Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
Ci dwoje i pozostali przeniknęli przez naszą obronę w małych grupkach - to moja wina. - Eth mógł być przesłuchiwany - dodała Morgaine. - Jeśli tak było, jacyś qhalowie z owej hordy musieli się pojawić w Shathanie, gdyż jedynie oni mogli z nim rozmawiać - Ludzie z Shiuanu nie mówią tym samym językiem. Twoi ludzie wspominali coś o śmierci jakichś najeźdźców, zatem - wiedzą, czy pomiędzy nimi byli qhalowie i czy jaki nie uciekł - sami możecie ocenić, jak dużo wie horda. Lecz zarówno raport z ust morderców Etha, jak i fakt ich zniknięcia obudzi tylko ciekawość wodzów głównych sił. Cokolwiek by o nich powiedzieć, nie cofają się przed żadnym wyzwaniem - zapytajcie Lira. Rozumiem, że zabroniliście mirrindianom podróżować, lecz jeśli jesteście im życzliwi, mam nadzieję, że zmienicie zdanie, mój panie. Bardzo obawiam się o ich los, jeśli tam pozostaną. - Panie - rozległ się nagle młody głos. Wszystkie oczy zwróciły się na młodego Lellina, który, wszedłszy niepostrzeżenie, odezwał się nieproszony. - Jeśli zezwolisz. - Tak - rzekł Merir. - Idź powiedzieć Nhirrasowi, by zajął się tą sprawą. Nie zaniedbajcie niczego. - Stary qhal opadł z powrotem na krzesło. - Niełatwo jest decydować o wysiedleniu całej wioski, lecz to, co usłyszeliśmy z waszych ust, nie należy do błahostek. Powiedz mi jak zamierzacie samodzielnie stawić czoło waszym wrogom? - Roh - odparła bez wahania Morgaine. - Chya Roh jest najniebezpieczniejszy, a tuż za nim Hetharu z Ochtij-in w Shiuanie, który przewodzi qhalom. Wpierw musimy usunąć Roha, a potem Hetharu. Pozbawiona wodzów horda podzieli się. Hetharu, by zdobyć władzę, zamordował ojca i doprowadził własnych panów do ruiny. Jego lud słucha go, lecz nie robi tego z miłości, i gdyby zginął, podzieli się na stronnictwa, które zwrócą się przeciw sobie lub Ludziom, co bardziej prawdopodobne. Podobnie jest z hordą Ludzi, którzy dzielą się co najmniej na trzy stronnictwa; dwa połączone więzami krwi: Hiua i lud z moczarów oraz trzecie, Ludzie z Shiuanu. Roh jest elementem spinającym wszystkich razem; Roha najpierw trzeba pokonać... co jednak nie jest takie łatwe: obydwaj otoczeni są przez tysiące, a na dodatek bezpiecznie trzymają się niedaleko Ogni Azeroth. To jest Brama Główna, nieprawdaż, panie Merirze? Merir przytaknął powolnym ruchem głowy, ku konsternacji swoich ludzi. - Tak, lecz skądże ty o tym możesz wiedzieć? - Wiem. Jest jeszcze miejsce, które nim włada. Ono... nie ma go tam, mój panie? Pomiędzy starcami nastało poruszenie. - Kimże jesteś - zapytał jeden z nich - by stawiać takie pytania? - Zatem wiecie. Zawierzcie mi, moi panowie, lub jeśli chcecie, zapytajcie Chya Roha, choć nie radziłabym tego. Potrafi on wykorzystywać takie miejsca i ma dość siły, by je zająć, jeśli na nie natrafi... I tak to uczyni. Lecz ja przychodzę do was i pytam: gdzie, moi panowie? - Nie róbmy niczego pochopnie - odparł Merir. - Widzieliśmy, do czego jesteś zdolna, a do czego oni, toteż wolimy ciebie. Lecz wiedza, której żądasz... och, moja pani - wiesz, czego żądasz! My... my cenimy sobie nasz spokój, pani Morgaine. Dawno, dawno temu wyrzuciło nas tutaj... być może rozumiesz mnie, gdyż twoja zręczność w posługiwaniu się starożytną sztuką musi być znaczna, skoro pokonałaś przesmyk, który tu cię zawiódł i stawiasz tak celnie trafiające w sedno pytania; zaś twoja wiedza o przeszłości jest równie wielka jak ta biegłość - to nie ulega wątpliwości. Byli tu Ludzie i my, i nasza potęga legła w gruzach. Mogło to się stać początkiem końca, lecz - jak sama widzisz - prowadzimy prosty żywot. Nie zezwalamy na rozlew krwi ani nie spieramy się o nasze ziemie. Być może nie pojmujesz, jak straszliwej rzeczy żądasz, zwracając się o zezwolenie ścigania swoich wrogów. Zaprowadzamy pokój i utrzymujemy porządek, rozciągamy nad tymi ziemiami nasze prawo; czy zatem mamy z niego zrezygnować, zezwalając tobie na pościg przez nasz kraj i decydowanie o życiu czy śmierci? A odpowiedzialność przed naszymi własnymi ludźmi? Co się stanie, jeśli kiedyś znajdzie się pośród nas ktoś, kto także zażąda postawienia się poza prawem? - Po pierwsze, mój panie, ani ja, ani nasi wrogowie nie pochodzimy z tej ziemi. Ten spór rozpoczął się poza jej granicami i najlepiej, by nigdy nie wykroczył poza Azeroth i nigdy nie dotknął twojego ludu. Taką oto żywię, choć słabą, nadzieję. Po drugie, jeśli rozumiesz przez to, że starczy waszej potęgi, by zmierzyć się z zagrożeniem i od razu położyć mu kres, błagam - zróbcie to. Nie podobają mi się szanse: nas dwoje przeciw tysiącom. Jeśli byłaby jakakolwiek inna droga, wierzcie mi, natychmiast bym z niej skorzystała. - Co proponujesz? - Nic. Chcę uniknąć niszczenia kraju i wyrządzania krzywdy jego mieszkańcom, nie chcę też sprzymierzeńców spośród waszego ludu. Vanye i ja nie pasujemy do tej ziemi, lecz nie chciałabym, by cierpiała, zatem nasze stopy powinny się z nią stykać tak krótko, jak to tylko możliwe. Morgaine bliska była powiedzenia czegoś, co by im się bardzo nie spodobało. Vanye zamarł w napięciu, choć próbował się z tym nie zdradzać. Merir wygładził swoją szatę i skinął głową. - Pani Morgaine, bądź dziś w nocy i jutro gościem naszego obozu. Być może będę mógł dać ci to, o co prosisz: zezwolenie na podróż po Shathanie; być może nasze porozumienie powinno sięgnąć dalej, jednak nie obawiaj się nas, jesteś w tym obozie bezpieczna i możesz się w nim rozgościć. - Mój panie, zadałeś mi wiele pytań, lecz nie powiedziałeś nic. Czy wiecie, co dzieje się teraz w Azeroth? Czy wiesz o czymś, o czym my nie wiemy? - Wiem, że, tak jak powiedziałaś, zebrała się tam masa zbrojnych, i że próbowano skorzystać ze źródła mocy, jakim jest Brama. - Próbowano, lecz bezskutecznie. W takim razie wciąż panujecie nad centrum mocy, oddzielonym od Azeroth