Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

Przemknęli się do pustej o tej porze damskiej toalety. - Boże, jak my wyglądamy - załamała ręce Barska. - Ale masz problem - mruknął Kuba. Nagle zaczęła śmiać się histerycznie. Nie mogła przestać i w końcu nie było już wiadomo, śmieje się czy płacze, kiedy zobaczyła jego lewą rękę, ociekającą krwią. Uspokoiła się natychmiast. - Boże, jesteś ranny! Kuba spojrzał przelotnie. - To tylko skóra - wzruszył ramionami. Opatrzyła mu ranę na ramieniu, używając do tego chusteczek higienicznych, które obwiązała paskiem od sukienki. Potem obmyli się i oczyścili ubrania, na ile się dało. Ale sińców na twarzach nie dało się zmyć. Barska nałożyła ciemne okulary. - No co? Naprawdę je wzięłam - odpowiedziała na jego zdziwienie. Usiedli na ławce na pustym peronie. - W takim stanie nie możemy wsiąść do taksówki - powiedziała. - Zadzwonię do Jacka. Ładny nie wyszedł jeszcze z redakcji. Jego urlop był fikcją. I tak nie miał się gdzie podziać, kiedy Barska z Kubą używali 287 jego mieszkania. Tego dnia wypił tylko dwa piwa, i to przed paroma godzinami, zaryzykował więc i przyjechał swoim samochodem. Pojawił się szybko. Na ich widok pokiwał głową. - No, to kampanię wyborczą musimy zawiesić - powiedział krótko. - Fajnie. Mam urlop. - Barska próbowała zapobiec kolejnemu wybuchowi płaczu. Spotkali się w trójkę po raz pierwszy od czasu, kiedy Ładny dowiedział się oficjalnie, że Barska i Kuba mają romans. Mimo to zachowywał się, jakby sytuacja była dla niego całkiem normalna. A przynajmniej udawał, że tak jest. Poszedł przodem do swojego fiata, żeby nie peszyło ich, że patrzy, jak trzymają się za ręce. Otworzył im drzwi z tyłu, było oczywiste, że powinni siedzieć razem. Zapalił silnik i tylko jeszcze zapytał, zanim wyjechał z parkingu: - Co wam zabrali? Barska potrząsnęła głową. -Nic. - To trochę dziwne, prawda?. - Wzięli nas chyba za kogo innego - powiedziała. Kuba odwrócił głowę do okna. Przez całą drogę nie powiedział ani jednego słowa. Występni kochankowie nigdzie nie są mile widziani Wyjechali z Krakowa o świcie. Barska podjechała po Kubę na parking przy kościele Błgosławionej Jadwigi Królowej Polski, obok ogrodzenia ogrodów działkowych. O tej porze nie było tu żywego ducha. Wielkie blokowiska Azorów nie obudziły się jeszcze. Uśpione były też domki w sąsiednich uliczkach, kiedy Kuba szedł na spotkanie. Teraz czekał, oparty o drzewo nad parkingiem. Barska wyskoczyła z auta, podbiegła i przywarła do niego kurczowo. Ciemne okulary tylko częściowo zakrywały siniaki. - Gdzie my się teraz podziejemy? - spytała. - Polska jest duża. Świat jeszcze większy. Ton głosu Kuby przeczył słowom. Był cichy, załamujący się i niepewny. - Dzieciaku. 288 Wciągnął ją przez bramę w głąb ogrodu. Całowali się znów jak dawniej, nawet jeszcze bardziej zachłannie, jakby ze świadomością, że nie wiadomo, ile czasu jeszcze im zostało. Barska do podróży ubrała się w dżinsy. Teraz Kuba rozpiął ich guzik i suwak, wsunął rękę do środka. Było ciasno i niewygodnie. Osunęli się na mokrą od porannej rosy ławkę. Barska opanowała się pierwsza. - Nie, tak nie można. Zaraz przyjdą tu jacyś ludzie. - Pieprzę ich. Wysunęła się spod niego, zapięła spodnie. - A ja nie. Też mam ochotę kochać się z tobą. Ale przecież nie tutaj - wskazała ręką na widoczne między drzewami mury kościoła. Nie wyglądał na zadowolonego, ale bez słowa ruszył za nią do samochodu. Podała mu kluczyki. - Ty prowadź. Ja jestem wciąż za bardzo roztrzęsiona. Od razu poprawił mu się humor. Gesty, jakimi dotykał kierownicy i dźwigni zmiany biegów, były niemal pieszczotliwe. Jak na tak młodego kierowcę, prowadził zaskakująco pewnie, łagodnie i bez szarpnięć. A równocześnie już na Opolskiej parę razy wypróbował wszystkie możliwości stukonnego silnika. Dopiero wtedy spytał: - Dokąd właściwie jedziemy? - Dokądkolwiek. Byle jak najdalej stąd - odpowiedziała cicho. - Może na Mazury? - Poważnie? - ucieszył się. - A mogę autostradą i dwupa-smówką przez Łódź? - Którędy chcesz. Jesteś w tym lepszy niż ja. Na autostradzie bez trudu rozpędził golfa do dwustu kilometrów na godzinę. Auto pewnie trzymało się drogi, choć na koleinach, wyżłobionych na prawym pasie przez ciężarówki, trochę rzucało. - Nie za szybko? - spytała. - Boisz się? - Nie boję się. Ufam ci. Ale wolałabym, żeby nas policja tak od razu nie namierzyła. Wyobrażasz sobie, jakby zobaczyli nasze gęby? Nie ma wątpliwości, że by nas zatrzymali do sprawdzenia. Zwolnił do przepisowej prędkości i jechał równo sto trzydzieści, tylko przy wyprzedzaniu korzystając z całej mocy silnika, co mu 289 sprawiało wyraźną radość. Mijali widoczne w oddali ruiny zamku Tenczyn, kiedy Barska zaśmiała się, po raz pierwszy od wielu godzin. - O co chodzi? - Aż przyjemnie na ciebie patrzeć. Pieścisz to autko bardziej namiętnie niż mnie. Udało jej się sprawić, że też się uśmiechnął. - Bardziej to nie. Ale prawie. Jest podobne do ciebie. - Z powodu lekkiego prowadzenia? - zacytowała stary dowcip. - No wiesz? Żelazna Dziewico, co ty gadasz? Z powodu, że zmyłkowe, tak samo jak ty. W ogóle nie widać temperamentu, jaki drzemie pod tą spokojną karoserią. - Co za znawca! Ale dziękuję. Poranne chmury rozwiały się i Kuba mógł widzieć w lusterkach czerwone słońce, wstające z tyłu nad autostradą i łagodnymi pagórkami po jej obu stronach. Barska włączyła odtwarzacz