Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

Jego krzyki nawiedzały mnie w snach przez wiele tygodni, wrzaski, jakie z siebie wydawał, gdy Bev roztrzaskała mu głowę na kawałki, aż krew i mózg rozbryznęły się po podłodze. Obyło się bez słów. Uratowałyśmy jedna drugiej życie, to więź, która łączy jak żadna inna. Przyjaźń może się wypalić, ale to pozostaje na zawsze, świadomość ukuta w ogniu grozy, krwi i wspólnie przeżytej przemocy, takie zobowiązania nigdy nie przemijają. Mimo upływu trzech długich lat nasze stosunki ani trochę się nie zmieniły. Ronnie jest bystra. Zwróciła uwagę na nasze wymowne milczenie. - Napijecie się czegoś? - Ale bezalkoholowego - odparłyśmy równocześnie, Bev i ja. Obie wybuchnęłyśmy śmiechem i napięcie zaczęło ustępować. Nigdy nie będziemy prawdziwymi przyjaciółkami, ale może przestaniemy być dla siebie tylko zjawami z przeszłości. Ronnie przyniosła dwie dietetyczne cole. Skrzywiłam się, ale przyjęłam napój. Wiedziałam, że w małej lodówce w biurze nie miała niczego innego. Często dyskutowałyśmy na temat dietetycznych napojów gazowanych, ale Ronnie przysięgała, że lubi ich smak. Lubi ten smak, bue! Beverly przyjęła swój napój z radością; może to samo pijała w domu. Ja piję wyłącznie napoje gazowane z dodatkiem cukru. Nieważne, że od tego się tyje. Lubię je i już. - Ronnie wspomniała przez telefon, że przy LPW mogło zawiązać się komando śmierci. Czy to prawda? Bev wlepiła wzrok w puszkę, którą trzymała od spodu jedną ręką, aby nie poplamić spódniczki. - Nie mam na to żadnych dowodów, ale przypuszczam, że to może być prawda. - Opowiesz mi, co na ten temat słyszałaś? - zapytałam. - Już od jakiegoś czasu mówiono o utworzeniu komanda śmierci, które ścigałoby wampiry. Aby je pozabijać, tak jak one zabijały... nasze rodziny. Prezes rzecz jasna zawetował ten pomysł. Działamy w granicach prawa. Nie jesteśmy samozwańczymi mścicielami. Powiedziała to niemal z wahaniem, jakby starała się przekonać o tym bardziej samą siebie niż nas. Była wstrząśnięta tym, co mogło się wydarzyć. Jej mały, zgrabny świat znów zaczął się rozpadać. - Ostatnio słyszałam różne plotki. Ludzie w naszej organizacji przechwalają się, że zabijają wampiry. - W jaki sposób mieliby tego dokonywać? - spytałam. Spojrzała na mnie, zawahała się. - Nie wiem. - Żadnych sugestii? Pokręciła głową. - Chyba mogłabym się tego dowiedzieć. Czy to ważne? - Policja zataiła pewne szczegóły przed opinią publiczną. Rzeczy, o których może wiedzieć jedynie morderca. - Rozumiem. - Znów spojrzała na trzymaną w dłoniach puszkę, po czym przeniosła wzrok na mnie. - Nie uważam tego za morderstwo, nawet jeśli ludzie z mojej organizacji faktycznie zrobili to, o czym pisano w gazetach. Zabijanie niebezpiecznych zwierząt nie powinno być traktowane jak przestępstwo. - Czemu więc mówisz nam o tym? - spytałam. Spojrzałam na nią i zrozumiałam. Bev błagała mnie, abym nikomu nie mówiła, że roztrzaskała głowę temu wampirowi. Chyba przeraziła ją świadomość, że była zdolna do czegoś tak okrutnego i brutalnego, niezależnie od motywów, jakie nią powodowały. Policji powiedziałam, że Bev odciągnęła uwagę wampira na dostatecznie długą chwilę, abym zdążyła go zabić. Była mi nieskończenie wdzięczna za to drobne kłamstewko. Może gdyby nikt inny o tym nie wiedział, zdołałaby przekonać samą siebie, że to wszystko w ogóle się nie wydarzyło. Może. Wstała, wygładzając spódnicę. Ostrożnie odstawiła puszkę z colą na skraj biurka. - Jeżeli dowiem się czegoś więcej, zostawię pani Sims wiadomość. Skinęłam głową. - Doceniam, co dla nas robisz. - Być może zdradzała dla mnie swoją sprawę. Przerzuciła purpurowy żakiet przez ramię, ujęła obiema dłońmi niedużą torebkę. - Przemoc nie stanowi odpowiedzi. Musimy działać w granicach prawa. Ludzie Przeciwko Wampirom mają przestrzegać prawa i porządku, a nie stosować metody samotnych mścicieli. - Jej słowa brzmiały jak wyuczona przemowa. Mimo to nie próbowałam jej przerywać. Każdy z nas potrzebuje czegoś, w co mógłby wierzyć. Uścisnęła dłonie nam obu. Jej dłoń była chłodna i sucha. Wyszła sztywnym, dostojnym krokiem. Drzwi zamknęły się za nią stanowczo, lecz cicho. Gdyby ktoś ją ujrzał, nie pomyślałby nawet, że dotknęła ją taka tragedia. Może chciała, aby tak ją postrzegano? Czyż mogłam jej tego zabronić? - Dobrze, a teraz do rzeczy - rzekła Ronnie. - Mów, czego się dowiedziałaś. - Skąd wiesz, że dowiedziałam się czegokolwiek? - spytałam. - Bo kiedy weszłaś, byłaś dziwnie zielona na twarzy. - Świetnie. A już myślałam, że zdołałam to zakamuflować. Poklepała mnie po ramieniu. - Nie przejmuj się. Po prostu za dobrze cię znam i to wszystko. Pokiwałam głową, przyjmując jej wyjaśnienie za to, czym było w istocie, próbę pocieszenia mnie. Tak czy owak łyknęłam to. Opowiedziałam jej o śmierci Theresy