Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
Nie, uznał, nawet się nie pojawi. – Co dobrego mogłoby to dać? – mruknął. Mogłoby nawet sprowadzić na niego katastrofę, gdyby był tam czarodziej, który pochwycił Wulfgara i rozpoznałby go. – Lepiej żebym zapamiętał Wulfgara z naszych czasów wolności. – Żegnaj, mój wielki przyjacielu – Morik powiedział na głos ze smutkiem. – Wracam teraz do Luskan... Morik przerwał, gdy u podstawy muru zakotłowała się woda. Wielka, ciemna sylwetka zaczęła wypełzać z piany. Dłoń łotrzyka podążyła w kierunku miecza. – Morik? – spytał Wulfgar przez zęby dzwoniące od lodowatej wody. – Co ty tu robisz? – Mógłbym zapytać cię o to samo! – krzyknął łotrzyk, jednocześnie uradowany i oszołomiony. – Ja przybyłem oczywiście, by cię uratować – dodał czupurny łotrzyk, pochylając się, by chwycić dłoń Wulfgara i pomóc mu się podciągnąć. – To będzie wymagało wielu wyjaśnień, lecz chodź, ruszajmy w drogę. Wulfgar nie zamierzał się sprzeciwiać. * * * – Każdy strażnik w tym zamku zostanie stracony! – wściekał się lord Feringal, gdy następnego poranka dowiedział się o ucieczce, poranka, podczas którego planował wymierzyć barbarzyńcy swą sprawiedliwość. Strażnik skurczył się, bojąc się, że lord Feringal zaatakuje go tam, gdzie stał, i rzeczywiście wydawało się, że młodzieniec zaszarżuje na niego prosto ze swego fotela. Meralda chwyciła go za rękę, uspokajając go. – Spokojnie, mój lordzie – powiedziała. – Spokojnie? – wzdrygnął się lord Feringal. – Kto mnie zawiódł? – wrzasnął na strażnika. – Kto odpłaci zamiast Wulfgara? – Nikt – Meralda odpowiedziała, zanim jąkający się strażnik zdążył się odezwać. Feringal popatrzył na nią niedowierzająco. – Każdy kogo skrzywdzisz będzie skrzywdzony z mojego powodu – wyjaśniła. – Nie chcę mieć krwi na swych rękach. Pogorszyłbyś tylko sprawę. Młody lord uspokoił się trochę i siadł z powrotem, wpatrując się w swą żonę, w kobietę, którą ponad wszystko pragnął chronić. Po chwili zastanowienia, chwili spoglądania w tę piękną, niewinną twarz, Feringal przytaknął, zgadzając się. – Przeszukać wszystkie ziemie – polecił strażnikowi – i jeszcze raz zamek, od lochów do blanków. Sprowadzić mi go żywcem. Z kroplami potu na czole, strażnik ukłonił się i wybiegł z sali. – Nie obawiaj się, moja miłości – lord Feringal powiedział do Meraldy. – Wezwę znów czarodzieja i rozpocznę poszukiwania na nowo. Ten barbarzyńca nie ucieknie. – Proszę, mój lordzie – błagała Meralda. – Nie wzywaj znów tego czarodzieja, ani żadnego innego. – To sprawiło, że podniosło się kilka brwi, także Priscilli i Temigasta. – Chcę, by to wszystko się skończyło – wyjaśniła. – Skończyło się, powiadam, i zostało na drodze za mną. Nie chcę znów kiedykolwiek oglądać się za siebie. Niech ten mężczyzna odejdzie i zginie w górach, a my zajmijmy się własnym życiem, kiedy to będziesz mógł wychowywać własne dzieci. Feringal wciąż się w nią wpatrywał, nie mrugając. Powoli, bardzo powoli pokiwał głową, a Meralda przybrała spokojniejszą pozę w swym fotelu. * * * Zarządca Temigast obserwował to wszystko z rosnącą pewnością. Wiedział bez cienia wątpliwości, że to Meralda uwolniła barbarzyńcę.. Roztropny starzec, podejrzliwy od pierwszej chwili, kiedy to ujrzał reakcje, kobiety na przywleczonego przed nią Wulfgara, nie miał większych trudności ze zrozumieniem, dlaczego. Postanowił nic nie mówić, bowiem nie do niego należało zadawanie lordowi niepotrzebnego bólu. W każdym razie, dziecko zostanie odsunięte z drogi i z linii sukcesji. Temigast był jednak daleki od spokoju, zwłaszcza po tym jak popatrzył na Priscillę i ujrzał u niej minę, którą sam mógłby nosić. Zawsze była podejrzliwa i Temigast obawiał się, że może żywić te same wątpliwości, co do pochodzenia dziecka