Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

Wiatr dmuchał, pan Pickwick sapał, a kapelusz bujał jak rybka w bystrym nurcie. I 34 pewno dotoczyłby się Bóg wie jak daleko, gdyby nie trafił na opatrznościową przeszkodę w chwili, gdy nasz podróżnik zamyślał już pozostawić go nieszczęśliwemu losowi. Pan Pickwick, niezwykle zmęczony, miał już zaniechać pogoni, gdy kapelusz wplątał się w koło jednego z kilkunastu powozów stojących rzędem. Filozof potrafił wnet skorzy- stać z tej pomyślnej chwili, szybko pochylił się, pochwycił niesforne nakrycie głowy, silnie nasunął je na czoło i stanął, by odetchnąć. Upłynęło może nie więcej niż pół minuty, gdy usłyszał swoje nazwisko wymówione donośnym i przyjaznym głosem. Podniósł oczy i wtedy przedstawił mu się widok, który go napełnił zarazem zdziwieniem i radością. W wielkim otwartym powozie, od którego wyprzężono konie, stały osoby poniżej wy- mienione: stary dorodny gentleman w niebieskim fraku ze złoconymi guzikami, aksamit- nych spodniach i długich butach; dwie młode damy w szarfach i stroikach; młody czło- wiek, prawdopodobnie zakochany w jednej z młodych panien; dama wieku niewątpliwego, prawdopodobnie ciotka dwóch wyżej wymienionych panien, wreszcie pan Tupman, tak spokojny i swobodny, jakby należał do rodziny od samego dzieciństwa. Z tyłu powozu przywiązane było pudło wielkich rozmiarów, jedno z tych pudeł, które przez asocjację idei wzbudzają zawsze w organizacjach spostrzegawczych myśli o kapłonach na zimno, wędzonych ozorach i butelkach dobrego wina. Na koniec, na koźle powozu, w stanie błogiej drzemki, siedział chłopak tłusty, czerwony i pyzaty, na którego badawczy spostrzegacz nie mógł patrzeć przez kilka minut, by nie dojść do wniosku, że jest to właśnie urzędowy rozdawca zawartych w pudle skarbów, gdy nadejdzie właściwa chwila ich spożywania. Zaledwie pan Pickwick ogarnął wzrokiem wszystkie te zajmujące przedmioty, gdy wierny jego uczeń znów począł go nawoływać: - Pickwick! ! Pickwick! Właź pan tu prędko! - Choć pan! Proszę - dodał stary gentleman. - Joe! Przeklęty chłopak! Znowu śpi! Joe! Spuść stopień! Pyzaty chłopiec z wolna zsunął się z kozła, spuścił stopień i w uprzejmy sposób otwo- rzył drzwiczki. W tej chwili nadeszli panowie Snodgrass i Winkle. - Wszyscy się tu pomieścimy - zaczął znowu właściciel powozu. - Dwóch wewnątrz, jeden zewnątrz. Joe! Zrób na koźle miejsce dla jednego z panów. Teraz prosimy. I stary gentleman wyciągnął żylastą rękę, wwindował do powozu naprzód pana Pickwicka, potem pana Snodgrassa. Pan Winkle siadł na koźle. Pyzat y chłopak pochylił się ku niemu i natychmiast zasnął. - Cieszy mię, że oglądam panów - mówił dalej stary gentleman - znam panów bardzo dobrze, chociaż być może, iż panowie nie przypominacie mię sobie. Niejeden wieczór spędziłem w klubie panów ostatniej zimy. Dziś rano spotkałem mego przyjaciela, pana Tupmana, co mię wielce uradowało. No i cóż, panie? Jak się pan ma! Wygląda pan dziel- nie, ale to bardzo dzielnie! Pan Pickwick, do którego były zwrócone te ostatnie słowa, odwdzięczył się odpowied- nim komplementem i silnie uścisnął dłoń starego gentlemana. - A pan - ciągnął dalej mówca, spoglądając z ojcowskim zajęciem na pana Snodgrassa. - Doskonale! Nieprawdaż? Tym lepiej, tym lepiej. A pan jak się ma, panie Winkle? Dobrze? To mię cieszy. Moje córki, panowie. A to moja siostra, panna Rachela Wardle. Dziewica, a nie dziewczątko, co? Hę? - dodał, śmiejąc się na całe gardło i uprzejmie szturchając łokciem w bok pana Pickwicka. - Ależ, , bracie! - zawołała miss Wardle z błagalnym uśmiechem. . - Tak, tak - zaczął znów stary gentleman - nikt temu zaprzeczyć nie może. Panowie! Przedstawiam wam mego przyjaciela, pana Trundle ' a. A teraz, kiedy już wszyscy znacie się, bądźmy dobrej myśli i patrzmy, co się dzieje. Takie jest moje zdanie. To rzekłszy, włożył okulary. Pan Pickwick wydobył swoją perspektywę i wszyscy sto- jąc w powozie, przypatrywali się manewrom wojskowym. 35 Były to manewry godne podziwu. Jeden szereg strzelał ponad głowami drugiego szere- gu i natychmiast cofał się, potem drugi szereg strzelał ponad głowami trzeciego i także cofał się; formowano czworoboki z oficerami w środku; włażono po drabinach na wały, burzono barykady utworzone z koszów, a wszystko to robiono z niezrównaną odwagą. Na okopach armatnich artylerzyści pakowali ogromne naboje w działa, a gdy wystrzelili, żałosny krzyk trwożliwych kobiet długo rozlegał się w powietrzu. W powozie młode panny Wardle tak były przerażone, że pan Trundle był zmuszony podtrzymywać jedną z nich, a pan Snodgrass drugą. Nerwy miss Racheli Wardle były tak okropnie podrażnione, że pan Tupman uznał za nieodzowną konieczność ująć ją za kibić, by nie upadła. Jednym słowem, wszyscy doznali niezwykłego wzruszenia, wyjąwszy pyzatego chłopca, który przy huku dział spał tak głęboko, jak przy zwykłej piosence piastunki. Gdy zdobyto twierdzę i tak oblężonym, jak i oblegającym zastawiono obiad, stary gen- tleman zawołał: - Joe! Joe! Przeklęty chłopak, znowu śpi. Bądź pan tak dobry i uszczypnij go w łydkę. Tylko w ten sposób można go obudzić. Dziękuję panu. Joe, rozpakuj pudło. Pyzaty chłopak, rzeczywiście rozbudzony za po- mocą ściśnięcia mięsnych części nogi wielkim i wskazującym palcem pana Winkle ' a, znowu zsunął się z kozła i rozpoczął rozpakowywanie pudła z nierównie większym po- śpiechem, aniżeliby to można było przypuszczać po jego poprzedniej niemrawości. - Teraz siadajmy, jak można - rzekł gentleman