Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

Tych ostatnich powierzę panu, monsieur Fournier. Anglikami ja się zajmę. Trzeba wiec przeprowadzić śledztwo w Paryżu — i to właśnie będzie pańskie zajęcie, Fournier. — I nie tylko w Paryżu — rzekł Fournier. — W lecie Giselle działała na francuskim wybrzeżu — Deauville, Le Pinet, WiM?reux. Jeździła też na południe do Antibes i Nicei, a także do innych miejsc. — Trafne stwierdzenie; pamiętam, że kilkoro pasażerów Prometeusza wspomniało Le Pinet. Tak, a zatem to jeden kierunek działania. Teraz musimy się zabrać za samo morderstwo. Musimy przekonać się, kto zajmował najlepszą pozycję do użycia dmuchawki. — Rozwinął duży plan tej części samolotu i położył go na środku stołu. — Teraz jesteśmy już przygotowani do wykonania wstępnej pracy. Na początek przejrzyjmy po kolei wszystkich i ustalmy prawdopodobieństwo, a także — co jest nawet ważniejsze — możliwości. Przede wszystkim możemy wyeliminować obecnego tu monsieur Poirota. To nam obniża ilość osób do jedenastu. Poirot potrząsnął głową ze smutkiem. — Masz zbyt ufną naturę, mój przyjacielu. Nikomu nie powinieneś ufać… absolutnie nikomu. — No wiec zostawimy cię, jeśli chcesz tego tak bardzo — rzekł zgodliwie Japp. — Teraz mamy stewardów. Wydaje się bardzo nieprawdopodobne, aby któryś z nich był w to zamieszany. Nie wyglądają na tak’’A, którzy pożyczają pieniądze na dużą skalę, i obaj cieszą się dobrą opinią — porządni, spokojni ludzie. Bardzo by mnie zaskoczyło, gdyby któryś z nich miał coś wspólnego z morderstwem. Niemniej, ponieważ mieli możliwości dokonania tego czynu, musimy ich wliczyć. Przebywali tak w przedzie, jak i w tyle samolotu. Mogli zająć pozycję, która pozwoliłaby im użyć dmuchawki — mam tu na myśli użyć jej pod odpowiednim kątem. Chociaż nie wierzę, aby steward mógł wydmuchnąć zatrutą strzałkę w przedziale pełnym ludzi bez zwrócenia czyjejś uwagi. Wprawdzie z doświadczenia wiem, że większość ludzi jest ślepa jak nietoperz, to jednak istnieją pewne granice. I oczywiście, w pewnym sensie, dotyczy to również każdej z tych utrapionych osób. To było szaleństwo, zupełne szaleństwo, w taki sposób popełnić zbrodnię. Przecież istniała tylko jedna szansa na sto, że nie zostanie się zauważonym. Osoba, która to zrobiła, musiała mieć piekielne szczęście. A poza tym to cholernie głupia metoda popełnienia morderstwa… Poirot, który spokojnie paląc siedział ze spuszczonymi oczami, wtrącił pytanie: — A zatem uważasz, że to była najgłupsza metoda popełnienia morderstwa, czy tak? — Oczywiście, że tak. Absolutnie szalona. — A jednak…. powiodła się. A my siedzimy tu we trójkę, rozmawiamy o tym, ale nie mamy żadnego pojęcia, kto popełnił morderstwo! To już jest sukces! — Zwykłe szczęście — upierał się Japp. — Morderca powinien być zauważony przez co najmniej pięć albo sześć osób. Poirot potrząsnął głową z niezadowoleniem. Fournier z zaciekawieniem spojrzał na niego. — Co pana gnębi, monsieur Poirot? — Mon ami — rzeki Poirot — sądzę, że każde przedsięwzięcie należy oceniać po rezultatach. A nasza sprawa zakończyła się sukcesem. I to właśnie mnie gnębi. — To morderstwo — powiedział w zamyśleniu Francuz — wydaje się graniczyć z cudem. — Cud czy nie cud. tak właśnie się stało — rzekł Japp. — Mamy orzeczenie medyczne, mamy broń, i gdyby ktokolwiek