Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
Powiedz mi, o czym myśli przeciętny człowiek, kiedy słyszy określenie "Wielka Czwórka"? - Zdaje mi się, że Wielka Czwórka wzięła początek na konferencji wersalskiej; jest też słynna wielka czwórka świata filmowego. Jest jeszcze kilka mniej znanych organizacji, noszących tę nazwę. - Rozumiem - powiedział Poirot, zamyślony. - Ja jednak spotkałem się z tym terminem w okolicznościach nie pasujących do tego, o czym mówiłeś. Zdaje się, że Wielką Czwórką nazwano międzynarodowy gang przestępczy czy coś w tym rodzaju. Ale... - Co? - spytałem, ponieważ Poirot zawahał się. - Moim zdaniem, to jest coś bardzo poważnego. No, my tu gadu, gadu, a ja muszę dokończyć pakowania. Czas ucieka. - Nie jedź - poprosiłem. - Przełóż rezerwację i popłyniemy jednym statkiem. Poirot wstał i spojrzał na mnie z wyrzutem. - Ach, ty nic nie rozumiesz! Dałem słowo, pojmujesz? Słowo Herkulesa Poirot! Teraz nic nie jest w stanie mnie powstrzymać; chyba, że w grę wchodziłoby czyjeś życie lub śmierć. - Nie sądzę, by coś takiego miało się zdarzyć. Chyba że pięć przed dwunastą otworzą się drzwi i wejdzie tu nieoczekiwany gość. Powiedziałem to ze śmiechem, ale chwilę później obaj z Poirotem zamarliśmy bez ruchu. Z pokoju położonego w głębi mieszkania dobiegł nas dziwny hałas. - Co to? - spytałem przestraszony. - Ma foi? - zawołał Poirot. - Zdaje się, że mamy w sypialni niespodziewanego gościa. - Jak to możliwe? Jedyne drzwi wejściowe do twojego mieszkania znajdują się w rym pokoju! - Masz doskonałą pamięć, Hastings. Teraz wyciągnij z tego faktu wnioski. - Okno! Czyżby włamywacz? Niełatwo się tu wspiąć; to raczej niemożliwe. Wstałem i ruszyłem w stronę drzwi sypialni, ale stanąłem słysząc, że z drugiej strony ktoś naciska klamkę. Drzwi otworzyły się powoli. Stał w nich mężczyzna od stóp do głów pokryty kurzem i błotem. Twarz miał wymizerowaną. Przez chwilę patrzył na nas bez słowa, potem zachwiał się i upadł na podłogę. Połrot podbiegł do niego, ukląkł i powiedział do mnie: - Brandy... Szybko! Nalałem brandy i podałem przyjacielowi. Udało mu się wlać trochę alkoholu do ust nieznajomego. Przenieśliśmy go na kanapę. Po kilku minutach otworzył oczy i potoczył wokół nieprzytomnym spojrzeniem. - Czego pan chce? - spytał Poirot. Mężczyzna rozchylił wargi i dziwnym, bezbarwnym głosem powiedział: - Pan Herkules Poirot, Farraway Street czternaście. - Tak, tak, to ja. Obcy chyba nie zrozumiał. Powtórzył tym samym tonem: - Pan Herkules Poirot, Farraway Street czternaście. Poirot zadał mu jeszcze kilka pytań. Mężczyzna nie odpowiadał, tylko co jakiś czas powtarzał to samo zdanie. Poirot dał mi znak, żebym zadzwonił po lekarza. - Wezwij doktora Ridgewaya. Na szczęście doktor był w domu. Jako że mieszkał na sąsiedniej ulicy, kilka minut później był już u nas. - Co się stało? Poirot powiedział o tajemniczej wizycie. Lekarz zbadał nieznajomego, nieświadomego, co się z nim dzieje. - Hm! - chrząknął wreszcie. - Dziwny przypadek. - Zapalenie mózgu? - spytałem. Doktor parsknął ze złością. - Zapalenie mózgu! Zapalenie mózgu! Coś takiego w ogóle nie istnieje. Nowomodny wymysł! Nie. Ten człowiek przeżył jakiś wstrząs. Jest całkowicie pochłonięty jedną myślą: musi znaleźć pana Herkulesa Poirot z Farraway Street 14. Powtarza te słowa mechanicznie. - Afazja? - spytałem z nadzieją. Tym razem doktor okazał nieco mniejsze niezadowolenie. Nic nie powiedział, tylko dał nieznajomemu mężczyźnie kartkę i ołówek. - Zobaczymy, co z tym zrobi - wyjaśnił. Nieznajomy przez chwilę nic nie robił. Potem zaczął gorączkowo pisać, ale nagle przestał. Kartka i ołówek upadły na podłogę. Lekarz podniósł je, spojrzał na kartkę i pokręcił głową. - Nic tu nie ma. Tylko cyfra 4 powtórzona kilkanaście razy, za każdym razem większa. Pewnie chciał zapisać numer domu: czternaście. Ciekawy przypadek. Bardzo ciekawy. Czy może go pan zatrzymać do wieczora? Teraz muszę iść do szpitala, ale wieczorem przyjdę i zajmę się nim. Wyjaśniłem, że Poirot wyjeżdża, a ja obiecałem towarzyszyć mu do Southampton. - Nie szkodzi. Możecie zostawić go samego. Nic mu się nie stanie. Jest skrajnie wyczerpany. Prawdopodobnie przez kilka godzin będzie spał. Proszę porozmawiać z gospodynią i poprosić, żeby zaglądała do niego co jakiś czas. Po tych słowach doktor Ridgeway wyszedł. Poirot dokończył pakowania, co chwila spoglądając na zegarek. - Czas nieubłaganie pędzi naprzód. Chodźmy, Hastings. Nie będziesz się tu nudził. To niezwykła tajemnica. Nieznajomy mężczyzna. Kim jest? Ach, sopristi! Oddałbym dwa lata życia, żeby tylko odpłynąć jutro, a nie dzisiaj. Jest w tym coś ciekawego... niezwykle interesującego. Jednak wszystko wymaga czasu. Minie wiele dni, a może nawet miesięcy, zanim ten mężczyzna będzie w stanie powiedzieć, po co do nas przyszedł. - Zrobię, co będę mógł - zapewniłem przyjaciela. - Spróbuję cię zastąpić. - Oczywiście. W głosie Poirota słychać było niepewność. Wziąłem do ręki kartkę, zapisaną przez nieznajomego. - Gdybym chciał napisać książkę - powiedziałem - uwzględniłbym twoje najnowsze zainteresowania i dał jej tytuł "Tajemnica Wielkiej Czwórki". Mówiąc to, pokazałem palcem powtarzającą się na kartce cyfrę 4. Nagle podskoczyłem ze strachu. Nasz chory gość doszedł do siebie, usiadł i powiedział całkiem wyraźnie: - Li Chang Yen. Wyglądał jak człowiek wybity ze snu. Poirot gestem nakazał mi milczenie. Nieznajomy mówił głosem czystym, wysokim; miałem wrażenie, że cytuje słowa jakiegoś wykładu bądź raportu. - Li Chang Yen jest mózgiem Wielkiej Czwórki. Wszystko kontroluje i wprawia w ruch. Z tego powodu nazwałem go Numerem Pierwszym. Numer Drugi rzadko wymieniany jest z nazwiska. Podpisuje się literą S przeciętą dwoma liniami, czyli znakiem dolara. Czasem używa też dwóch kresek i gwiazdy. Można się domyślać, że jest obywatelem Stanów Zjednoczonych i wywodzi się z zamożnych, wpływowych kręgów