Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
Sierżant doskonale zdawał sobie sprawę, czego się od niego wyma- ga: ma robić tyle hałasu, co cały oddział policji. Nie spo- dziewano się po nim, że dokona jakichkolwiek odkryć, miał tylko dawać do zrozumienia, że nadal pilnie się idzie tro- pem licznych poszlak. Jak to powiedział koledze, był po pro- stu kozłem ofiarnym, na wypadek, gdyby minister spraw wewnętrznych zaczął wtykać nos w nie swoje sprawy. Wiedział również, że jest to dla niego forma małego sprawdzianu. Należał do rzadkich w policji absolwentów prestiżowej szkoły prywatnej, toteż był oczywiście prze- znaczony do wyższych celów, więc na próbę miał doko- nać swoistego przejścia po linie. Istnieją rodziny policyj- ne, podobnie jak wojskowe i lotnicze, jego familia już od trzeciego pokolenia zasilała szeregi stróżów porządku publicznego. Był człowiekiem postawnym i bystrym, co w połączeniu z akcentem i manierami typowymi dla klas średnich nie musiało przysporzyć mu popularności; był jednak także dyplomatą. Doskonale znał uprzedzenia, jakie jego gatunek często budzi u obdarzonych drobno- mieszczańską mentalnością średnich rang policji. Choć- by uważał tego czy tamtego inspektora za półgłówka, choćby jęczał w skrytości, że działają ściśle we- dług przepisów w sytuacjach, w których wskazane były- by czynności mniej ortodoksyjne, czy też że niektórzy 205 zwierzchnicy uciekają się do koślawego, przyprawiające- go o mdłości żargonu, aby sprawić wrażenie ludzi „wy- kształconych", bardzo usilnie starał się nie okazywać swych uczuć. Zgoda, że brzmi to nieco makiawelsko; dzięki temu był jednak dobrym detektywem. Szczególnie zdatny był do prowadzenia dochodzeń pośród wyższych warstw spo- łecznych. Jego zawód nie kłuł w oczy na milę w kasynie w Mayfair czy w luksusowej restauracji. Z łatwością mógł uchodzić za bogatego, obytego człowieka z towarzystwa, i o ile zdolność ta mogła budzić zawiść kolegów, o tyle mogła pomieszać szyki kierującym się obiegowymi opinia- mi na temat policyjnego skrzywienia zawodowego osobom z zewnątrz. Bardzo przydatne było również jego nienagan- ne pochodzenie (ojciec nadal piastował stanowisko naczel- nika policji); w sumie mógł stanowić chlubę swego zawo- du — z pewnością dlatego właśnie jemu zlecono zadanie, podczas wypełniania którego miał się zetknąć z wieloma wpływowymi ludźmi. Nazywał się Michael Jennings. Cały dzień po podjęciu przez zwierzchników tajnej de- cyzji spędził na przeglądaniu opasłych akt sprawy Fieldin- ga, a pod wieczór na swój własny użytek sporządził coś w rodzaju nieformalnego streszczenia, które nazwał Stan gry. Wyliczył wszystkie możliwości i kontrargumenty. 1. Samobójstwo. Brak zwłok. Brak skłonności, brak aktualnego powodu. 2. Morderstwo. Brak zwłok. Brak dowodów na ist- nienie prywatnych wrogów. Wrogowie polityczni przy- znaliby się publicznie. 3. Porwanie. Brak oświadczenia porywaczy. Brak powodu, dlaczego akurat Fielding. 4. Amnezja. Nie ukrywa się, lecz nie wie, gdzie jest. Lekarze mówią, że brak wcześniejszych wskazań, nie ten typ człowieka. 5. Zagrożenie życia. Brak dowodów. Wezwałby na- tychmiast policję, sądząc z jego charakteru. 6. Groźba szantażu. Brak dowodów na oszustwo lub unikanie płacenia podatków. Brak dowodów na wybryki seksualne. 206 7. Miał dość swego obecnego życia. Brak dowodów. Brak problemów finansowych łub rodzinnych. Silne poczucie społecznego obowiązku od samego początku kariery. Umysł prawniczy, brak skłonności do żartów. 8. Dobór chwili. Skorzystanie z tego, że panna Par- sons bierze wolne popołudnie (zapowiedziane dziesięć dni wcześniej) sugeruje przemyślany plan? Ale F. mógł więcej zyskać na czasie, gdyby odwołał zebranie zarządu i spotkanie z agentem — lub dał p. Parsons cały dzień wolnego. Czyli nie potrzebował więcej niż czterech godzin, zakładając, że policja zostanie wezwana przy pierwszej okazji, czyli gdy nie zjawi się na spotkaniu z wyborcami o 18.35. A zatem dawno zaplanowane? Z możliwością natychmiastowego wykonania, gdy tylko nadarzy się okazja? Sierżant napisał drugi tytuł: Śmiałe hipotezy. 9. Miłość. Jakaś nieznana dziewczyna lub kobieta. Raczej coś więcej niż seks. Z jakichś powodów społecz- nie nie do przyjęcia (mężatka, z innej klasy, kolorowa)? Sprawdzić inne zaginione osoby w tym okresie. 10. Homoseksualizm. Żadnych dowodów. 11. Paranoja. Jakaś wyimaginowana groźba. Brak dowodów we wcześniejszym zachowaniu. 12. Zmora z przeszłości. Jakiś skandal przedmał- żeński, wróg z czasów wojny lub kariery prawniczej? Brak dowodów, lecz sprawdzić. 13. Pieniądze. Chce założyć tajne konto za granicą. 14. Miłośnik polowania na lisy. Utożsamienie z lisem, zgubić sforę? Ale dlaczego? 15. Rozpad małżeństwa. Zemsta na żonie. Sprawdzić, czy nie zabawiała się na boku. 16. Kryzys religijny. Anglikanin na pokaz, bez prze- konania. Prawdopodobieństwo zerowe. 17. Jakieś pokątne sprawki „parlamentarne" za gra- nicą. Ale nie jest typem polityka zaangażowanego ani muszkietera. Silne poczucie protokołu, skonsultowałby 207 się z Ministerstwem Spraw Zagranicznych i przynaj- mniej poinformował oględnie żonę. Nie wchodzi w ra- chubę. 18. Syn. Czarna owca. Porozmawiać z nim jeszcze raz. 19. Kwestie praktyczne. Całkowite zniknięcie nie jest operacją dla jednej osoby. Musi mieć kryjówkę, kogoś do robienia zakupów, trzymania straży itd. 20. Musi być gdzieś jakaś poszlaka. Coś kiedyś komuś powiedział. Raczej p. Parsons niż żonie? Wypytać przyjaciół z Westminsteru i City. Po jakimś czasie sierżant podpisał swą analizę wul- garnym słowem, drukowanymi literami. Zaczął następnego tygodnia od panny Parsons. Córki, Francesca i Caroline, wróciły — w tej kolejności — z willi blisko Malagi i z jachtu w Grecji; cała rodzina znajdowała się w Tetbury Hall. Pannie Parsons powierzono pieczę nad mieszkaniem w Londynie. Sierżant przerobił z nią jeszcze raz całe przedpołudnie poprzedzające zniknięcie. Pan Fielding podyktował kilkanaście rutynowych lis- tów, po czym zajął się jakąś pracą papierkową, gdy ona przepisywała je na maszynie. Zadzwonił do swego mak- lera, poza tym, o ile jej wiadomo, do nikogo