Nie wiem czy Bóg istnieje, ale byłoby z korzyścią dla Jego reputacji, gdyby nie istniał" - Renard
O umówionej porze byliœmy naturalnie w cegielni. Weiser bez s³owa wyci¹gn¹³ z klaseru dwanaœcie zgni³ozielonych Adolfów, przyklei³ je na ceglanej œcianie, wrêczy³ za³adowane parabellum i powiedzia³: — Na ka¿dego z was po cztery, strzelacie do skutku! — Elka mia³a liczyæ iloœæ zu¿ytych ³usek i uzupe³niaæ magazynek. Pamiêtam dok³adnie — najlepszy okaza³ siê Piotr, bo na trafienie czterech kanclerzy zu¿y³ tylko szeœæ naboi, drugi by³ Szymek z oœmioma ³uskami, trzeci by³em ja — na czterech Adolfów potrzebowa³em a¿ jedenastu strza³ów. Od huku dzwoni³o mi w uszach. — Nie najgorzej — powiedzia³ Weiser — a ty — to by³o do mnie — powinieneœ jeszcze poæwiczyæ! — I kiedy Weiser oœwiadczy³, ¿e teraz pójdziemy do dolinki, bo nie zawiód³ siê na nas — tak to w³aœnie okreœli³, kiedy szliœmy w gêstwinie paproci, pokrzyw i ¿arnowca, mijaj¹c zagajnik i czarne nawet w dzieñ œwierki, zaczeka³em, a¿ on bêdzie z ty³u, trochê dalej od wszystkich i wyjawi³em mój sen jak najwiêksz¹ tajemnicê. Opowiedzia³em o bestiach wype³zaj¹cych z morza i o tym, jak on poskromi³ je, ratuj¹c nieszczêœliwych rybaków. Nie s¹dzê, abym wówczas chcia³ mu siê przypochlebiæ, chocia¿ strzela³em najgorzej, nie, zreszt¹ Weiser tego tak nie przyj¹³, wys³ucha³ mnie nie przerywaj¹c do koñca i powiedzia³ — pamiêtam to doskonale: — Dobrze, nie mów o tym nikomu. — Ale nie by³a to groŸba, i po chwili doda³: — Bêdziesz zmienia³ plansze, to bardzo wa¿na robota. — A ja szed³em dalej uszczêœliwiony, bo przecie¿ by³o tak, jakby specjalny fawor sp³yn¹³ na mnie, mimo fatalnego strzelania. Tak, jeœli dzisiaj piszê, ¿e Weiser by³ kimœ zupe³nie innym, mam sporo racji, nie oznacza to jednak wcale, ¿e nie by³ w tamtym czasie naszym wodzem lub po prostu genera³em. Kto inny, jak nie genera³ wpad³by na pomys³ strzelania tu¿ obok wojskowej strzelnicy, pod samym nosem najprawdziwszych na œwiecie ¿o³nierzy? Piwnica cegielni by³a za ma³a na zabawy z automatem. Ale gdzie mo¿na by³o strzelaæ tak, aby odg³osy kanonady prêdzej czy póŸniej nie œci¹gnê³y na nas uwagi okolicznych mieszkañców lub amatorów leœnych malin? Jego pomys³ by³ prosty — jeœli na wojskowej strzelnicy odbywa³y siê æwiczenia strzeleckie, to my mieliœmy odbywaæ nasze æwiczenia w tym samym czasie i w pobliskim miejscu. Zaraz za wysokim wa³em strzelnicy rozpoczyna³a siê dolina, gdzie przycupniêty zagajnik, wysokie trawy i gêste partie krzewów dawa³y szansê w razie koniecznej ucieczki. Zreszt¹ dolina przechodzi³a dalej w ci¹gn¹c¹ siê ze dwa kilometry i poroœniêt¹ sosnowym borem rozpadlinê, na której zamkniêcie ¿o³nierze potrzebowaliby z piêædziesiêciu ludzi. Wszystko to przewidzia³ i zaplanowa³ szczegó³owo Weiser, patrzyliœmy z podziwem, jak ka¿e nam zajmowaæ stanowiska, ³aduje automat i czeka, kiedy z tamtej strony