Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
P�aci si� z�oty do miasteczka - m�wi� spokojnie, lecz stanowczo nieznajomy ch�opiec. - Ale tu jest za miastem. - Wi�c dlatego ta panienka daje dwa i to jest zupe�nie dostate- czne. Marysie�ka wyci�gn�a r�k�, w kt�rej trzyma�a monet�. Ch�o- piec wzi�� j� i odda� wo�nicy; ten mrucza� co� gro�nie, lecz nie protestuj�c wdrapywa� si� na kozio� swego w�zka. - A rzeczy? - zapyta� ch�opiec patrz�c dobrymi oczami na dzie- wczynk�. - Tu stoj�... Tylko nie wiem, czy w tym domku kto mieszka. - A do kogo panienka? - Do pani D�bskiej. - Tak! To tutaj! Dom wygl�da, jakby pusty, ale wiem na pew- no, �e tu mieszkaj�. No, trzeba bombardowa� do fortecy, bo deszcz nie my�li przesta�, a najcierpliwszy nawet kosz w ko�cu zi- rytuje si�, gdy tak na� ci�gle kapa� b�dzie! Tylko kwestia, z kt�- rej strony zacz�� atak. Aha, tu jest ganeczek; wprawdzie schodki po�amane, ale jako� wej�� mo�na. MIEJSKA BIBIhWeKA PUBLICZNA Im. H. SIENKIEWICZA FILIA Nr 2 To m�wi�c zr�cznym skokiem znalaz� si� na ganeczku i zacz�� stuka� do drzwi, zrazu �agodnie, potem coraz silniej. - Bodaj czy si� nie pochorowali na uszy, co przy obecnej pogo- dzie zupe�nie jest mo�liwe! - �artowa� od czasu do czasu, zwraca- j�c si� do Marysie�ki, kt�ra sta�a przy swoich rzeczach dr��c z zi- mna i niemi�ego uczucia, jakim j� przejmowa� ten zamkni�ty na g�ucho, czarny dom. �A je�eli nie dostali listu pani Kry�skiej? Je�eli nic nie wiedz� o moim przyje�dzie?" - my�la�a z przestrachem. - Cierpliwo�ci, bo oto zdaje si�, �e g�usi us�yszeli i mo�e zaraz przem�wi�! - dowcipkowa� ch�opiec uderzaj�c raz po raz w drzwi. Przez szczeliny okiennic zab�ys�o wreszcie jakie� nik�e �wiate�- ko, da� si� s�ysze� pewien ruch za drzwiami, a po jakim� czasie kto� zapyta�: - Kto tam? - Podr�ni, a raczej podr�na, mokn�ca niemi�osiernie na de- szczu od p� godziny, b�aga o otworzenie podwoi! - wo�a� ch�o- piec, uszcz�liwiony, �e na koniec wywo�a� �ycie w �pi�cym domu. - Jaka tam znowu podr�na? - odezwa� si� niech�tnie ten sam os zza drzwi. - No, go�cinni oni nie s�! - mrukn�� harcerz, a zwracaj�c si� do dziewczynki zapyta� g�o�no, ci�gle �artobliwym tonem: - Kogo *n zameldowa�? ivlarysie�ka Orwicz�wna. Pani Kry�ska pisa�a przecie�, �e azi� przyjad�! - ju� na p� z p�aczem m�wi�a dziewczynka. - No, no! Prosz� si� uspokoi� i nie traci� odwagi! Wszystko p�j- dzie dobrze! Zaraz przekonam srogiego cerbera*, �e nic nie grozi mieszka�com tego domu! Potem zacz�� m�wi� w stron� drzwi dono�nym g�osem: - Melduj� najpokorniej, �e przyjecha�a panna Marysie�ka Or- wicz�wna, zapowiedziawszy poprzednio przyjazd sw�j listem pani Kry�skiej. *Cerber - wed�ug jednego z poda� greckich pies o trzech g�owach i trzech �mijach zamiast ogo- n�w, strzeg�cy wej�cia do �wiata podziemnego - siedziby umar�ych. W potocznej mowie nazwa wiernego, czujnego str�a. 22 Za drzwiami rozleg�o si� dosadne zakl�cie, a potem szept dwoj- ga g�os�w. Ch�opiec pochwyci� s�owa: - Du�o pom�g� nasz list... jednak licho j� przygna�o... Zrobi�o mu si� nagle bardzo niemi�o: wywnioskowa� od razu z tonu i ze s��w, �e przyby�a nie b�dzie mile przyj�ta i �e czekaj� j� przykre chwile; nie daj�c jednak pozna� po sobie uczu�, kt�re w nim powsta�y, m�wi� dalej, porzucaj�c ton �artobliwy, powa�nie i stanowczo: - Prosz� otworzy� pr�dzej. Dziewczynka i jej rzeczy mokn� przecie� na deszczu! Zn�w szepty za drzwiami, wreszcie skrzyp otwieranych drzwi. W smudze �wiat�a ukaza�a si� posta� ch�opca o rozrzuconej czu- prynie, w kurteczce, z kt�rej kr�tkich r�kaw�w wygl�da�y d�ugie r�ce, bardzo podejrzanej czysto�ci. Zza jego plec�w wychyla� a si� dziewczynka z pretensjonalnymi kokardami we w�osach, lecz w poplamionej i podartej sukience, trzymaj�c zakopcon�, ku- chenn� lampk�. - No, wreszcie zdecydowali si� pa�stwo otworzy�. W sam czas, bo maluczko, a byliby�my si� rozp�yn�li w potokach deszczu! - m�wi� harcerz mierz�c ciekawymi oczami obiecuj�c� park�. - W tych czasach nie mo�na otwiera� byle komu. Tyle wsz�dzie bandyt�w, z�odziei! - odpar�a Hanka, wpatruj�c si� ciekawie w ciemno�ci, by dojrze� dziecko, kt�remu nie chcieli da� przytu�ku u siebie. - No, panno Marysie�ko! Sezam* otwarty, pozostaje tylko trudna sprawa wdrapania si� na ganeczek. Mo�e jednak z moj� pomoc� uda si� to jako�. - A rzeczy? - O to prosz� si� nie troszczy�! Od czeg� jeste�my tu my, m�- �czy�ni? Prosz� mi poda� r�ce i nie ba� si�. Na trzy - podskoczy