powiedział mi tydzień temu, że będę prowadził śledztwo w sprawie zamordowania kobiety strzałką zatrutą jadem węża… no, to zaśmiałbym mu się prosto w nos! To zniewaga… tego rodzaju morderstwo jest… zniewagą. Głęboko westchnął. Poirot uśmiechnął się. — Może to morderstwo popełnił ktoś, kto ma wypaczone poczucie humoru — powiedział Fournier. — W zbrodni najważniejsze jest zrozumienie psychologii mordercy. Japp lekko chrząknął na słowo „psychologia”, której nie lubił i nie ufał. — Ten pasztet to coś akurat dla monsieur Poirota — powiedział. — Tak, bardzo mnie interesuje, co wy dwaj mówicie. — Chyba nie wątpisz, że zamordowano ją w ten sposób, co? — zapytał podejrzliwie Japp. — Ja już znam ten twój pokrętny umysł. — Nie, nie, mój przyjacielu. Tego jestem pewien: przyczyną śmierci był zatruty kolec, który podniosłem z podłogi. Niemniej są pewne punkty w tej sprawie… Przerwał i potrząsnął z zakłopotaniem głową. Tymczasem Japp ciągnął: — A wiec jedźmy dalej. Nie możemy całkowicie wykluczyć stewardów, ale osobiście sądzę, że to wysoce nieprawdopodobne, aby któryś z nich to zrobił. Zgadzasz się ze mną, Poirot? — Och, chyba pamiętasz, co powiedziałem. Ja… nikogo z tego nie wykluczam… mon Dieu, co za wyrażenie! Nikogo, na tym etapie. — No, niech będzie tak, jak chcesz. A teraz pasażerowie. Zacznijmy od końca, od kuchenki i toalet. Miejsce numer szesnaście. — Stuknął ołówkiem w plan. — Fryzjerka, Jane Grey. W Le Pinet przepuściła wygraną na loterii. To znaczy, że jest hazardzistką. Może znalazła się w trudnej sytuacji i pożyczyła od tej starszej damy — ale wydaje się niemożliwe, aby pożyczyła dużą sumę, albo że Giselle miała na nią jakiegoś „haka”. Uważam, że jest dla nas za małą płotką. I nie sądzę, aby pomocnica fryzjera miała najmniejsze szansę zdobyć jad węża. Nie używa się tego jako farby do włosów ani do masowania twarzy. W tym wypadku użycie jadu węża było raczej błędem, ponieważ w pewnym sensie zawęża nam sprawę. Może dwie osoby na sto znają się na jadach i byłyby w stanie zdobyć coś takiego. — Wyjaśnia nam to przynajmniej jedno — rzekł Poirot. Fournier rzucił na niego szybkie pytające spojrzenie. Japp zajęty był własnymi myślami. — Ja na to patrzę w ten sposób — mówił. — Morderca należy do jednej z dwóch kategorii: albo jest człowiekiem, który obijał się po różnych częściach świata, człowiekiem, który wiedział coś o wężach, i to o jadowitych gatunkach, i o zwyczajach tubylczych plemion, które używają jadu, aby pozbywać się wrogów — i to jest kategoria numer jeden. — A numer dwa? — To naukowcy. Prace badawcze. Tego rodzaju trucizny używa się do przeprowadzania eksperymentów w wysoko wyspecjalizowanych laboratoriach. Rozmawiałem z Winterspoonem. Okazuje się, że jad węża — a dokładnie mówiąc jad kobry — jest czasem używany w medycynie. Daje dość dobre rezultaty w leczeniu epilepsji. Ostatnio prowadzi się szerokie badania nad ukąszeniami węży. — Ciekawe i dużo mówiące — zauważył Fournier. — Tak, ale idźmy dalej. Żadna z tych kategorii nie pasuje do dziewczyny, Jane Grey. W jej wypadku wydaje się, że brak jest motywu, a szansę zdobycia trucizny są mizerne. Praktycznie nie miała możności użyć dmuchawki — było to prawie niemożliwe. Proszę spojrzeć. Trzej mężczyźni pochylili się nad planem. — Tu jest miejsce numer szesnaście — wskazał Japp