Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

- A wy, panie, baczcie, byście dopełnili swojej. Claymore jeszcze nie pojął, coś ostatnio kojarzenie faktów nie wychodziło mu najlepiej. Był po prostu zaskoczony. -Jak to... - zaczął głupio. Wulf żachnął się. - Ejże, mój panie, nie przesadzajcie - warknął. - Nie wyglądacie mi na całkiem głupiego, chociaż po tym, co ostatnio robicie... Pokręcił głową, przeżuwając pod nosem jakieś niezrozumiałe przekleństwa. Claymore milczał, czekał, póki nie przejdzie złość. Coś zaniepokoiło go w ostatnich słowach zbrojnego, aż poczuł zimny dreszcz i niepokój ściskający trzewia. Chciał spytać wprost, ale powstrzymał się w ostatniej chwili. Będzie jeszcze na to czas. Milczenie przedłużało się, w końcu Wulf spojrzał z ukosa. - No dobrze, może i nie rozumiecie. Wyłożę wam więc, najproś ciej jak mogę. Spóźniłem się, ze wszystkim. Głupi byłem jako i wy, panie Ramirez. A teraz za późno. Już wiem wszystko, co powinie nem, ale niewiele mogę zrobić. Nie dotrę do niej, a nawet gdybym dotarł, ona i tak mnie nie posłucha. Roześmiał się zgrzytliwie. - Bo ona się tylko mści. Do końca, nie dba o to, czy przeżyje. Za nic ma nasze przysięgi, za nic szeryfa. Nie posłucha, prędzej obwiesić mnie każe. A czegoś ty się spodziewał? - pomyślał Claymore. Powinieneś zrozumieć, dzikusie z Północy, u was też zemsta ponad wszystko. A ona... Z kolei Claymore zaklął. Przypomniał sobie, że też nic nie rozumiał, trzeba było mu wytłumaczyć. A i teraz nie pojmował do końca. - Mówiliście coś, panie? - spytał obojętnie Wulf. Claymore zaprzeczył niecierpliwym ruchem głowy. - Wiem, co chcesz powiedzieć - mruknął ze znużeniem. - Będziesz musiał stanąć przeciw niej, prędzej czy później. Sądząc z tego, co dzieje się w mieście, z nowych porządków, raczej wcześ niej niż później. I zamierzasz chwalebnie zginąć. Skrzywił się kpiąco. - Tylko na tyle cię stać, prawda? I najlepiej, jakby ona cię zabi ła, bo tak wynika z przeznaczenia? Chciał wyprowadzić zbrojnego z równowagi, nie wiedział wprawdzie do końca po co. Może dlatego, że sam był w podobnej sytuacji, też nie wiedział, co robić, okoliczności go przerastały. Ale przynajmniej nie zamierzał ginąć. Znów się pomylił. - A tak - odparł Wulf spokojnie. - Bo wierzę w przeznaczenie. Claymore zmełł pod nosem plugawe przekleństwo. - Posłuchaj, Wulf- zaczął, starając się trzymać nerwy na wodzy. - Nie... - Nie, panie Ramirez - przerwał zbrojny stanowczo. - Wy mnie szukaliście, więc wy mnie posłuchacie. A jeśli nie chcecie, wolna droga, wynoście się, skądeście przyjechali. Wasza strata... Claymore postanowił posłuchać. Wulf, widząc, że się nie odzywa, skinął z aprobatą głową. - Może wam się uda. Więc powiem wam, co powinniście wie dzieć, żeby więcej głupot nie robić. -Jakich, kurwa, głupot?! - nie wytrzymał Claymore. Wulf uśmiechnął się z politowaniem. - Pytaliście o dziewkę - wyjaśnił, już bez drwiny w głosie, spra wa była poważna. - Rozpytywaliście wszystkich, kto chciał i nie chciał. I gówno się dowiedzieliście. Świetnie. On ma rację, dotarło do Claymore'a. I znów począł skurcz w żołądku. Chłód i determinacja, które tak pomagały dotychczas, zaczynały się ulatniać. Pozostawał strach, wczepiony głęboko w trzewia. - Teraz każdy głupek sobie zapamiętał. Każdy ciura, każdy donosiciel. Bo trzeba wam wiedzieć, że rozplenili się nad miarę owi donosiciele. I obecnie nie wam donoszą... I teraz, jeśli ona pojawi się w mieście, to nie na długo. Dzięki wam, panie Rami rez... - Skończ wreszcie - mruknął Claymore. -Już rozumiem. Wulf uśmiechnął się, wcale nie złośliwie. - To teraz mam dla was dwie wiadomości. Dobra jest taka, że on się nie pojawi. Upiekło się wam. Druga jest zła, bo ja wiem, gdzie ona jest. Też mam donosicieli. Claymore podniósł powoli głowę. Miał ochotę rozpędzić się i walnąć nią w murek okalający pastwisko. Do niczego innego się nie nadaje, uświadomił sobie ze złością. Powinienem się domyślić. Znacznie wcześniej. - Jest z nią - to nie było pytanie. Wulf przytaknął. - I teraz już wiecie, panie Ramirez, dlaczego powinniście mnie wysłuchać. Bo coś mi się wydaje, że wam zależy, bardziej niż na wszystkich pierdolonych przysięgach i kontraktach... Wulf uśmiechnął się ponuro. - Claymore... - Co? - zbrojny nie zrozumiał. - Mów mi Claymore. Kurwa mać, ostatnio jak tylko ktoś chce mnie obrazić, mówi do mnie „panie Ramirez"... I powiem ci, Wulf, zaczyna mnie to wkurwiać..