczyński nie miał wątpliwości, że Churchill i Eden chcieliby szczerze wybronić niepodległość Polski. Powtórzył to, co już słyszałem przedtem od Mikołajczyka, jak to Churchill napominał polskich rozmówców, by nie bili osiołka, który na swym grzbiecie chce ich przeprawić na bezpieczny brzeg. Niestety - ciągnął ambasador - gdy Anglicy nie mają siły, by narzucić rozwiązanie naciskiem i groźbą, uciekają się do metody zaspokajania przeciwnika ustępstwami, czyli do polityki appeasementu. Popierają sowieckie roszczenia terytorialne, a ostatnio również żądania personalne, wyobrażając sobie, że tą drogą osiągną kompromis, który nas uratuje. Intencje może nie są złe, ale posunięcia takie zamiast pomagać, mogą szkodzić. Raczyński opowiedział o swojej rozmowie z byłym premierem jugosłowiańskim Puriczem, który w pewnym momencie prosił Anglików, by przestali interesować się Jugosławią, jeżeli nie mogą jej pomóc. Pomoc ta, rzekomo mająca na celu obronę króla Piotra, pcha bowiem Jugosławię w objęcia komunizmu i Rosji. Taktyka stosowana przez stronę polską wobec angielskich nacisków przyniosła pewne ograniczone rezultaty. Ważne jest, że mediacja Churchilla rozbiła się nie o polski upór, lecz o nieustępliwe stanowisko Stalina. Udana inwazja kontynentu zmienia sytuację wojskowo_polityczną na korzyść Anglosasów, a więc i naszą. Reszta zależeć będzie od tego, jak zachowa się Rosja po wojnie; czy będzie dążyła do wyzyskania powojennego zamieszania w celu opanowania Niemiec i Europy zachodniej, czy raczej skoncentruje się na odbudowie swoich sił i będzie chciała korzystać z pomocy Ameryki. W pierwszym wypadku musiałoby dojść do wybuchu konfliktu. Churchill w rozmowach z Polakami rozwijał swoją wizję powojennego świata: narody trzech kontynentów wyłoniłyby swoje rady - europejską, amerykańską i azjatycką. Rada europejska byłaby uformowana bez udziału Rosji i Anglii. Rada Narodów Zjednoczonych składałaby się z reprezentacji rad kontynentalnych. U szczytu tej piramidy znalazłaby się Wielka Trójka jako ciało nadrzędne i - jak się należało domyślać - dominujące. Przy całej giętkości myślenia Raczyńskiego wyczułem, że ambasador przeciwny jest, aby okrojenie lub ujarzmienie Polski miało uzyskać stempel polskiej zgody. Niektórzy jego współpracownicy myśleli odmiennie. Na przykład min. Kulski uważał, że najważniejszą sprawą jest ratowanie substancji biologicznej (to określenie powtarzało się bardzo często) i że ten cel usprawiedliwia ustępstwa, nawet najdalej idące. Wojska sowieckie wisiały już nad Polską gotowe do następnego ataku i pod wpływem tego widma rosła liczba ludzi myślących podobnie jak Kulski. Większość, zajmująca inne stanowisko, dopatrywała się w tym skłonności do zdrady. Przez Kulskiego i wielu innych nie przemawiał jednak oportunizm. W rozmowie ze mną Kulski zapowiadał, że nie zamierza powrócić do kraju pozostającego pod sowiecką kuratelą. Oczywiście nie brakło w Londynie spryciarzy, którzy po cichu przerzucali już kładkę na drugą stronę, szykując się do objęcia posad pod komunistycznymi rządami