Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
- I daj sobie spokój z tą „panią”. Mam na imię Joan. - Reaguję na prawie każde zawołanie, ale przyjaciele mówią do mnie sierżancie lub Julio. - Julio. Znów się uśmiechnęła. Maudie dopiero zrobi wielkie oczy, kiedy to usłyszy! 11 Czwartek, 23 grudnia 2010 roku, godzina 16.10 Nad południowym Ohio - Ma pan chęć na drinka, sir? Alex Michaels oderwał wzrok od artykułu na temat budowy najwyższego gmachu na świecie, bliźniaczych wież w Sri Lance. Nowa budowla, kiedy zostanie ukończona, będzie o ponad dwadzieścia jeden metrów wyższa od drugiego co do wysokości budynku, który też znajdował się w Sri Lance. - Proszę o Coca-Colę - powiedział. - Zaraz podam, sir. - Stewardesa wręczyła mu plastikowy kubeczek z lodem i jedną z tych nowych, ulegających biodegradacji plastikowych puszek Coca-Coli. Zamkniętą puszkę można było przechowywać przez dziesięć lat, ale kiedy tylko do środka dostało się powietrze, rozpoczynał się proces rozkładu plastiku. Po dziewięciu miesiącach z puszki pozostawała garstka nietoksycznego proszku, który całkowicie rozpuszczał się podczas pierwszego deszczu. Można było wyrzucić puszkę na ziemię, a po roku nie było już po niej ani śladu. Stewardesa przeszła do następnego rzędu foteli. Michaels nalał Colę do kubeczka z lodem, obserwując, jak na wierzchu tworzy się piana. Leciał klasą biznesową na pokładzie wielkiego Boeinga 777. Siedział przy drzwiach koło prawego skrzydła. Lubił to miejsce i zawsze starał się je zarezerwować. Wydawało mu się, że jest tu trochę więcej miejsca na nogi, chociaż mógł to być tylko wytwór jego wyobraźni. Głównie jednak chodziło o to, że gdyby z samolotem zaczęło się dziać coś niedobrego, chciał być w miejscu, w którym mógłby coś zrobić. Zaczął rezerwować to miejsce od czasu lotu do Los Angeles, kiedy na miejscu obok wyjścia awaryjnego zobaczył starszego pana, ważącego może czterdzieści pięć kilo. Być może pod wpływem adrenaliny facet potrafiłby otworzyć te drzwi, gdyby złamało się podwozie podczas awaryjnego lądowania, ale Michaels nie dałby za to głowy. Może zamiast tego facet dostałby ze strachu zawału. Ale może ten starszy pan był jak ta leciwa dama, która uczyła Toni silat i dysponował mocą, o którą nikt by go nie podejrzewał. Mimo wszystko, lepiej żeby przy tych drzwiach siedział krzepki czterdziestolatek z FBI niż siedemdziesięcioletni przedstawiciel wagi lekkiej. Lepiej dla wszystkich zainteresowanych. Oczywiście najchętniej latałby pierwsza klasą. Parę razy Biuro zafundowało mu takie przeloty w ramach podróży służbowych. Komfort był większy, ale nie zdecydowałby się na dodatkowe koszty, lecąc prywatnie. W końcu ogon samolotu dolatuje na lotnisko w tym samym czasie, co nos, jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, więc wydawanie dodatkowo kilkuset dolarów za lniane serwetki i lampkę szampana wydawało się przesadą. Było dość czasu na obejrzenie filmu przed lądowaniem w Denver, gdzie Michaels miał się przesiąść na samolot do Boise. Wprawdzie linie lotnicze rzadziej gubiły dziś bagaże pasażerów, ale Michaels wolał nie ryzykować. Miał ze sobą jedną torbę podróżną, która zmieściła się w schowku nad głową razem z prezentem gwiazdkowym dla Susie, syntetyzatorem muzyki i głosu. Jego córka odkryła dla siebie nowy rodzaj muzyki, zwany technometofunk; dzieciaki szalały za tym. Michaels lubił jazz, klasyczny rock, big-bandy z lat czterdziestych, a nawet klasykę długowłosych. Od lat nie śledził nowych trendów w muzyce. Zrozumiał, że się starzeje, gdy przeczytał kiedyś aktualną listę „Billboardu” i zorientował się, że nie zna żadnej piosenki, ani żadnego z wykonawców. Któż mógłby potraktować serio piosenkę zatytułowaną „Mama Wąsy Mama Siostra”, wykonywaną przez kogoś, kto nazywał się HeeBeeJeeBeeDeeBeeDoo? Albo „Bunk Bunk!” w wykonaniu DogDurt? Mając syntetyzator, Susie będzie mogła włączyć się wirtualnie do dowolnego zespołu oraz zobaczyć i usłyszeć się podczas występu na scenie. Mogłoby się wydawać, że to trochę zbyt poważna zabawka, jak na jej wiek, ale właśnie syntetyzatora sobie zażyczyła. Całe szczęście, że Toni udało się go kupić; Michaels mógł uszczęśliwić córkę. Toni robiła mnóstwo rzeczy, dzięki którym Michaels prezentował się w dobrym świetle. Spojrzał na ekran, wbudowany w oparcie znajdującego się przed nim fotela. Ekran można było ustawiać pod różnym kątem, tak, aby był widoczny, nawet jeśli pasażer z przodu zdecyduje się odchylić oparcie. Nie, nie miał chęci na film, grę wideo, VR, czy śledzenie przebiegu lotu, co było przedstawione jako sylwetka samolotu, lecącego nad mapą. Wolał po prostu posiedzieć z pismem na kolanach i wyglądać przez okno. Na szczęście pogoda była bezchmurna. Widoczne w dole Ohio było pokryte śniegiem, połyskującym w świetle zachodzącego Słońca. Na Wschodnim Wybrzeżu będzie już północ, kiedy wyląduje w Boise, o ile zdąży się przesiąść i nie będzie opóźnienia. Dziesiąta wieczorem w tamtej części Idaho. Zarezerwował sobie samochód na lotnisku i pokój w „Holiday Inn”, niedaleko od domu, w którym mieszkała jego córka i była żona. Gdzie kiedyś mieszkali wszyscy razem. Wprawdzie w tym dużym, starym, piętrowym domu była wolna sypialnia, a nawet dwie, jeśli doliczyć pokój do szycia, ale Megan nie zaproponowała mu noclegu, a on też o to nie poprosił. Zawieszenie broni między Alexem a jego byłą żoną było pełne napięcia