Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

Nie ma sensu dodatkowo macerować żołądka, który i tak jest w kiepskim stanie, a dwa kubki mocnej czarnej kawy wcale mu nie pomogą. By zignorować podszepty głosu wewnętrznego, Ryan zmusił się do lektury gazety. Mało kto zdaje sobie sprawę, w jak ogromnym stopniu służby wywiadowcze polegają na informacjach środków masowego przekazu. Wynika to po części z pokrewieństwa obu instytucji. Obie parają się podobnymi zajęciami, a co więcej, wywiad nie ma rynkowego monopolu na najlepsze mózgi. Ryan zastanowił się nad tym i zauważył, że gazety, w odróżnieniu od jego firmy, nie płacą swoim informatorom. Poufne źródła, na jakie powołują się dziennikarze, to najczęściej ludzie, których do ujawnienia sekretnych informacji pcha gniew albo wyrzuty sumienia. Z tego właśnie, nie innego powodu, ludzie ci dostarczają pierwszorzędnych danych. Każdy doświadczony oficer służb specjalnych może potwierdzić, że gniew i zasady moralne najskuteczniej ze wszystkiego popychają nas do sprzedawania rozmaitych smakowitych tajemnic. Prócz tego, choć dziennikarstwo tradycyjnie jest domeną ludzi leniwych, również i tam trafiło paru sensownych gości, zwabionych pokusą lepszej płacy niż w wywiadzie. Ryan od dawna wiedział z góry, że artykuł opatrzony tymi czy innymi inicjałami zasługuje na staranną, uważną lekturę. Pamiętał też, by zawsze sprawdzić datę w nagłówku depeszy. Jako zastępca szefa CIA orientował się doskonale, którzy szefowie poszczególnych działów znają się na rzeczy, a którzy nie, i dlatego na przykład wiedział, że "Washington Post" dostarczy mu dokładniejszych informacji niż szefostwo sekcji niemieckiej. Na Bliskim Wschodzie na razie cisza. Bałagan w Iraku zaczynał się nareszcie uspokajać. Nowy układ sił w tamtym kraju powoli nabierał kształtów. Nareszcie. Gdyby jeszcze udało nam się coś wykombinować ze stroną izraelską. Przyjemnie byłoby zaprowadzić tam jakiś porządek, stwierdził w duchu Ryan. Uważał zresztą, że jest to całkiem możliwe. Konfrontacja Wschodu i Zachodu, która zaczęła się zanim się jeszcze urodził, przeszła do historii. Któż by w to uwierzył? Ryan, nie patrząc, dolał sobie kawy i jak zwykle, nawet na kacu, nie uronił ani jednej kropli. To, co zaszło w ciągu paru zaledwie lat, zajęło mniej czasu, niż on sam spędził w agencji. Kto by to, kurczę, pomyślał. Wszystko stało się tak nagle, że Ryan zapytywał wręcz samego siebie, jak długo będzie się pisało o tym książki. Pewno przez całe pokolenia. A tu masz, za tydzień miał odwiedzić centralę w Langley pod Waszyngtonem wysłannik KGB, szukający porady na temat organizacji parlamentarnego nadzoru nad wywiadem. Ryan głośno odradzał tę wizytę, co sprawiło, że przygotowywano ją w ścisłej tajemnicy, ze względu na fakt, że agencja nadal miała na swoich usługach sporo Rosjan, których przeraziłaby z pewnością nowina, że KGB i CIA nawiązały oficjalne kontakty (i odwrotnie; pomyślał Ryan, rzecz odnosi się także do Amerykanów na usługach KGB. Prawdopodobnie). Wysłannikiem był zresztą stary przyjaciel, Siergiej Gołowko. Ladny mi przyjaciel, sapnął Ryan, zaglądając do działu sportowego. Największą wadą porannego wydania jest to, że nigdy nie zdążą w nim podać wyniku wieczornego meczu... Jack znów skierował kroki do łazienki, choć tym razem w sposób bardziej cywilizowany. Przebudził się w końcu, choć w żołądku nadal czuł gorycz istnienia. Pomogły dopiero dwie tabletki sody. Nareszcie zaczął też działać tylenol. W pracy trzeba będzie łyknąć jeszcze ze dwie piguły. Kwadrans po szóstej Jack Ryan zdążył wyjść spod prysznica, ogolić się i ubrać. Wychodząc pocałował śpiącą jeszcze Cathy, która skwitowała gest sennym mruknięciem, i wyszedł za próg dokładnie w tej samej chwili, kiedy przed dom zajechał jego wóz. Ryana gnębił w jakiś sposób fakt, że aby tutaj dotrzeć, kierowca musiał się zerwać jeszcze wcześniej od niego. Tym bardziej, że dobrze znał tego kierowcę. - Witam doktora - rzekł na jego widok John Clark, wykrzywiając usta w uśmiechu. Ryan wślizgnął się na przednie siedzenie. Usiąść z tyłu oznaczałoby dla niego w jakiś sposób obrazić kierowcę, poza tym z przodu mógł rozprostować nogi. - Cześć, John - odpowiedział. Pan doktor znowu wieczorem zabarłożył, pomyślał John. Co za pajac; jak na takiego mądrego faceta zachowuje się niczym ostatni idiota. O bieganiu też się zapomniało, co? John Clark spojrzał na pasek i talię zastępcy dyrektora. Nie szkodzi, przyjdzie pora, że zrozumie to samo, co zrozumiał kiedyś Clark, a mianowicie, że zarywanie nocy przy flaszce to zajęcie dla młodych gówniarzy. John Clark był młodszy niż obecnie Ryan, kiedy stał się apostołem kondycji fizycznej