Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

W tak okropnych okolicznościach, wywołujących strach, że się zaraz umrze, bardzo łatwo jest się poddać instynktowi ucieczki, ratowania życia. – Tak mi głupio. – I ja nie lubię takich miejsc – pocieszał ją. – Rozumiem. – Ale ja tego nie rozumiem. Nigdy się takich miejsc nie bałam. Od maleńkości kryłam się w rozmaitych zakamarkach. Zawsze się w nich czułam bezpieczna, bo nikt mnie tam nie mógł znaleźć ani się do mnie dostać. Kiedy całe życie uciekasz i kryjesz się przed kimś takim jak Rahl Posępny, zaczynasz doceniać małe, ciemne, trudno dostępne miejsca. Sama nie wiem, co mnie napadło. To strasznie dziwne. Nagle zaczęły mi się wciskać do głowy myśli, że się nie wydostanę, że nie będę mogła oddychać, że umrę. Zaczęły mnie ogarniać uczucia, których wcześniej nie znałam. Brały nade mną górę. Nigdy przedtem tak nie było. – Dalej masz te osobliwe uczucia? – Tak – odparła z płaczem – ale zaczęły znikać, jak się wydostałam, jak to wszystko się skończyło. Odsunęli się od nich, dając Jennsen czas, żeby doszła do siebie, żeby nad sobą zapanowała. Siedzieli w pobliżu na starej kłodzie wysrebrzonej przez zmiany pogody. Richard jej nie przynaglał. Tulił ją, pozwalał czuć się bezpiecznie. – Przepraszam, Richardzie. Czuję się jak idiotka. – Nie musisz. Już po wszystkim. – Dotrzymałeś obietnicy – powiedziała przez łzy. Chłopak się uśmiechnął, szczęśliwy, że mu się to udało. Owen, z zatroskaną miną, nie zdołał się powstrzymać. – Ale czemu nie pomogłaś sobie magią, Jennsen? – Tak samo jak ty nie mogę czarować. Potarł dłońmi o biodra. – Mogłabyś, gdybyś sobie na to pozwoliła. Jesteś kimś, kto może dotknąć magii. – Inni ludzie mogą czarować, lecz ja nie. Nie mam takich możliwości. – Inni uważają coś za magię i tylko oszukują sami siebie, zamykają oczy na prawdziwe czary. Nasze oczy nie pozwalają nam widzieć, nasze zmysły nas zwodzą. Już to tłumaczyłem. Magię pojąć i naprawdę praktykować mogą jedynie ci, którzy nigdy nie widzieli czarów, nigdy się nimi nie posługiwali, nigdy nie wyczuwali i nie postrzegali magii, nie mają ani takich umiejętności, ani zdolności. Magia musi się wspierać wyłącznie na wierze, jeżeli ma być prawdziwa. Musisz uwierzyć i dopiero wtedy naprawdę zobaczysz. Jesteś kimś, kto może czarować. Richard i Jennsen wpatrywali się w niego. – Richardzie – odezwała się dziwnym głosem Kahlan, nim zdążył odpowiedzieć Owenowi – co to jest? Chłopak spojrzał na nią półprzytomnie. – To znaczy co? – To, co masz pod pachą. Co to jest? – Ach, to coś, co znalazłem zaklinowane w skale w pobliżu Jennsen, tam gdzie ugrzęzła. W mroku widziałem jedynie, że to nie kamień. Sięgnął po ów przedmiot, żeby mu się przyjrzeć. Był to posążek. To był on sam, w stroju czarodzieja wojny. Peleryna wydymała się w bok, przez co podstawa była szersza niż pas statuetki. Dolna część była przejrzysta, bursztynowa – widać było strużkę piasku, który niemal wypełnił dolną połowę. Jednak ten posążek nie był cały bursztynowy jak statuetka Kahlan. W pobliżu środka, zasnuwając zwężenie, przez które przesypywał się piasek, barwa zaczynała ciemnieć. Im wyżej, tym rzeźba stawała się ciemniejsza. Góra – głowa i ramiona – były tak czarne jak nocny kamień. Nocny kamień pochodził z zaświatów, a Richard aż za dobrze pamiętał, jak wyglądało to paskudztwo. Góra statuetki wyglądała na zrobioną z tego samego tworzywa – lśniąca, gładka i tak czarna, że zdawała się wchłaniać światło dnia. Richardowi ścisnęło się serce, kiedy zobaczył tę swoją podobiznę – talizman dotknięty przez śmierć. – To ona to zrobiła – odezwał się Owen, oskarżycielsko wskazując Jennsen, otoczoną prawym ramieniem Richarda. – To ona to wyczarowała. Mówiłem, że potrafi. Uplotła to ze złej magii, tam, w pieczarze, kiedy przestała myśleć. Magia wzięła nad nią górę, wypłynęła z niej, kiedy przestała myśleć, że nie potrafi czarować. Owen nie miał pojęcia, o czym mówi. To nie Jennsen zrobiła tę statuetkę. To był drugi znak ostrzegawczy mający zaalarmować tego, kto potrafi zapieczętować rozdarcie. – Lordzie Rahlu... Richard podniósł wzrok. To był głos Cary. Stała trochę dalej, tyłem do nich, patrząc na widoczny przez drzewa skrawek nieba. Jennsen okręciła się w objęciach Richarda, żeby zobaczyć, co spowodowało dziwny ton Cary. Chłopak, nie wypuszczając siostry, podszedł do Mord-Sith i spojrzał tam gdzie ona. Przez lukę w koronie sosny zobaczył w górze krawędź przełęczy