Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

Sophia! mówił Lucio, i takjak dawniejbyłato jakby niedziela, święto jej imienia. Sophia! Możedrugi raznie spotkam już kogoś takiegojak ty. I możety kogoś takiego jak ja także już nie spotkasz. Jesteśmytu. Razem. Wszystko inne jest wielkimgłupstwem. Masz usta, które musi ktoś całować. Maszwłosy,w których musi ktoś zanurzać twarz, masz piersi,któreniepowinny zasypiaćz dala odmężczyzny. Sophia! Obudziła sięzlana potem,z krzykiem, którego echadługo nasłuchiwała, bojącsię, czy nie przestraszył kogow hotelu, czynie sprowadzido jej pokoju recepcjonistki. Ale na całym piętrze trwała martwa cisza, tylko podoknem na bliskimdrzewie gwizdała wilga, a w dolemknęłyszosą, nie zatrzymujące sięprzed muzeum, samochody. Podniosła sięz łóżka,zawstydzona sama przed sobątym przedziwnie słodkim przestrachem, jakibudziław niej zuchwała natarczywość Lucia. Zapaliłaświatło,spojrzała na zegarek. Było po wpół do jedenastej. Pa-'trząc przezchwilę na układ wskazówek uświadomiłasobie, że Renato, wybierając sięwtakdaleką podróż,poddał chyba swój wóz szczegółowemuprzeglądowi i żedefektwtak świetnymsamochodzie mógłpowstać tylko za sprawą pechalub. wyobraźni. 17Renato śpi, na wznak, obnażony i spokojny, pewnynawet we śnie swojej urody. Agnieszka,wsparta nałokciu, patrzynaniego, niemogąc zrozumieć, jak tosięstało, że leżą teraz obok siebie w obcym jej pokoju,znajdującym się prawdopodobnie nad barkiem, w którym tańczyli i z którego jeszcze i teraz dochodzą nikłedźwięki. Starając się nie zbudzić Renata, patrzy nazegarek dwunasta. Ma ochotę wyskoczyć z łóżka,ubrać się szybko i potarmosiwszy Renata, zmusićgodo tego samego. Zagodzinębyliby w Lichnowcu i matka uwierzyłaby w zepsucie wozu, w oczekiwanie najego naprawę. Ale równocześnie ta panika,która jąogarnia, wydaje jej sięjakaś prowincjonalnai niedorosła, wstydzi się jej przed Renatem, nie zdając sobiesprawy, że to właśnie jest najbardziej niedorosłe w całym jej postępowaniu. Jakto się stało? myśliznowu. Jezus Maria! Ogarnia ją przerażenie zamiast uciszenia,tkliwościi szczęścia. Jak to sięstało? Jakto się mogłostać? Tańczyli radiowiec w sztruksowym ubraniuw grube prążki puszczałwciąż taśmę z Łoue Story,a później, jeszcze wyraźniej na cześć Renata,OreSamarę w przerwach pilijakieśtrunki, siedząc nawysokich stołkachbaru, mówili różne miłegłupstwaz twarzami coraz bardziej zbliżonymi kusobie, aż330'jP yf końcu, kiedymimowszystko,mimo przytuleń,poZ"całunków i szeptów, chciała jechać, Renato namówił ją na telefondo matki,który miał przedłużyć tylko ichpobyt w Kazimierzu, a sam w tym czasie musiał wyS; starać sięopokój na górze. Legitymacja związku filmowców dawała mu te możliwości,mimo że był tozamknięty ośrodek wypoczynkowy. Potem znowutańczyli, znowu ciągnęli przez słomkę jakieś trunki, mieli. w głowach przyjemny szmerek, gadatliwa serdecznośćl', popychałaich ku sobie, akiedy wstawali, aby pójść poj tańczyć,od razu owijali się niecierpliwie ramionami,^, bardzo spragnieniswojej jak najbliższej, jak najciaś^ niejszej bliskości. Iwtedy Małgorzata zsunęła się ze swegostoika przyH: barze, podeszła do nich i klasnęła w dłonie. Odbija"' ny! zawołała. 'yi Renato nie wiedział, oco chodzi, zatrzymał się,^w mrejscu zdumiony,ale izaintrygowany. II Powinnaby może nie zwracać uwagi na ten wy'",',, bryk Małgorzaty, powinna by może jej coś powiedzieć,: ale po tejdawce alkoholu, jakaszumiała jejwgłowie,1, podrażniona duma mogła ją sprowokować tylkodoUl;jednego:odsunęła się od Renata, popchnęła go leciutko^', kuMałgorzacie. Masz powiedziała. Możeszgog sobie z bliska powąchać. ^ Nie jestem wędrowcem odpowiedziałaMałgorzata. Ale już owinęła swoje półnagie ramię wokół karBku Renata, już wparław jegoźrenice uważne, nieruchome, przyczajonespojrzenie swoich oczu. Niezna włoskiego! ucieszyła się Agnieszka. Ale znaangielski, przypomniałasobie z przerażeniem. Radiowiec w sztruksowym ubraniu w grube prążkiwyciągnął ramiona i przygarnął ją ku sobie. Uważaj powiedział. Małgorzata strzela bezpudła! Odsunęła się trochęod niego, przyjrzałamu się. z bliska. Trudno strzelać do czegoś, co już jest zestrzelone odpowiedziała. Ale zerkała jednakItu tamtej parze, nie zawsze rozumiejąc, co mówi do niej jejpartner. Rozmawiali już ze sobą, to znaczy Benatomówił,a Małgorzatasłuchała, wten swój jedyny naświecie sposób, cudownie i niebezpiecznie,'zawsze budząc wdzięczność i wzruszenie. O nie! mruknęłaAgnieszka