Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

Opowiedziałem mu historię Winthropa. Azazel uronił kilka malutkich łez, czasami bowiem mięknie mu serce, gdy czyjeś kłopoty kojarzą mu się z jego własnymi. — O tak — odparł — formalność potrafi wystawić na próbę. Nie jest to coś, do czego przyznałbym się przed każdym, jednakże mój zplacznik jest bardzo niewygodny. Nieodmiennie zakłóca krążenie w moim wspaniałym wyrostku ogonowym. Lecz co ty byś zrobił na moim miejscu? Osobników, którzy pojawiają się bez niego na formalnych zgromadzeniach, wyrzuca się formalnie za drzwi. W rzeczy samej, wyrzuca się ich na twardą, betonową nawierzchnię w taki sposób, by odbili się od niej. — Czy możesz jednak zrobić coś dla Winthropa, o Obrońco Pożałowania Godnych? — Chyba tak. — Azazel nieoczekiwanie się rozradował. Zazwyczaj kiedy zwracam się do niego z moimi drobnymi prośbami, robi mi ciężką awanturę, wściekając się na czekające go trudności. Tym razem oświadczył: — Rzeczywiście, nikt w moim świecie ani też, jak sobie wyobrażam, na tej twojej nieszczęsnej planecie nie lubi formalności. Formalność to jedynie efekt męczącej i sadystycznej tresury w dzieciństwie. Wystarczy tylko uwolnić pewne miejsce w mózgu, które w moim świecie nazywane jest zwojem Itchko, a następnie spru–u–u–dować, dzięki czemu dany osobnik natychmiast powraca do stanu naturalnej abnegacji. — Czy mógłbyś zatem spru–u–u–dować Winthropa? — Z pewnością, jeśli nas sobie przedstawisz, ponieważ musiałbym zbadać jego aktualną kondycję mentalną. Spełnienie tego żądania przyszło mi bez trudu. Podczas następnego spotkania z Winthropem zwyczajnie wsadziłem Azazela do kieszeni koszuli. Chwalić Boga, odwiedziliśmy tym razem pewien bar, a bostońskie bary są zazwyczaj okupowane przez zaprzysięgłych pijaków, których nie wytrąca z równowagi mała, czerwona główka wystająca z kieszeni koszuli. Bostońscy pijacy widują gorsze rzeczy nawet wtedy, gdy są trzeźwi. Winthrop jednakże nie zobaczył Azazela, bowiem ten, jeśli chce, potrafi zmącić człowiekowi umysł, czym — pod tym względem — przypomina twój styl pisania, stary. W pewnej chwili zorientowałem się, że Azazel coś robi, bowiem Winthrop otworzył szeroko oczy. Zapewne coś w nim musiało ulec spr–u–u–u–dowaniu. Dźwięku nie usłyszałem, ale oczy go zdradziły. Nie minęło dużo czasu, by rezultaty dały znać o sobie. Jeszcze przed następnym weekendem zjawił się w moim pokoju hotelowym. Zatrzymałem się na jakiś czas w Copley Manhole, w odległości zaledwie pięciu przecznic i kilku podestów od Copley Plaza. — Winthrop! — zawołałem. — Wyglądasz strasznie. — Istotnie, jeden z małych guziczków przy kołnierzyku jego koszuli był rozpięty. Dłoń mojego przyjaciela powędrowała do guziczka, a potem Winthrop cichym głosem powiedział: — Do diabła z tym. Mam to gdzieś. — Po czym jeszcze ciszej dodał: — Zerwałem z Hortensją. — Wielkie nieba! — krzyknąłem. — Dlaczego? — Przez drobiazg. Odwiedziłem ją, jak zwykle, na poniedziałkowej herbatce. Na nogach przez zwykłe przeoczenie miałem niedzielne buty. Nie zauważyłem tego, ale ostatnio mam trudności z dostrzeganiem takich rzeczy. To mnie trochę martwi, George, lecz na szczęście nie bardzo. — Jak rozumiem, Hortensja zauważyła. — Natychmiast, bowiem ma poczucie poprawności równie wyostrzone jak ja albo przynajmniej tak samo wyostrzone jak ja kiedyś. Powiedziała: „Winthrop, jesteś niestosownie obuty”. Z jakiegoś powodu jej głos zdawał się działać mi na nerwy. Odparłem: „Hortensjo, jeżeli chcę być niestosownie obuty, to mam do tego prawo, a jeśli ci się to nie podoba, to możesz sobie jechać do New Haven”. — Do New Haven? Dlaczego do New Haven? — Bo to wstrętne miejsce. Z tego, co mi wiadomo, mają tam jakąś niższą uczelnię zwaną Yeti, Yale czy jakoś tak. Hortensja postanowiła odebrać moje stwierdzenie jako zwykłą zniewagę, którą zresztą w moim zamierzeniu było. Natychmiast oddała mi spłowiałą różę, którą podarowałem jej ubiegłego roku, i oznajmiła, iż zrywa zaręczyny. Zachowała jednakże pierścionek, jak bowiem całkiem słusznie zauważyła, jest cenny. Dlatego właśnie znalazłem się tutaj. — Przykro mi, Winthrop. — Niepotrzebnie, George. Hortensja ma płaski biust. Nie mam na to ostatecznych dowodów, lecz z pewnością od frontu wydaje się wklęsła. Ani trochę nie przypomina Cherry