Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard

Cóż, jak ktoś ma miękkie serce, to kończy tak jak on - w pułapce. Najwyraźniej obec- ność Vadera w pobliżu gwałtownie wpłynęła na policyjną gorliwość. Musieli kogoś do- starczyć żołnierzom i najwidoczniej zdecydowali się na niego, a to oznaczało, że prze- szukają wrak. A on nie bardzo miał się gdzie ukryć - pokład obserwacyjny był jeszcze bardziej pusty niż najniższy poziom. Wszystko, co dało się wyjąć, wyrwać czy odrąbać, dawno zniknęło, pozostawiając jedynie pustą podłogę i dziury po drzwiach w ścianach. Przed każdą z nich - z wyjątkiem jednej - stał prorok i prorokował. Żaden nie był z mo- nasteru i Bo Shek zgrzytnął zębami - pewnie dzięki informacji, jaką przekazał żebra- kowi, opat odwołał ich na konferencję. Tak więc niejako w efekcie własnych działań został sam. Jedyne, co mu pozostało, to upodobnić się do otoczenia. W szparach podłogi, jak się spodziewał, znalazł sporo brudu, który wraz z odrobiną śliny stał się niezłym kamu- flażem. Pozostali prorocy wyglądali jak wyciągnięci ze śmietnika; on przy nich prezen- tował się wręcz nieprzyzwoicie świeżo. Teraz, kiedy się umazał, pasował do otoczenia. Następnie podszedł do ostatniego wolnego otworu w ścianie i niepewnym głosem (któ- ry, miał nadzieję, zostanie uznany za starczy) zaintonował: -Bracia, siostry, przyjaciele i obcy: strzeżcie się ciemnej strony Mocy! Kilka zgromadzonych w dole postaci uniosło głowy, mrużąc oczy przed blaskiem. Bo zrozumiał, dlaczego to okno pozostało puste - oba słońca Tatooine znajdowały się dokładnie za jego plecami, co skutecznie zniechęcało słuchaczy do przyglądania się mówcy. A że kaznodziejom zależało na popularności, woleli inne lokalizacje. Jemu nie zależało, a dawało dodatkową korzyść - skutecznie utrudniało rozpoznanie. Dla lepsze- go efektu nasunął kaptur na głowę i zaczął kazanie. Chociaż tak długo przebywał w monasterze, prawda była brutalna - o religii miał mniej niż mgliste pojęcie, o prorokowaniu żadne. Nie interesowało go to nigdy, a w dodatku mieszkał w podziemnym kompleksie monasteru, poświęconym naprawom i przeróbkom statków kosmicznych, a nie w kościołach, w których przebywali nieliczni prawdziwi zakonnicy. Z tego, co się orientował, podstawę kazania sąsiada stanowiło uznanie banth za święte, co zresztą też nie było oryginalne, tylko ściągnięte od jakiejś grupy autentycznie nawiedzonych, żyjących gdzieś na pustyni. Za mało o tym wiedział, żeby ruszać ten temat... choć z drugiej strony, kto słucha ulicznego kaznodziei? Musiał coś powiedzieć, żeby nie wzbudzić podejrzeń, więc wykrzyczał to, co przyszło mu do głowy: - Jedynie ci, co moją czyste serca, mogą oczekiwać prawdziwego władania Mocą! - Na tym przynajmniej trochę się znał, więc poszło łatwiej. - Musicie się oczyścić, mu- sicie dojść do ładu sami ze sobą i przyjąć Moc jako podstawę postępowania. Jeśli nie zaczniecie żyć uczciwie, nie macie po co próbować. Moc trzeba przyjmować taką, jaka jest, a jest z natury czysta. Zmienić jej się nie da, za to jej ciemna strona może zmienić was. Mimo słonecznego blasku uniosły się następne twarze, a nawet najbliżej stojący prorok zamilkł i wydawał się słuchać. Bo Shek uśmiechnął się doń nerwowo i ciągnął: - Kiedy poddacie się Mocy, oddacie życie największej sile Wszechświata. Za jej pomocą można przenosić góry, widzieć przyszłość i znaleźć wieczne życie! - Im dłużej mówił, tym łatwiej mu szło. Kolejny prorok zamilkł, ale Bo Shek nie miał czasu się nad tym zastanawiać - po- licja otoczyła wrak, a sądząc po zamieszaniu piętro niżej, zaczęła go też przeszukiwać. Naturalną koleją rzeczy ściągnięty hałasem zjawił się patrol szturmowców - cóż, jak wszyscy to wszyscy... - Żałujcie! - zawołał, otulając się szczelniej opończą. - Poszukajcie głęboko w swych sercach, a prawda uczyni was wolnymi. - Zamknij się! - warknął niespodziewanie ten z prawej, który zaczął go słuchać ja- ko pierwszy. Dopiero w tym momencie Bo Shek dostrzegł, że prorok jest czyściej-szy niż pozo- stali, a palce i nadgarstki obwieszone ma złotymi ozdobami - temu kaznodziejstwo i prorokowanie najwyraźniej się opłacały.- Sam się zamknij! - poradził mu, ale słysząc ciężkie kroki, łomoczące po stalowej rampie, dodał: - Albo lepiej zacznij gadać, bo ina- czej obaj dokończymy występów w tutejszym pierdlu! I czym prędzej sam poszedł za własną radą, zwracając się do słuchaczy w dole: - Są między wami niedowiarki, są tacy, którzy zaprzeczają istnieniu Mocy albo twierdzą, że osłabła z czasem i już teraz nie może być do niczego przydatna. Aja po- wiadam wam, że każda żywa istota, jaka się rodzi, zwiększa potencjał Mocy. Posiadacz złotej biżuterii spojrzał w kierunku wyjścia, usłyszał tupot i natychmiast odwrócił się w stronę swojego okna, podejmując dokładnie w miejscu, w którym prze- rwał: - Pomyślcie zatem o banthach z piaszczystych pól. Nie szkodzą, nie gryząi są naj- świętszymi zwierzętami, jakie..