Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
Powyżej zniszczeń wił się szlak z winorośli i poczwarnych masek - wszystkie jednak miały zaskakujący wyraz poczciwego znudzenia, zupełnie jak stareńkie psy dosypiające swych ostatnich dni na progu domostw. Pod dłuższymi ścianami stało około dwudziestu jednakowych wąskich łóżek z płóciennymi zasłonami i skrzyniami u stóp. Pośrodku komnaty ciągnął się długi rząd stołów oraz obitych popękaną skórą taboretów. Całość robiła dość koszarowe wrażenie. - To chyba szkoła? - odezwał się Wężownik, który spędził dwa lata w podobnym otoczeniu. - To znaczy stancja - poprawił natychmiast. Szkolne sypialnie podobne są do siebie jak ptasie jaja, niezależnie od miasta czy kraju. - Może być - ocenił Stalowy. - Pomieścimy się wszyscy. Zakłopotany przewodnik tłumaczył tymczasem we własnym języku, iż rzeczywiście była to wspólna sypialnia synów urzędników dworskich i pomniejszego rycerstwa. W tej chwili najmłodsi chłopcy zostali odesłani do domów, a starsi praktykują u wyznaczonych patronów. Komnata przeznaczona, do odmalowania i niezbyt tu wytwornie, ale skoro panowie nalegają... Panowie nalegali. Promień nieco wyniośle oznajmił, że istotnie na razie domagają się jedynie ciepłego posiłku, czystych prześcieradeł i takiego miejsca, które nadawałoby się do praktykowania magii. - Demony często rujnują podłogę albo ryczą i przeszkadza to sąsiadom - ciągnął beznamiętnie, a tymczasem twarz zarządcy pokrywała się kredową bladością. - Węże się rozłażą... A pewne komponenty eliksirów, hmm... nigdy nie wiadomo, co człowiekowi ubędzie lub przybędzie, jeśli choćby tego dotknie. W najlepszym interesie tutejszych mieszkańców leży, byśmy mieli tu spokój. - Oczywiście, oczywiście...! - nerwowo potwierdził zarządca, wycofując się tyłem. - Miłego dnia życzę. Przyślę kogoś do posługi... tak, oczywiście. Żegnam wielmożnych panów... Zamknął za sobą drzwi nieco gwałtowniej, niż jest to przyjęte, jakby chciał jak najszybciej odgrodzić się od czyhającego nań niebezpieczeństwa. Młodzi magowie parsknęli śmiechem. Tylko Myszka zapytał z niezadowoleniem: - Po co go straszyłeś? I tak nas tu nie lubią. - Ale nikt nie będzie nam przetrząsał rzeczy w czasie naszej nieobecności. * * * Kiedy zjawili się zapowiedziani przez rządcę posługacze, ze zdziwieniem oraz pewnym rozczarowaniem stwierdzili, że zbędne sprzęty z komnaty już piętrzą się na korytarzu i można je zacząć przenosić do składu. Tak samo zaciekawione cztery służące - przysłane z tacami zastawionymi jedzeniem, z ręcznikami, dwoma miednicami do mycia rąk i dzbankami gorącej wody - miały okazję zerknąć do środka jedynie przez chwilę. Ciemnowłosi cudzoziemcy odebrali im brzemiona w progu. Widać było tylko, że w środku panuje ożywiony ruch i gwar obcej mowy. Zasapana piąta służka, która dogoniła towarzyszki, dźwigając wielki kosz polan na rozpałkę, trafiła jeszcze gorzej, z pewnego punktu widzenia oczywiście. Drzwi otwarły się znowu na moment, musiała oddać drewno, a kiedy odwracała się do pozostałych dziewcząt, bezczelny młodzieniec klepnął ją w pośladek. - Oni myślą, że im wszystko wolno! - prychnęła ze złością, odruchowo wygładzając popielatą spódnicę i poprawiając godnym ruchem chusteczkę na ramionach. - Pewno, że wolno! Kamlasowi o tak ręce chodziły, jak o posługi wołał. Boi się sam, a nas to posyła, kiedy tu mrokołaki nastały. - Ten na mrokołaka nie wyglądał - odezwała się trzecia, kręcąc zalotnie biodrami. - Po prawdzie to śliczny jak jaka figura z ogrodu Najjaśniejszej Pani albo taka malowanka, co je damy w piórnikach chowają. - Ale ja muszę koszyk nazad zabrać! - załamała ręce pierwsza. - Zapukać, czy co? Czy oni po ludzku rozumieją? Odda mi? - Odda, odda! - zapewniła ją koleżanka ze złośliwym uśmieszkiem. - I jeszcze co dołoży za fatygę ani się nie zasapie! Zapewne pokojówki nie pozwoliłyby sobie na tak dosadne wyrażenia, gdyby wiedziały, że przedmiot ich rozmowy stoi właśnie oparty o drzwi po drugiej stronie i doskonale się bawi, śledząc ich paplaninę. Gryf rozpoczął bowiem układanie w myślach nowej listy podbojów, umieszczając na początku cztery rumiane buzie