nasypu rozlegn¹ siê strza³y. — Teraz poka¿ê wam — powiedzia³ przygotowany do naciœniêcia spustu — jak trzeba to robiæ! — I kiedy tylko us³yszeliœmy ³omoc¹ce po œcianach lasu dudnienie krótkiej serii z tamtej strony wa³u, Weiser przy³o¿y³ siê do automatu i da³ ognia tak¹ sam¹ krótk¹ seri¹, która by³a jak odbicie tamtej. — Niczego siê nie domyœla — powiedzia³ — z tamtej strony brzmi to jak echo, trzeba tylko strzelaæ w tym samym momencie. Na tym polega³a sztuka — trzeba by³o za ka¿dym razem przygotowaæ siê do strza³u i oczekiwaæ, a¿ z drugiej strony wa³u, na prawdziwej strzelnicy kolejny ¿o³nierz poci¹gnie za spust. Praktycznie strzelaliœmy wiêc równoczeœnie do tej samej darni, jak¹ ob³o¿ony by³ nasyp po obu stronach. Tylko, ¿e tamci mieli pistolety automatyczne Ka³asznikowa, a my niemiecki schmeiser odnaleziony i konserwowany przez Weisera. Najtrudniej by³o jednak przystosowaæ siê do rytmu tamtych. Ich serie, krótkie, z³o¿one najczêœciej z trzech sekwencji rzadko kiedy by³y jednakowo regularne. Tach, ta tach, ta ta tach — taka by³a najczêœciej — jeden, dwa i trzy wystrza³y w krótkich odstêpach. Ale by³y te¿ sekwencje inne — na przyk³ad trzy, dwa, dwa, jeden, albo dwa, trzy, dwa, lub jeden, jeden, trzy, a potem niespodzianie jeszcze jeden. — Strzelaj¹, jakby im brakowa³o amunicji — powiedzia³ Szymek — zupe³nie tego nie rozumiem. A Weiser znad wyjêtego magazynka uœmiechn¹³ siê, jak to on, prawie nieznacznie i dorzuci³ od niechcenia: — Œwiêta prawda, ¿o³nierz musi tak strzelaæ, jakby brakowa³o mu amunicji. Piotr ciekawy by³, dlaczego. — A ile naboi udŸwign¹³byœ w polu walki — spyta³a Elka zarozumiale, jakby sama wiedzia³a wszystko — sto? dwieœcie? dziewiêædziesi¹t sztuk? Po tym pytaniu, na które nikt zreszt¹ nie udzieli³ odpowiedzi, byliœmy przekonani, ¿e Weiser przygotowuje coœ wielkiego i poczuliœmy siê nagle jak zaufani partyzanci Fidela Castro, którzy rok temu, drugiego grudnia wyl¹dowali w prowincji Oriente i walczyli ze znienawidzonym Batist¹, s³ugusem imperialistów, o czym zajmuj¹co przez ca³¹ lekcjê przyrody opowiada³ M-ski. — Szkoda — wyszepta³ Szymek, kiedy le¿eliœmy w do³ku pod paprociami, bo z drugiej strony by³a akurat przerwa — szkoda, ¿e u nas nie ma takiego Batisty! — Tobie co? — zapyta³a Elka. — Nie rozumiesz — wyjaœni³ Piotr — dopiero byœmy mu dali L¹dujemy z morza na pla¿y, atakujemy koszary i ca³y kraj obejmuje rewolucja, taka prawdziwa rewolucja z partyzantk¹ i w ogóle! Elka rozeœmia³a siê g³oœno, tak, ¿e nawet Weiser spojrza³ na ni¹ z wyrzutem. — Ale z was gamonie — mówi³a t³umi¹c weso³oœæ — ale durnie, jak mo¿na robiæ rewolucjê drugi raz? Ale nie by³o czasu na wyt³umaczenie Elce, jak bardzo siê myli³a w przedmiocie naszych pragnieñ, Weiser kaza³ mi iœæ na nasyp, a oni przygotowywali siê do nastêpnej kolejki strzelania. Plansze, do których celowaliœmy, to nie by³ niestety Batist¹