Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

Ale nie chciał mnie posłuchać. Jest to zresztą zupełnie zrozumiałe. Kimże jestem, aby mnie słuchano? - Joe spojrzał na niego uważnie. - Czy bywa pan często w Londynie? - zapytał swobodnie. - Byłoby mi bardzo miło, gdyby zechciał pan któregoś dnia zajrzeć do mnie. TAk mało wiem o Birmie. A wszyscy, którzy tam byli mówią, że to bardzo piękny kraj. - W moich oczach jest on najpiękniejszy spośród wszystkich krajów świata - powiedział Chanda poważnie. - Ale to zrozumiałe. Nie jestem obiektywny. Będzie to dla mnie prawdziwy zaszczyt, jeżeli będę mógł choćby w najbardziej niedoskonały sposób opowiedzieć panu o moim kraju. CzęSto bywam w LOndynie. Generał ma tak wiele spraw i tak bardzo już mu trudno opuszczać Mandalay House. Tak się złożyło, że w ciągu ostatnich dwu tygodni byłem w stolicy kilka razy. W przyszłym tygodniu także zapewne będę musiał tam wyjechać. Odbędzie się aukcja starożytności indyjskich u Greeneya. Kilka pozycji z katalogu zainteresowało generała. - A poza panem, czy ktoś z mieszkańców albo gości Mandalay House był ostatnio w LOndynie? - O ile wiem, prócz pana Cowleya, który jeŽdził raz czy dwa razy, żeby poczynić zakupy, raczej nikt. Pora roku jest tak piękna, że nikt, kto nie musi, nie opuści Devonu, choćby na kilkanaście godzin. Mam nadzieję, że będzie równie ładnie podczas całego pobytu państwa tutaj. Panna Beacon tak bardzo kocha wodę i słońce, że byłoby to naprawdę smutne, gdyby mając kilka dni przerwy w pracy, natrafiła na tak rzadkie u nas o tej porze deszcze i mgły. - Zapewne. Ale nic chyba tego nie zapowiada... - Joe wstał, zapalił papierosa i rozejrzał się szukając popielniczki. Znalazł ją i usiadł znowu. - Jest pan bardzo mądrym człowiekiem Mister Chanda. Cieszę się, że pana poznałem. Jeśli dojdzie pan do wniosku, że chce mi pan opowiedzieć o czymś, och, o czymkolwiek, co mogłoby mnie zainteresować... - wypuścił kłąb dymu i przygasił papierosa - proszę mnie obudzić nawet pośród nocy, zgoda? - To ja panu dziękuję - Chanda poważnie skłonił głowę. - Generał Somerville niezupełnie wierzył w pańskie... - przez chwilę szukał słowa - specjalne uzdolnienia. Ja wierzę. Pan już wie, prawda? Alex przytaknął głową. - Ale nie wszystko. Szczerze mówiąc, wiem bardzo mało. A nie chciałbym, aby dziadkowi Karoliny przytrafiło się coś złego. Panna Beacon jest... jest osobą bardzo mi bliską. - Była to jedna z przyczyn, dla których chciałem pana poznać. I w moim starym sercu zajmuje ona wiele miejsca, chociaż zapewne jest to nieco inne uczucie. Ale nie jestem pewien, czy ustępuje jakiemukolwiek innemu. Chanda odwrócił głowę i wstał. Weszła Karolina. Twarz miała poważną. - Generał Somerville czeka na ciebie w gabinecie... - powiedział Chanda. - Prosi, żebyś odwiedziła go w towarzystwie pana Alexa. Ma tam pewien dokument, który pragnąłby ci odczytać. - Dokument? - Karolina, która wchodząc chciała najwyraŽniej powiedzieć coś Joemu, uniosła brwi. - Jaki dokument? - Zaraz go usłyszymy zapewne - powiedział Chanda. Ruszył przodem i otworzył drzwi. Minęli mały salonik. Stary Birmańczyk zatrzymał się przed nastęPnymi drzwiami, zapukał lekko. Potem otworzył drzwi i usunął się na bok. Umeblowanie gabinetu generała Somerville'a było proste i niemal ubogie w porównaniu z dyskretnym przepychem innych pomieszczeń Mandalay House. Trzy ściany pokryte były półkami pełnymi książek, na czwartej stała potężna, nieco staromodna kasa ogniotrwała, a obok niej jedyny wolny skraweK ściany zakrywała ogromna, różnobarwna mapa Półwyspu Indyjskiego. Pośrodku stał wielki stół. Generał Somerville, otulony grubym szlafrokiem, i siedzący w wysokim fotelu, wydawał się pośród tego toczenia jeszcze drobniejszy i kruchszy. - WchodŽCie, wchodŽCie! - wskazał im krzesła stojące po przeciwnej stronie wielkiego stołu. - Gdzież to się podziewałaś, Karolinko? Wysłałem Chandę po ciebie już tak dawno, że w moim wieku mógłbym nawet zapomnieć, po co to zrobiłem. Na szczęście nie zapomniałem! No siadajcie! - dodał lekko poirytowanym już głosem. Uniósł trzymany w ręce papier