Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

Wydarzenia dnia powracały jak seria następujących po sobie obrazów. Już w niecałą godzinę po odkryciu zwłok był przekonany, że coś jest nie tak. Potwierdziła to wstępna ekspertyza lekarza sądowego z Lundu. Nie mógł stwierdzić, jak dawno padły strzały. Wykluczył jednak, że stało się to pięćdziesiąt dni temu. Wallander od razu zrozumiał, że mają przed sobą dwie ewentualności. Albo strzały nastąpiły później niż w noc świętojańską, albo ciała zostały ukryte i z tego powodu zachowały się lepiej niż na wolnym powietrzu. Nie można wykluczyć, że miejsce, gdzie odnaleziono ciała, nie było miejscem zbrodni. Wallanderowi i jego kolegom wydawało się mało prawdopodobne, że ktoś zamordował trzy osoby, następnie zabrał i ukrył zwłoki po to, by z powrotem przenieść je w to samo miejsce. Hansson sugerował, że młodzi pojechali jednak w podróż po Europie. Skrócili ją i wrócili wcześniej, nic nie mówiąc przyjaciołom ani rodzicom. Wallander uważał to za możliwe, chociaż mało prawdopodobne. Brał pod uwagę wszystko. Notował własne spostrzeżenia, słuchał, co mają do powiedzenia inni, i czuł, jak coraz głębiej zapada się w gęstą mgłę. Ciepły sierpniowy dzień niemiłosiernie się wlókł. Przeczesywali miejsce zbrodni, chroniąc się za pancerzem rutyny. Wallander przyglądał się, jak w porażającej ciszy wykonywali niezbędne czynności. Myślał, że w takim dniu są chwile, kiedy każdy z nich oddałby wszystko, żeby tylko nie być policjantem. Często robili przerwy i oddalali się od miejsca zbrodni. Na ścieżce ustawiono kilka kempingowych stołów i krzeseł. Tam pili kawę, która za każdym otwarciem termosu była coraz zimniejsza. Nie widział, żeby przez cały długi dzień cokolwiek wzięli do ust. Najbardziej imponowała mu wytrwałość Nyberga. Z ponurym uporem gmerał wśród przegniłych, cuchnących resztek jedzenia. Wydawał polecenia fotografowi i policjantowi obsługującemu kamerę wideo, pakował resztki w foliowe torebki i nanosił miejsca, w których je znaleziono, na szczegółowy plan sytuacyjny. Wallander wiedział, że Nyberg pała nienawiścią do osoby, przez którą musi się w tym grzebać. Wiedział również, że nie ma bardziej sumiennego człowieka niż Nyberg. W pewnym momencie Wallander zorientował się, że Mar-tinsson jest ledwie żywy ze zmęczenia. Wziął go na bok i polecił jechać do domu. Albo przynajmniej położyć się i chwilę odpocząć w samochodzie. Martinsson bez słowa pokręcił głową i poszedł w stronę rozpostartego obrusa, aby kontynuować oględziny. Z Ystadu nadjechały patrole z psami. Był wśród nich Edmundsson ze swoją Kall. Psy węszyły we wszystkich kierunkach. Za kilkoma krzakami zwietrzyły resztki odchodów. W innych miejscach leżały puszki po piwie i śmiecie. Wszystko zostało zebrane i oznaczone na planie Nyberga. Pod stojącym z boku drzewem Kall wskazała trop. Nic jednak nie znaleźli. W ciągu dnia Wallander wiele razy powracał do drzewa. Nie było lepszego miejsca dla kogoś, kto z ukrycia chciał obserwować scenę na polanie. Poczuł zimny dreszcz. Czyżby morderca stał w tym miejscu? Co widział? Na krótko przed dwunastą Nyberg z Wallanderem dokonali oględzin leżącego w pobliżu obrusa radiomagnetofonu. W koszu znaleźli nieoznakowane kasety. W milczeniu patrzyli, jak Wallander naciska przycisk. Z taśmy popłynął ciemny, męski głos. Utwór, który wszyscy znali: Listy Fredmana, w wykonaniu Freda Akerstroma. Wallander spojrzał na Ann-Britt Hóglund. Miała rację. Stroje były z epoki Bellmana. Ulicą przejechał samochód. Słychać było odgłosy telewizora, zapewne od sąsiadów z dołu. Wallander wypił w kuchni kolejną szklankę wody. Usiadł przy kuchennym stole. Nadal nie zapalał światła. Po południu odbył poważną rozmowę z Lisą Holgersson. Trzeba było poinformować rodziców. Zaproponował, że pojedzie z nią do Lundu. Postanowiła wziąć to na siebie. Widział, że mówi szczerze, więc nie nalegał. Stanowczo odradził jej jazdę w towarzystwie policyjnego kapelana lub lekarza. - To będzie potworne - powiedział na zakończenie. - Gorsze, niż możesz sobie wyobrazić. Wstał i przeszedł do gabinetu Svedberga. Rozejrzał się uważnie, po czym usiadł za biurkiem. Myślał o fotografiach, które przewijały się w dochodzeniu