Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
Kiedy tak maszerowali, wzbijając tumany kurzu, śpiewali: Wędrujemy górskim szlakiem, Szczęśliwy wędrowiec i popularną żołnierską piosenkę Zaśpiewajmy to jeszcze raz! Dzień był ciepły i Johnny'emu niczego nie brakowało do szczęścia. Bawił się i żartował ze wszystkimi, miał świetny humor i pragnął, aby ten dzień nigdy się nie skończył. W południe wycieczkowicze zatrzymali się na lunch w miejscu, które Johnny uznał za interesujące z powodu dziwnego skupiska budynków nieopodal. Rozsiedli się na szczycie wzgórza o łagodnym zboczu. W dolinie poniżej widzieli kamienny kościółek nad spokojnym jeziorem, wierzbowy zagajnik i ponury szary pałac ze strzelistymi wieżami, wieżyczkami i dziwacznymi pękatymi kopułami. Strzegła go zamknięta na łańcuch żelazna bra- 36 ma, a zryta koleinami, zakurzona droga wiła się na prawo od otaczającego budowlę ogrodzenia i prowadziła w górę, aż do szlaku, którym przyszli harcerze. Miejsce styku obu dróg oznaczono wielkim kamiennym łukiem, na którym wyrzeźbiono łby potworów i złośliwie uśmiechnięte ludzkie głowy oraz wyryto napis STAUNTON HAROLD. Johnny stał z sandwiczem w ręku i wpatrywał się w kamienny łuk. STAUNTON HAROLD. Imię wydało mu się znajome, chociaż nie umiałby powiedzieć dlaczego. Hmm. Staunton Harold. Czy kiedykolwiek znał kogoś, kto tak się nazywał? Nie, na pewno nie pamiętał nikogo takiego. Wzruszył ramionami, usiadł na kamiennym murku okalającym drogę i zabrał się do jedzenia. - Wygląda to jak zamek Drakuli, co? - powiedział jakiś chłopiec siedzący na murku koło niego. Johnny zauważył go już wcześniej, gdyż wyglądał dość dziwnie; wydawało się, że ktoś rozciągnął go z obu stron. Miał pociągłą twarz, odstające uszy, długi nos i tłuste, kędzierzawe włosy. Jego ręce i nogi były bardzo długie, a stopy po prostu gigantyczne. Nosił buty, które dzieci nazywały traktorami. Chłopiec jadł olbrzymią kanapkę z szynką i serem, a kiedy przestał przeżuwać, jego usta wykrzywił przyjazny, choć trochę ironiczny uśmiech. -Jak się nazywasz? - zapytał. Johnny uśmiechnął się nieśmiało. -John Dixon. A ty? Chłopiec skrzywił się. - Byron Ferguson, wierz lub nie. Ale wolałbym, żebyś nazywał mnie Fergie, ponieważ nikt przy zdrowych 37 zmysłach nie chce, żeby nazywano go Byronem. - Fergie ugryzł kęs sandwicza. Żuł w zamyśleniu, a po chwili wskazał kciukiem na skupisko budynków w pobliżu. -Ta posiadłość jest twoja? Johnny patrzył na niego przez chwilę ze zdumieniam, a potem zrozumiał, że tamten żartuje. - Oczywiście - odparł z szerokim uśmiechem. - To wszystko jest moje, a ja jestem hrabia Drakula. Jem i trawię za pomocą najniższej części mojego przewodu pokarmowego! Odgryzam głowę od ciała i wysysam krew! Urodziłem się na Madagaskarze w roku 1892! Zastrzelono mnie, ale wróciłem do życia! - To ostatnie zdanie bardzo często powtarzał jego tata. Fergie wybuchnął śmiechem i wypluł resztki kanapki na trawę. - Gdzie, u licha, się tego nauczyłeś? Johnny wzruszył ramionami. - Och, znam wiele takich rzeczy. Znam wiersze, dziwaczne opowieści, co tylko zechcesz. Nagle Fergie zwrócił się do niego z błyskiem w oku: - Co się stało z Kolosem z Rodos? To pytanie zaskoczyło Johnny'ego. Wiedział tylko, że Kolos z Rodos był olbrzymim spiżowym posągiem zaliczanym niegdyś do Siedmiu Cudów Świata i że już nie istniał. - Czas minął! - warknął Fergie i uśmiechnął się triumfująco. - Nie wiesz? No cóż, runął podczas jakiegoś trzęsienia ziemi i sprzedano go saraceńskiemu handlarzowi złomu. Johnny zmrużył oczy. Tak łatwo się nie podda. 38 - Wymień ośmiu facetów, którzy zamordowali Juliusza Cezara - zażądał. Fergie nie wiedział i Johnny z dumą wymienił osiem rzymskich nazwisk. Nowy kolega spojrzał nań z podziwem i Johnny zrozumiał, że zostaną przyjaciółmi. Przez resztę wycieczki gadali jak najęci. Johnny opowiedział Fergiemu o profesorze Childermassie, o swoim tacie i o operacji, jaką miała wkrótce przejść jego babcia. W porze kolacji spotkali się przed drzwiami jadalni, żeby zająć miejsca koło siebie i dalej rozmawiać. Kolacja składała się z parówek i bułeczek, frytek, pieczonego grochu i „soku z robaków" - zwanego inaczej Wsparciem dla Nerwów