Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

Pojawiali się w naszych rozmowach, na starych fotografiach, na zwątlałych kartkach z ich pismem. Pan Janusz zmarł przed sześciu laty. Jeździłam na rozmowy do Bielska-Białej - do jego bratowej i wiele wieczorów spędziłyśmy pod starymi portretami, pod ołtarzykiem od Orzeszkowej, na fotelach - pamiątkach ocalonych przez młodego Fałata. - To niby martwe przedmioty, ale te wszystkie papiery, obrazki, fotografie wywołują we mnie żywe wzruszenia. Pomyśleć, że ten ołtarzyk trzymała w ręku Orzeszkowa - mówiła pani Jadwiga z Księżopolskich Kunicka ukazując wizerunek częstochowskiej Madonny - że to jej ręka pisała te listy do mojej teściowej. Ale muszę się też pochwalić i własnymi rodzinnymi pamiątkami - stara pani w młodzieńczej kolorem sukni ożywia się, podsuwa pod oczy miniaturę z napoleońskich czasów po swoich pradziadkach. -Mam też różne pisane do mnie cenne listy, na przykład pani Siemaszkowej, która pierwsza grała pannę młodą w Weselu, i długie epistoły kochanego Togo - Kazika Fałata. To był lekkomyślny, dość wesoło biorący życie młodzieniec, ale miał złote serce, otwarte dla ludzi, wierne dla przyjaciół. Myślę, że nawet się mną trochę interesował, ale nigdy nie przekroczył niedozwolonej granicy. Proszę, tu są jego i listy do mnie, do męża, do mojego syna... Po wojnie "Togo" znalazł się w Anglii. Jakże tęsknił tam, szczególnie wiosną, za Beskidami. Pisał: "tutaj, w Anglii jedynie niebo i chmury w przeróżnych odcieniach - i może jeszcze zieleń - są równie piękne jak u nas, na Śląsku Cieszyńskim. Nic mi nie zastąpi naszych gór, dolin, kościółków, rzek, lasów, stawów, łąk, drzew, ich cudownej na wiosnę zieleni. Wędruje tam me serce, a moja ręka pędzlem usiłuje to wszystko oddać w tęsknocie za mą ziemią. Wasz oddany Togo Fałat". Za naszym domem też tęsknił, pisał, że nie może zapomnieć Wigilii przy kolędach na Wzgórzu. Gdy znalazł się w Anglii, nie znał języka, więc żalił się na swoje lenistwo, że "za młodych lat lekceważyłem sobie naukę, nie korzystałem z możliwości, że w domu była angielska nauczycielka, gdy mój ośmioletni siostrzeniec, syn Kuki, płynnie już mówił po angielsku. Spotyka mnie teraz zasłużona kara. Zarabiam tu na życie, próbując malować". Kilka lat po wojnie "Togo" zdecydował się wrócić do Polski, zgłosił się do obozu repatriacyjnego, czekając na swoją kolejkę. Prywatnym "kanałem" ostrzegają go jednak zaprzyjaźnieni z Fałatami ludzie: Nie wracaj, byłeś wcielony tak jak i inni Polacy mieszkający na terenie Śląska - do niemieckiego wojska, będziesz traktowany jako zdrajca. Zaaresztują cię, dodatkowo jeszcze, jako szpiega angielskiego. "Zrezygnowałem więc, bo nie potrafię się bronić, gdy podli plugawcy chcą mnie wykończyć, dorabiając mi jeszcze opinię zdrajcy narodu, a sami wysługują się... (tu zamazane atramentem słowa). Wszystko zostawiłem czasowi, uzbrajam się w wyczekującą cierpliwość". - To ja zamazałam, bo było tam napisane: czerwonym... - wyjaśnia pani Kunicka - i jeszcze jakiś tam epitet. - "Togo" nie wrócił już nigdy do kraju, do ukochanych Beskidów - dodaje ze smutkiem, wciskając plik widokówek z własnoręcznym podpisem: "El. Orzeszko-Nah." Do szuflad starego biurka. Janusz Kunicki ma wszystko poukładane starannie. Osobne teczki, ponumerowane, opatrzone datami mieszczą także i listy Orzeszkowej. W jednym z nich, w maju 1900 roku, przysłała taką oto wskazówkę na nową drogę życia Jadzi Eysymonttównej: "Umiej człowieka, z którym Cię los połączył, dobrze kochać, o szczęście dbać!" Wystarczy sięgnąć po inną teczkę, aby przeskoczyć o kilkanaście lat do przodu i ujrzeć na fotografii Ryszarda Kunickiego, z ciemną bródką przystrzyżoną w klin, w mundurze legionisty siedzącego za stołem z surowego drewna, obok - duży wiklinowy kosz ze święconym. Jest Wielkanoc 1915 roku i fotografia spełniająca rolę pocztowej karty nosi pieczęć polowej poczty i numer baonu. Są też wizytówki i małe bileciki z nazwiskami nadawców: Józef Piłsudski... Maria Piłsudska. Inna znów fotografia, osiemnaście lat później. Jesienne listowie, na ogrodowej ławce w Bystrem siedzą dwaj starzy przyjaciele - Ignacy Daszyński i Ryszard Kunicki. Nie są już młodzi, spotkali się tutaj na leczeniu w sanatorium. Kto to był ten Siergiej?... ...Nagle z grubej koperty wysypują się bardzo już stare fotografie naklejone na sztywne tekturowe prostokąciki z ząbkowanymi brzegami. Na jednej z nich on - Stanisław Kunicki, młody wówczas chłopiec o gęstej czuprynie, nieco skośnych oczach, w studenckim mundurku z wysoką, sztywną stójką przy szyi. Po drugiej stronie obszerna reklama firmy: "Tyfilis. Photographie W. Barkanooff pres la Theatre, maison Kazanoff"... Do fotografii przypięty jakiś gazetowy wycinek. - Pytała mnie pani - pan Janusz wygładza zadrukowaną stroniczkę - czy rodzinie Kunickich jest coś wiadomo o dalszych losach złego ducha naszego Staszy - Siergiusza Degajewa