Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

— Proszę, pytaj! Primo Padrele wstał, oparł się o biurko, pochylił nieco swe ciało ku przodowi i wlepiwszy spokojny i przenikliwy wzrok w uśmiechającego się wciąż Aureliusza, mówił cedząc słowa: — Zechce mi pan, drogi panie, powiedzieć, co pan zrobił z moim nieszczęśliwym bratem Aureliuszem? ROZDZIAŁ DWUDZIESTY który wyjaśnia całkowicie, iż Primo Padrele jest prawdziwym „człowiekiem interesu” Dwadzieścia dwa lata dzieliły datę urodzin Primo Padrele od owego dnia, kiedy na świat przyszedł jego młodszy brat Aureliusz. W tym czasie matka Primo Padrele urodziła jeszcze dwóch braciszków i siostrzyczkę, którzy wszakże nie zabawili długo na tym padole i zmarli w wieku niemowlęcym. Po śmierci ostatniego braciszka Primo w ciągu sześciu lat był jedynym synem i spadkobiercą olbrzymiego majątku rodu Padrele. Matka, która była kobietą chorą i sentymentalną, ubóstwiała go. Babki i dziadek w ciągu tych sześciu lat wpajali w niego, iż oczekuje go wspaniała przyszłość i że niewątpliwie zasługuje na nią, gdyż jest niezwykłym młodzieńcem. Gdy Primo miał dwadzieścia trzy lata, nieoczekiwanie na świat przyszedł nowy braciszek, co miast napełnić go radością, stało się dla niego niemal osobistą katastrofą. Pojawienie się nowego spadkobiercy i perspektywa podziału wielkich majątków po śmierci ojca, które przywykł już był uważać za swą wyłączną własność, przeraziła go. Pozostawała jedynie nadzieja, iż noworodek wkrótce podąży w ślad za swymi braciszkami i siostrzyczką w zaświaty, gdzie sprawy spadku nikogo nie interesują. Lecz wbrew oczekiwaniu dziecko, aczkolwiek chorowało bez przerwy i dwukrotnie niemal cudem zostało przywrócone życiu, rozwijało się mniej więcej normalnie, budząc coraz większą radość swych nianiek i coraz głębszą gorycz swego brata. Minęło jeszcze parę lat i stało się rzeczą oczywistą, że maleńki Aureliusz nigdy nie urośnie. Nowy członek rodu Padrele stał się jego hańbą. Trudno wyliczyć wszystkie plotki, które w najbardziej arystokratycznych salonach Argentei kursowały na temat przyjścia na świat potworka w jednej z najbogatszych rodzin kraju. W plotkach tych nie było ziarenka prawdy, gdyż nikt nie zbadał przyczyn, które sprawiają, iż najnormalniejsi rodzice mający normalne potomstwo naraz wydają na świat karzełka. Ale nic nie zdołało powstrzymać lawiny plotek i wzbudzać sympatię rodziny do nowoprzybyłego członka. Minęło parę lat, po kolei zeszli do grobu przedstawiciele starszego pokolenia Padrele i bracia Primo i Aureliusz zostali jedynymi właścicielami potężnej firmy. Z biegiem czasu Primo wyrobił w sobie pogląd, który nieco pogodził go z istnieniem lilipuciego braciszka. Kalectwo Aureliusza stało się do pewnego stopnia okolicznością łagodzącą. Trudno było mówić o współczuciu, jakie los. Aureliusza mógł wzbudzić w Primo — starszy brat w zbyt dużym stopniu był „człowiekiem interesu”, by to uczucie mogło się w nim zrodzić. Chodziło o to, że Aureliusz nie mógł założyć własnej rodziny i zostawić po sobie potomków, którzy rościliby sobie prawo do udziałów w firmie. Czyli to, co posiadał obecnie Aureliusz, w przyszło „ci stałoby się własnością Primo lub jego dzieci na wypadek, gdyby Aureliusz przeżył swego brata. Osobiste wydatki Aureliusza w niczym nie mogły zaważyć na finansowej potędze firmy. Natomiast niechęć, jaką Padrele młodszy żywił na skutek swojego kalectwa do obcowania z ludźmi, doprowadziła w końcu do tego, że Aureliusz stał się zupełnym odludkiem i zrzekł się swego udziału w kierownictwie firmy na rzecz swego brata Primo. Primo ze swej strony był dostatecznie mądry i ostrożny i wszędzie, ilekroć nadarzyła się ku temu okazja, podkreślał swą miłość i tkliwe uczucia dla swego nieszczęśliwego brata. Znajdował zawsze czas, by bawić się z Aureliuszem, gdy ten był jeszcze dzieckiem, i przyjacielsko pogwarzyć z nim, gdy był już młodzieńcem. Nic przeto dziwnego, iż żyjący w ciągłym osamotnieniu i niewątpliwie bardzo nieszczęśliwy karzełek, przeżywający boleśnie swą ułomność, odczuwał głęboką miłość do jedynego człowieka, który okazywał mu troskliwość i przyjaźń. Niekiedy nocą starszy Padrele budził się cały zlany zimnym potem. Śniło mu się, że Aureliusz postanowił brać czynny udział w sprawach firmy, co gorsze, że kategorycznie zażądał podziału spadku. Następnego dnia Primo bywał szczególnie troskliwy i uważny. Zazwyczaj nie odmawiał mu niczego rozumiejąc, że nawet największe wydatki na zaspokojenie jego kaprysów nie dadzą się porównać z marnotrawstwem, jakie cechowało życie jego rówieśników z tej sfery. Aureliusz ze swej strony widząc, że wszystkie jego kaprysy są zaspokajane, nie myślał o interesach i coraz bardziej kochał swego brata. Trzydzieści lat, które Primo Padrele spędził pod jednym dachem z Aureliuszem, nie pozostały bez śladu. Odkąd przekonał się, że Aureliusz niczego od niego nie żąda prócz braterskiej miłości i pokrywania niewielkich stosunkowo wydatków, Primo niejednokrotnie dziwiąc się sobie samemu stwierdzał, iż mimo wszystko lubi swego brata. Uczucie to, oczywiście, nie było tym, cośmy zwykli nazywać miłością, było w nim jednak więcej serdeczności, aniżeli się można było po Primo spodziewać. Gdy Primo Padrele wezwał do siebie Ogastesa Carba dla przeprowadzenia znanej już nam rozmowy, szef firmy „Bracia Padrele” istotnie odczuwał pewien niepokój o los swego niedorozwiniętego brata. Ten niepokój pogłębił się, zwłaszcza iż nieobecność Aureliusza na urodzinowym bankiecie, który miał zgromadzić liczne towarzystwo, mogła wywołać niepożądane komentarze