Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
Ale wiesz, ciekaw jestem, co nas tym razem czeka w podróży. Bo właściwie jedziemy bez określonego celu. Pamiętasz, za pierwszym razem szukaliśmy skór wilczych, za drugim złota, a teraz… — Teraz szukamy przygód! — triumfalnie obwieścił Rod. — Oby ich było jak najwięcej! — Oby nie za dużo! — roztropnie dodał Wabi. — Ale słuchaj, Rod, jeśli chcemy coś upolować naprawdę, musimy milczeć i uważać! Rod skinął głową energicznie i uderzył się dłonią po ustach na znak, że już ich nie otworzy. Po czym z karabinami w rękach obaj przyjaciele szybko i cicho ruszyli przez las. IV PRZYGODA MINNETAKI Muki — mówiła Minnetaki, ślicznie wydymając pąsowe usta.— Pójdę na spotkanie chłopców! — Oni przecie zaraz wrócą — flegmatycznie oponował stary Indianin, nie odrywając oczu od roboty. Mukoki siedział bowiem przed szałasem na podwiniętych nogach, pracowicie czyszcząc strzelbę. Wytarł ją najpierw pękiem suchej trawy, potem nasmarował wszystkie metalowe części sadłem jelenim, obecnie zaś polerował lufę miękkim skrawkiem skóry, nadając jej lustrzany niemal połysk. Było to, właściwie mówiąc, sprzeczne z elementarną zasadą łowiecką, gdyż blask słońca, odbity od lufy, płoszy niejednokrotnie zwierzynę, toteż myśliwi często rozmyślnie osmalają broń nad ogniskiem. Ale Muki, o sto mil w krąg słynący jako znawca kniei i łowów, był pod tym względem niepoprawny. Namiętnie lubił rzeczy błyszczące, — Zaraz wrócą? Tym lepiej! — wesoło odparła Minnetaki. — Nie będę się dłużej nudzić sama. Ty i Mballa jesteście oczywiście strasznie mili — dodała śpiesznie — ale okropnie poważni, a mnie się tak chce trochę poswawolić! Czule uśmiechnęła się do Mukiego i do piastunki, zajętej przyrządzaniem kolacji. Mballa, klęcząca nad miską pełną mąki, wlała do niej właśnie rozczyniony z wodą proszek do pieczenia, wsypała nieco soli i silnymi, brunatnymi palcami poczynała wygniatać ciasto. Na uśmiech Minnetaki odpowiedziała szerokim uśmiechem, ukazując dwa rzędy wspaniale białych zębów w twarzy jeszcze czerstwej mimo nadchodzącej pięćdziesiątki. — No, to idę! — rzuciła Minnetaki, na pół z pytaniem, dając już parę kroków naprzód. Lecz Mukoki potrząsnął głową. — Nie, nie można, jeszcze zabłądzisz! Poza tym to w ogóle niebezpiecznie. To nie jest przecie Wabinosh House, tylko prawdziwa knieja! W istocie obóz, rozłożony nad brzegami Ombabiki, był z trzech stron opasany odwiecznym borem. Wędrowcy nasi popasali tu od wczoraj, od dnia zaś wyjazdu z Wabinosh House minął blisko tydzień. Dwie doby zajęła im przeprawa przez jezioro Nipigon, a gdy łódź wpłynęła na rwące wody wezbranej Ombabiki, podróż przybrała jeszcze wolniejsze tempo. Po co się zresztą mieli śpieszyć? Czyż nie była to przede wszystkim wspaniała majówka, wycieczka dla przyjemności? Tajemnica jaskini zeszła wyraźnie na drugi plan. Pogoda była wymarzona: jaskrawe słońce jeszcze bez upału. Lecz ręce wioślarzy omdlały nieco przy wiosłach, nogi Minnetaki ścierpły, toteż jednogłośnie postanowiono odpocząć dłużej. Gdy wczoraj wieczorem na prawym brzegu rzeki Rod wypatrzył tę kotlinę, bronioną od zimnych powiewów zwartym murem lasu, zaproponował natychmiast, by tu zabawić parę dni. Wniosek przyjęto przez aklamację. Dziś rankiem Rod i Wabi ruszyli na polowanie, chcąc zaopatrzyć spiżarnię w świeże mięso, i obiecali, że nieobecność ich długo nie potrwa. Minnetaki, Mballa i Muki pozostali w obozie. — Ależ ja daleko nie pójdę! — zaprzeczała Minnetaki gorąco. — Tylko kawałeczek im naprzeciw. Sam mówiłeś, że zaraz muszą wracać. A jeżeli chodzi o jakąś napaść, mam przecie rewolwer! Z dumą uderzyła się po biodrze, gdzie w skórzanym futerale wisiał miniaturowy browning. Mballa uśmiechnęła się tylko, lecz Mukoki począł chichotać otwarcie, aż jego chude oblicze pokryła gęsta sieć głębokich zmarszczek. — Z tego rewolweru możesz zabić wiewiórkę, jeżeli trafisz, albo zająca, jeżeli nie będzie zbyt wielki. — W takim razie wezmę fuzję! — Jeżeli cię napadnie wilk, ryś albo niedźwiedź, to i tak fuzję zgubisz. — Niemądry jesteś, Muki! — nachmurzyła się Minnetaki. — I mówiłam ci przecież, że nie pójdę nigdzie daleko, tylko kawałeczek. — Żeby prędzej Roda zobaczyć — porozumiewawczo mrugał stary. Twarzyczkę Minnetaki oblał silny rumieniec