Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

Teraz wchodził na podwyższenie ze skupionym wyrazem twarzy, miał bowiem zwyczaj w przeróżny sposób szukać wróżebnych odpowiedzi na pytania, które sobie zadawał. Teraz powiedział sobie, że jeśli liczba kroków od drzwi gabinetu do fotela będzie podzielna przez trzy, to nowa kuracja wyleczy go z kataru żołądka, jeżeli zaś nie będzie podzielna, to kuracja go nie wyleczy. Było dwadzieścia sześć kroków, ale Matwiej Nikiticz zrobił jeszcze jeden mały kroczek, dwudziesty siódmy, i stanął przed fotelem. Wygląd przewodniczącego i sędziów, którzy weszli na podwyższanie w mundurach z haftowanymi złotem kołnierzami, był imponujący. Oni sami to czuli i wszyscy trzej, jakby zakłopotani swą wielkością, pośpiesznie i skromnie spuszczając oczy zasiedli w rzeźbionych fotelach za stołem nakrytym zielonym suknem, na którym widniały: trójkątny postument z orłem, (Tzw. ziercało. Był to trójkątny metalowy graniastosłup z wypisanymi na trzech jego ścianach "ukazami" Piotra Wielkiego, symbol praw.) szklane wazki, w jakich na ladach bufetów trzymają cukierki, kałamarz, pióra, piękny, czysty papier i świeżo zatemperowane ołówki różnej wielkości. Razem z sędziami wszedł wiceprokurator. Tak samo pośpiesznie, z teczką pod pachą i machając jak przedtem ręką, usiadł na swoim miejscu przy oknie i zaraz zatopił się w czytaniu i przeglądaniu dokumentów korzystając z każdej chwili, żeby przygotować się do sprawy. Ten prokurator oskarżał dopiero po raz czwarty: Był bardzo ambitny, postanowił zrobić karierę i dlatego uważał, że musi domagać się wyroku skazującego we wszystkich sprawach, w których będzie oskarżał. Istotę sprawy o otrucie znał w ogólnym zarysie i ułożył już plan mowy, lecz były mu potrzebne jeszcze niektóre dane, i te właśnie wypisywał teraz pośpiesznie z akt. Sekretarz siedział na przeciwległym końcu podwyższenia, przygotował wszystkie papiery na wypadek, gdyby zaszła potrzeba ich odczytania, i zaczął powtórnie przeglądać skonfiskowany przez cenzurę artykuł, który otrzymał i przeczytał wczoraj. Miał ochotę pomówić o tym artykule z brodatym sędzią, podzielającym jego poglądy, i przed tą rozmową chciał jeszcze lepiej zapoznać się z treścią artykułu. `ty VIII `ty Przewodniczący przejrzał akta, zadał kilka pytań woźnemu sądowemu i sekretarzowi, a gdy otrzymał odpowiedzi twierdzące, zarządził, by wprowadzono podsądnych. Drzwi za balustradą natychmiast się otworzyły i weszło dwóch żandarmów w czapkach i z obnażonymi szablami, a za nimi podsądni: najpierw rudy, piegowaty mężczyzna, potem dwie kobiety. Mężczyzna miał na sobie kitel aresztancki; zbyt dla niego luźny i długi. Gdy wchodził na salę, trzymał ręce z podniesionymi kciukami, wyprężonymi jakby na baczność, przytrzymując w ten sposób przydługie, opadające rękawy. Nie spoglądając na sędziów i publiczność, uważnie patrzył na ławę, którą obszedł dokoła, po czym usiadł na niej ostrożnie, z brzega, zostawiając miejsce dla innych, i wlepiwszy oczy w przewodniczącego zaczął poruszać mięśniami policzków, jakby coś szeptał. Za nim weszła niemłoda kobieta, również ubrana w aresztancki kitel. Na głowie miała aresztancką chusteczkę, twarz jej była szarobiała, bez brwi i rzęs, oczy zaczerwienione. Wydawała się zupełnie spokojna. Gdy szła na swoje miejsce, kitel jej zaczepił się o coś; ostrożnie, bez pośpiechu odczepiła go i usiadła. Trzecią podsądną była Masłowa. Gdy tylko weszła, spojrzenia wszystkich mężczyzn obecnych na sali zwróciły się na nią i długo nie odrywały się od jej białej twarzy o czarnych, błyszczących oczach, od rysującej się pod kitlem wysokiej piersi. Nawet żandarm wpatrywał się w nią uporczywie, gdy go mijała idąc na swoje miejsce, a potem, gdy usiadła, szybko odwrócił się, jak gdyby czując swą winę, otrząsnął się i wlepił wzrok w okno, wprost przed siebie. Przewodniczący poczekał, aż podsądni zajmą miejsca, i gdy tylko Masłowa usiadła, zwrócił się do sekretarza. Zaczęła się zwykła procedura: sprawdzenie obecności sędziów przysięgłych, rozpatrzenie powodów niestawiennictwa, nałożenie grzywny, decyzja w sprawie tych, którzy prosili o zwolnienie, wreszcie - powołanie zastępców. Potem przewodniczący zwinął kartki, włożył je do szklanej wazki i nieco podciągnąwszy haftowane rękawy munduru, przy czym obnażył silnie obrośnięte ręce, zaczął gestami kuglarza wyjmować kartkę po kartce, rozwijać je i czytać. Następnie spuścił rękawy i zwrócił się do duchownego, by zaprzysiągł ławników. Stary pop, o twarzy nabrzmiałej, bladej i pożółkłej, odziany w brązową riasę, ze złotym krzyżem na piersiach i jeszcze jakimś małym orderem, powłócząc spuchniętymi nogami podszedł do pulpitu stojącego pod ikoną. Przysięgli wstali i tłocząc się ruszyli do pulpitu. - Proszę panów - rzekł pop, dotykając pulchną ręką krzyża na piersiach, i czekał, aż wszyscy przysięgli się do niego zbliżą. Duchowny ten miał za sobą czterdzieści sześć lat służby kapłańskiej i zamierzał za cztery lata obchodzić swój jubileusz tak samo, jak obchodził go niedawno protojerej katedralny